Próbował wyczytać z jej twarzy, co naprawdę czuje, ale jak zwykle była nieprzenikniona.
– A Benny?
Znowu wzruszyła ramionami.
– Prawdę mówiąc, chętnie bym się go pozbyła. Mam go serdecznie dość. Ale poczuwam się do odpowiedzialności. Od lat wiedziałam, że ma nierówno pod sufitem, i nie powinnam dopuścić do tego, żeby się tak rozkręcił. Jednak stało się i teraz musimy postarać się zminimalizować szkody.
Kenny miał ochotę wziąć ją w ramiona i przytulić, ale się nie odważył. W każdej sprawie inicjatywa należała do Maury. W dodatku z żalem musiał przyznać, że nie jest największym przystojniakiem na tym świecie. Nawet jego matka mawiała, że nie o takich modlą się panny.
– Jak córeczka? – zapytała.
Uśmiech wygładził rysy jego poznaczonej szramami twarzy.
– Diablo śliczna. Chciałbym, żeby już było po wszystkim. I jeśli przetrwamy, to ja się wypisuję, Maws. Koniec. Wychodzę z tego. Jestem za stary na to całe gówno.
Popatrzyła na niego przeciągle i zapaliła papierosa. Zaciągnęła się głęboko.
– Ta mała stworzy cię na nowo, Ken. W przeciwieństwie do mnie masz się o kogo troszczyć, masz kogoś, kto cię potrzebuje. To cudowne. Też bym tak chciała. Po prostu żyć normalnie, to by mi zupełnie wystarczyło. Własny dom i spokojne życie, a Benny na dożywociu… Boże, wybacz mi.
Roześmiał się.
– Byle nie za spokojne było to życie. Chyba jeszcze zostało w nas trochę energii, co?
Uśmiechnęła się.
– Czy wiesz, że dzięki Alicii jeszcze długo pozostaniesz młody? Będziesz wiedział, co jest na szczycie listy przebojów, co wchodzi w modę, a co z niej wyszło. Będziesz oglądał programy telewizyjne, których sam nigdy byś nie włączył. Dzięki niej zachowasz młodość w sercu i umyśle. Będziesz patrzył, jak rośnie i dojrzewa, rozparty w fotelu, kochający i kochany, dumny z córki. Czy masz pojęcie, jaki ty jesteś cholernie szczęśliwy?
W jej smutnym głosie czuło się brzemię samotności, odkrywała się wreszcie, ujawniając tęsknotę za tym, co on miał po prostu dane jak większość kobiet i mężczyzn.
– Zmarnowałam całe swoje życie – przyznała z bólem Maura. – Chciałam być oparciem dla Carli i dostałam od niej potężnego kopa. A Benny jest wariatem, zostawia za sobą tylko śmierć i zniszczenie, gdziekolwiek się pojawi. Po to się tak szarpałam? Wszystko jest źle, Ken. Wszystko poszło źle. Nawet Marge unika mnie teraz jak morowego powietrza, bo boi się, że zostanie wplątana w wendetę Vica. Ale to znowu sprowadza się do dzieci, prawda? Ona o nie się boi, nie o siebie. To samo dzieje się z tobą, i dobrze, jeśli dzięki temu wydobędziesz się z tego szaleństwa, które bierzemy za prawdziwe życie.
Kenny był pełen współczucia. Każde wypowiedziane przez nią słowo płynęło z potrzeby spojrzenia prawdzie w oczy. Gorzkiej prawdzie. Przytulił ją przyjacielskim gestem, który odwzajemniła.
– To się wkrótce skończy, Maws, a wtedy uciekaj od tego wszystkiego, dziewczyno. Vic i jemu podobni ludzie zawsze będą wśród nas. Niech inni radzą sobie z ich obłędem.
Maura obejmowała go mocno, jakby tonęła. Została wepchnięta w odmęt wydarzeń i nie wiedziała, jak wydobyć z tego siebie i rodzinę.
– Czuję się tak, jakby mój mózg miał eksplodować z przeciążenia. Benny znaczy swój szlak śmiercią, wszystkich nas zniszczy, jeśli temu nie zapobiegniemy. Przekroczył wszelkie granice, nie potrafi już racjonalnie myśleć. Nawet się z nami nie skontaktował, co mówi samo za siebie. Pewnie uważa, że uda mu się wszystko wyprostować bez naszej pomocy. To moja wina, bo ciągle go wykupywałam, gdy wpadał w tarapaty, a teraz ściągnęłam na nas wszystkich takie kłopoty, że nawet Billowi Gatesowi byłoby ciężko się z nich wykupić.
Kenny czuł zapach jej perfum. Wydawała mu się taka delikatna. Przytulił ją mocno jeszcze raz, ciesząc się jej bliskością i przyzwoleniem na czułość. Chciał ją pocałować, poczuć jej smak. Zobaczyć, jaka jest, gdy wychodzi z roli szefowej. Maura uniosła wzrok i z jej oczu wyczytał, że odwzajemnia jego uczucia. Ale może to było tylko jego pobożne życzenie? Lana kochała go na swój sposób. Jego paskudna gęba nigdy jej nie przeszkadzała, widziała w nim człowieka, który był wart jej uczucia. Miał nadzieję, że Maura Ryan też potrafi patrzeć w głąb jego serca.
