Литмир - Электронная Библиотека

U Maury irytowało go, że wszystko kręciło się dla niej wokół rodziny. Musiał jednak przyznać, że w przeciwieństwie do niego była przyzwoitym człowiekiem. Strzegła braci, bez względu na to, jacy byli. Nawet Carlą, która zrobiła jej teraz świństwo, opiekowała się przez całe życie. Natomiast on krzywdził swoich bliskich, zwłaszcza Lizzie.

Uświadomił sobie, że nie jest takim człowiekiem, za jakiego się dotąd uważał. Niszczył wszystkich wokół siebie i prawdopodobnie sam sobie zgotował zgubę. Wiele osób padło ofiarą jego matactw, lecz ostatnio próbował wykołować niewłaściwych ludzi. Ryanowie znajdą go, był tego pewien.

Widział, jak Jonas daje Lizzie działkę. Wyszła z pubu, nie oglądając się za siebie. Żył dotąd ze świadomością, że Lizzie gdzieś tu jest. Była schronieniem w czasie burzy. Teraz ją traci na zawsze jak syna. Lizzie i Tommy B byli w niego wpatrzeni, przy nich się dowartościowywał. Tommy B kochał ojca bałwochwalczo, był wobec niego lojalny do końca.

Zamknął oczy i w wyobraźni zobaczył Lizzie taką, jaka była, gdy ujrzał ją po raz pierwszy. Rozczulił się na chwilę. Powinien wybiec za nią, potrzebowała jego pomocy. Ale pieniądze były ważniejsze, a Jonas zajmował się dla niego dealerką, przynoszącą niezły dochód. Zgarniając banknoty ze stolika, spojrzał na młodego ćpuna i zapytał:

– Jak wygląda sytuacja? Szykują się jakieś kłopoty?

Jonas odetchnął z ulgą. Tommy przyszedł tylko po odbiór swojego udziału, nie miał o nic pretensji. Zawsze trzymał dla niego pieniądze – wiedział, że wcześniej czy później Tommy się po nie zgłosi.

Rifkind zgrywał ważniaka, ale przestawał się liczyć w hierarchii, o czym Jonas nie zamierzał go informować. Z wyszczerzonymi w uśmiechu zębami powiedział mu dokładnie to, co Tommy chciał usłyszeć.

***

Benny znalazł się w tej samej piwnicy, w której rozstał się z życiem Jamie Hicks. Ironia losu, pomyślał. Popatrywał na wujów oraz na Binga Dooleya i jego braci. Na stopniach schodów w milczeniu stała ciotka. Jeszcze nigdy w życiu tak się nie bał.

– O co tutaj, kurwa, chodzi?

Maura skinęła głową i wycofała się po schodach na górę. Gdy zniknęła z pola widzenia, Benny zobaczył, że czterej czarnoskórzy faceci wyciągają gumowe pałki. Popatrzył na Garry’ego wzrokiem pełnym niedowierzania.

– To jakiś żart! Wujku Lee… – Zwrócił błagalne spojrzenie na Lee, wiedząc, że ma najmiększe serce, ale spotkał się z zimnym wzrokiem i brakiem zainteresowania.

– Powinieneś wcześniej pomyśleć o konsekwencjach, synu.

Był to głos jego ojca, schodzącego właśnie w dół po stopniach piwnicy. Garry podszedł do brata.

– Idź stąd. Nie musisz na to patrzeć.

Roy odsunął go szorstko.

– Chcę zobaczyć, jak ten mój zasraniec dostaje za swoje. Ale najpierw muszę wiedzieć, czyją głowę trzymał w tej cholernej szafie.

Roy wyglądał okropnie. Benny wiedział aż za dobrze że ta wymizerowana twarz z siecią zmarszczek jest jego zasługą.

– Czyja to była głowa, Ben?

Wzruszył ramionami, patrząc ojcu w oczy.

– Nie pamiętam.

Młodzi Dooleyowie nie podejrzewali, że jest aż takim świrusem. Bing ze śmiechem zapytał:

– Bawiłeś się w kolekcjonera?

Mężczyźni parsknęli śmiechem – z wyjątkiem Roya i Bena.

– Tak, to nie jest zabawne, prawda? Pytam cię jeszcze raz: kto to był?

Wciąż patrzył ojcu w twarz, ale w przyćmionym świetle piwnicy zerknął też w stronę wujów. Wreszcie, nabrawszy głęboko powietrza, powiedział nonszalancko:

– Nazywał się Dean. To dupek, który prowadzał się kiedyś z moją Carol.

– Czy to możliwe, że mściłeś się na nim tylko dlatego, że dawniej chodził z twoją dziewczyną?

Lee był zszokowany.

Benny kiwnął głową. Dla niego był to wystarczający powód.

Roy wziął pałkę z rąk Binga. Benny błyskawicznie ustawił się masywnym ciałem w najdogodniejszej pozycji do odparcia ciosów. Ale źle ocenił siłę i determinację Roya, spotęgowane gniewem, rozpaczą i pogardą. Pierwszy cios trafił go w grzbiet nosa. Przyjął go z kamienną twarzą.