– Co się tutaj dzieje? Knujecie coś potajemnie?
Kiedy usłyszeli głos Garry’ego, na pół rozbawiony, na pół zdziwiony, szybko odskoczyli od siebie.
– Nie podkradaj się tak niepostrzeżenie, Gal – warknęła Maura.
Wiedział, że powodem jej złości było zakłopotanie.
– Ooo, jaka drażliwa. Gdzie mama?
– Jak zwykle na jednym ze swoich maratonów zakupowych. Ma nieustanną potrzebę karmienia ludzi, wiesz przecież.
Garry uśmiechnął się.
– Ale robi świetne żarcie, trzeba jej to przyznać.
Maura westchnęła. Żołądki braci najmniej ją w tym momencie obchodziły. Gdyby uczestniczyli w Ostatniej Wieczerzy, to jedynie ze względu na jedzenie. Poza zabijaniem, okaleczaniem i robieniem szmalu interesowało ich tylko żarcie.
– Zostań na obiad, Gal, zapraszam cię.
– Jesteś straszną suką, Maws, wiesz?
– Tak mówią. A przy okazji, Vic skontaktuje się z nami w ciągu najbliższych dwudziestu czterech godzin.
Garry musiał przetrawić tę informację. Po chwili uśmiechnął się szeroko.
– Zabijemy go, tak?
Maura zirytowana przeczesała ręką włosy.
– Może najpierw posłuchamy, co ma do powiedzenia. Oboje wiemy, że za tym wszystkim kryje się bardzo dziwna historia i chciałabym ją usłyszeć.
– Ja też – wtrącił Kenny.
Garry, który dotąd ignorował Kena, teraz zaszczycił go dłuższym spojrzeniem.
– Tak myślałem.
W tych dwóch słowach pobrzmiewał ton groźby.
– Co chcesz przez to powiedzieć, Garry?
Kenny był wyraźnie zirytowany.
– To, co chcesz słyszeć.
Atmosfera robiła się paskudna, naładowana agresją. Kenny miał tego dość.
– Posłuchaj no, Garry Ryanie, nie boję się ciebie, nigdy się nie bałem. I pamiętaj: w tej chwili to ty potrzebujesz mnie bardziej niż ja ciebie.
Garry natychmiast uniósł się honorem.
– Chyba nie wiesz, kurwa, do kogo mówisz. Wydaje ci się, że możesz tu włazić i wtykać nos w sprawy mojej rodziny? Myślisz, że masz jakieś specjalne prawa? To dowiedz się, że nie masz.
Maura huknęła pięścią w stół i krzyknęła:
– Na litość boską! Czy ja muszę wysłuchiwać awantur za każdym razem, gdy się w czymś nie zgadzamy? Posłuchajcie mnie uważnie, chłopcy. Mnie nie przestraszycie, nie boję się was, nie bałam i nigdy nie będą się bała. Miałam do czynienia z najlepszymi i żaden z nich mnie nie przestraszył.
Dwaj mężczyźni spoglądali na nią bez słowa. Po chwili milczenia Kenny oświadczył dobitnie:
– Tak się składa, iż żaden z nich nie przestraszył też mnie.
Garry oblizał wargi i spytał, rechocząc:
– Nawet twój stary kumpel Vic Joliff?
– Zwłaszcza Vic.
Ken wyszedł z pokoju. Maura odprowadziła go wzrokiem ze ściśniętym sercem. Był jedynym normalnym człowiekiem w jej otoczeniu i po jego wyjściu miała ostre poczucie straty.
– Dlaczego to robisz, Gal? Dlaczego zawsze wszystko tak cholernie utrudniasz?
Wiedziała, że nie rozumiał, co złego zrobił. Zawsze ją winił, uważając, że to ona gmatwa sprawy.
– Kenny próbował nam pomóc – dodała. – Facet jest w porządku, a ty wtrącasz się ni z tego, ni z owego. Ta twoja cholerna arogancja i wrogość! Nie spotkałam jeszcze drugiego takiego, co potrafiłby schrzanić wszystko, czego się dotknie.
– Ja też chcę pomóc! Chcę skończyć tę aferę tak samo jak ty! – wrzasnął Garry, wbijając w nią dziki wzrok.
– Ty to nazywasz pomocą? – krzyknęła.
Tak ją zirytował, że wszystko się w niej gotowało ze złości. Mogła sobie darować racjonalne argumenty. Nie miały sensu, ponieważ Garry nikogo nie słuchał i nigdy nie będzie słuchał. Ale niech przynajmniej usłyszy teraz za swoje.
– Nie poradziłbyś sobie nawet w najprostszej rozgrywce. Częściej ściągasz kłopoty, niż im zapobiegasz. Ty i Benny! Obaj jesteście porąbanymi świrami. To ja wszystkim kręcę. Ja! To ze mną ludzie chcą robić interesy, bo zachowuję rozsądek i nie rwę się do ukręcania ludziom łbów! Oczywiście tobie chętnie bym go ukręciła. Mogłabym to robić codziennie, tak mnie wkurza twoje zachowanie. Mam tego po dziurki w nosie, słyszysz? Po cholerne dziurki w nosie. I wiesz, co ci powiem? Sam to załatwiaj. Pozabijaj wszystkich i wyłącz mnie z tego. Mam dość. Wreszcie mam dość.