Roy walnął go znowu, tym razem mocniej.

Benny ani drgnął.

Bing i jego bracia byli pod wrażeniem. Po kolejnym ciosie Roy rzucił pałkę Bingowi i powiedział ze znużeniem:

– Zróbcie mi przysługę, chłopaki, zabijcie go. Do kurwy nędzy, ktoś powinien zabić tego wcielonego diabła.

Benny odprowadzał wzrokiem wychodzącego z piwnicy ojca, intuicyjnie wyczuwając, że to koniec między nimi, że ojciec się z nim rozstaje na dobre. I pogodził się z tym równie łatwo, jak z czekającą go jeszcze nauczką. Benny nie przejmował się niczym. Taki już był.

Lee obserwował przebieg wydarzeń z mieszanymi uczuciami. W postawie Bena, w jego hardości, ujrzał jak w lustrzanym odbiciu swojego najstarszego syna Gabriela. W jakim świecie on i wszyscy żyli? Sheila miała rację: byli bandą psycholi.

Wyszedł z piwnicy i zobaczył, że Maura siedzi za kierownicą swojego auta, paląc papierosa. Pochylił się do okna pasażera. Roy ani drgnął, zapatrzony w przestrzeń.

– To, co się dzieje na dole, to jakiś obłęd – wymamrotał Lee.

– On jest draniem i wariatem. Mam nadzieję, że z nim skończą. Jeśli oni tego nie zrobią, zrobię to sam – powiedział twardo Roy.

Maura nie odezwała się. Przymknąwszy oczy, nadal paliła papierosa. Nie mogła zebrać myśli. Benny posunął się za daleko, wszyscy tak uważali. Nawet Garry powiedział, że Ben wypadł za burtę. Mimo własnego szaleństwa Gal przeczuwał najgorsze. Jak ona sama, Roy i Lee. Zastanawiała się, jak w takiej sytuacji postąpiłby Michael.

Potrafiła sobie odpowiedzieć na to pytanie. Ze względu na więzi rodzinne Michael chroniłby swojego bratanka. Więcej, Michael by go uwielbiał, widząc w Benie własny portret z młodości. Czytała gdzieś, że ludzie skłonni są doszukiwać się w innych swojego odbicia. A kochając siebie, trudno nie kochać kogoś, kto jest do nas podobny.

Nadal nie była pewna, jak postąpić z bratankiem. Roy już opowiedział, że sam pozbawi syna życia, jeśli nie będzie można inaczej zapobiec jego okrucieństwom, zwłaszcza wobec cywilów.

Nie miała wątpliwości, że policja w końcu odkryje, kim była ofiara. Rodzina chłopaka już zgłosiła jego zaginięcie. Było oczywiste, że Carol, na razie bezpiecznie ulokowana w prywatnej klinice, wcześniej czy później ujawni tajemnicę. Trudno byłoby oczekiwać, że zachowa milczenie, zwłaszcza że ich związek z Bennym należało uznać za skończony. Nawet wobec dziewczyny, która go kochała, pozwolił sobie na zbyt wiele. Życie Carol legło w gruzach, będzie musiała spróbować zbudować na nich nowe.

Maura postanowiła, że Bena należy trzymać z dala od niej. Istniało ryzyko, że zrobi jej krzywdę mszcząc się za utratę dziecka, którego pragnął. Z tych samych powodów równie dobrze może zechcieć mieć ją z powrotem. Maura nie była pewna, co byłoby gorsze dla tej biednej dziewczyny. Tak czy owak była zdecydowana ją chronić. Przynajmniej tyle mogła dla niej zrobić.

– Nie martwcie się, napędzą Benny’emu porządnego stracha. Zmądrzeje.

Lee i Roy pokiwali głowami. To pierwsze wiedzieli sami, w to drugie powątpiewali.

***

Justin leżał na łóżku, miał zaklejone taśmą oczy i zakneblowane usta. Był na Majorce. Żałował teraz, że urządzał sceny. Narobił w spodnie, a że do tego był związany, więc z punktu widzenia porywaczy sytuacja wymagała, żeby wreszcie się na coś zdecydowali. Jak dotychczas nie dostał nic do jedzenia i mdliło go z głodu. Od czasu do czasu wlewali mu wodę do gardła, co przynosiło trochę ulgi. Nie przestawali go wypytywać i coraz trudniej było mu wykręcać się sianem. Wiedział jednak, że nie może wsypać Vica.

Kiedy wycelowali do niego z pistolem, omal nie dostał ataku serca. Zważywszy na stan jego nerwów i otyłość, zagrożenie życia było realne. Teraz smażyli jajka na bekonie i zapach sprawił, że ślina ciekła mu z ust. Nie wiedział, że robią to, aby go zmiękczyć.

63
{"b":"103507","o":1}