Литмир - Электронная Библиотека

Jack odezwał się wreszcie:

– Mam cię gdzieś, Ken, i twoje rady dobrego wujaszka. Oni są najgorszym ścierwem…

– Dobra, dobra. Ty za to jesteś głupim kutafonem, skoro myślisz, że możesz z nimi wygrać. Na litość boską, Jack, to przecież Ryanowie. Czy naprawdę myślisz, że ktokolwiek ośmieli się ich lekceważyć? Nawet Vic nie jest na to dość dobry. Przełknij tę gorzką pigułkę i niech to cię czegoś nauczy. Daj sobie parę tygodni i ogłoś zawieszenie broni dla dobra nas wszystkich. W ciągu kilku godzin będzie o tym wiedział każdy londyński macher, już Garry tego dopilnuje. Bo chyba nie myślisz, że pozwoli na powtórkę scenariusza? Vic będzie przyparty do muru. Jeśli już go nie dopadli.

– Vic ma ich wszystkich pod obserwacją.

– Kim się wysługuje?

Jack uśmiechnął się kpiąco.

– To by było donosicielstwo, nie sądzisz? Mogę ci tylko powiedzieć, że niedaleko pada jabłko od jabłoni.

Kenny wzniósł oczy do sufitu.

– Dostałeś chyba niezłego kopniaka w głowę, bo zaczynasz mówić zagadkami. Zrób sobie tomografię mózgu, idioto.

Jack zachichotał.

– Ryanów czeka wielki szok.

Kenny o nic więcej nie pytał; usłyszał już wystarczająco wiele. Wcale nie był przekonany, czy w ogóle chce coś wiedzieć. Zaczynało go to wszystko przerastać. Im mniej będzie wiedział, tym lepiej dla niego. Ma córkę i musi ją chronić.

Zamilkli. Lekarz, który udawał, że nie słucha, powtórzy wszystko Benny’emu lub Garry’emu, tego Kenny był pewien. Nie pogardzi nawet paroma funciakami, bo został pozbawiony prawa wykonywania zawodu za pijaństwo i dobieranie się do pacjentek. Każda kasa by go zadowoliła, a za relację z tej rozmowy będzie mógł tęgo sobie popić.

Doktor z półuśmiechem na czerwonej, pijackiej gębie kontynuował swą posługę przy Jacku.

***

Maura i Roy siedzieli w „Le Buxom”. Był wczesny wieczór, w klubie panował spokój. Dziewczęta dopiero się schodziły, ich trajkotanie niosło się w górę po schodach. Panowała tu dobra, przyjazna atmosfera. Nic nikomu w tym miejscu nie groziło. Chyba że któryś z klientów nie chciał zapłacić mocno słonego rachunku, wtedy wybuchała awantura. Maura dotąd pamiętała, jak po raz pierwszy oglądała wykidajłę w akcji. Kłótliwy klient siedział na krześle w suterenie, a bramkarz powtarzał monotonnie między jednym ciosem pięści i drugim tylko dwa słowa: „Zapłać damie”.

Klient zapłacił, a Maura nauczyła się czegoś na całe życie. Za wszystko trzeba płacić. I nie wolno wyobrażać sobie, że może być inaczej.

Lubiła klimat tego lokalu, familiarny i beztroski. Nie było mowy, że któraś z dziewczyn spróbuje kogoś zabić. No, może jedna rzuci się na drugą, ale to zdarzało się zupełnie wyjątkowo i jeśli wszczynały awanturę, chodziło tylko o klienta.

Klub świetnie prosperował, choć obawiała się, że zostaną wyeliminowani przez modny taniec erotyczny. I rzeczywiście na krótko stracili klientów, ale wkrótce ściągnęli z powrotem. Gwarantowane jebanko bez trudu wygrywało z innymi atrakcjami i klub znowu cieszył się powodzeniem.

Spoglądając na Roya, mozolnie podliczającego wpływy kasowe, Maura poczuła przypływ ciepłych uczuć do niego. Nie powinien dowiedzieć się o Carli. Sama nie wiedziała jeszcze co z tą sprawą zrobi.

Jak Carla mogła właśnie jej zrobić coś takiego! To było nie do uwierzenia – miała do niej zaufanie nie mniejsze niż do Marge. Nigdy by nie dała temu wiary, gdyby nie słyszała wszystkiego na własne uszy.

Najbardziej martwiła się o Roya. Carla zostanie teraz pozbawiona ich opieki, bo trudno, żeby mogła dalej na nią liczyć. Jak Roy poradzi sobie z kolejnym spadającym na niego ciosem? Patrzyła na niego, jak kasuje na kalkulatorze podliczone sumy i liczy od początku.

– Kocham cię, Roy.

Podniósł na nią wzrok, zaskoczony i mile połechtany.

– Ja też cię kocham, dziecko. A o co ci chodzi, Maws?

Zdziwiło ją to pytanie.

– Dlaczego ma mi o coś chodzić? Czy nie mogę ot, tak sobie powiedzieć mojemu ulubionemu bratu, że go kocham?

Złączył palce rąk i pochylił się nad biurkiem.

– Czy myślisz o Carli i Tommym?

Dostrzegła w jego oczach lęk zmieszany ze smutkiem i drgnęło jej serce.

Kiwnęła głową.

– Słuchaj, Maura, ona nie miała złych intencji.

– A co ty możesz o tym wiedzieć?

– Obserwowałem Carlę przez lata. Matka odtrącała ją od siebie. Ty wzięłaś ją pod swoje skrzydła. Nie zaznała ciepła i dobrego traktowania ze strony chłopców. Ona czuje się zagubiona… zagubiona i bardzo niepewna siebie.

– Czyżby?

Nie chciała tego dalej słuchać.

– Bardzo niepewna siebie, tak? Ale to nie przeszkadza jej ściągać majtek przy lada okazji, prawda?

Jadowity ton Maury ukłuł Roya do żywego.

– I jeszcze zapominasz, że ona żyła na mój koszt. Dawałam jej wszystko, także miłość i ciepło. Traktowałam jak własne dziecko – Otrzymywała ode mnie znacznie więcej niż od matki i od ciebie. Teraz wygląda na to, że chętnie zajęłaby moje miejsce. Sypia z tym samym mężczyzną, z którym ja sypiam. Jak, twoim zdaniem, mam się do tego ustosunkować?

– Nie rób jej krzywdy…

Ale Maura była już na serio wkurzona.

– Dzięki za radę, Roy.

Potrząsnął gwałtownie głową.

– Proszę tylko, nie potraktuj jej okrutnie. Cokolwiek chodzi jej teraz po głowie, ona ciebie potrzebuje. Zawsze tak było i tak będzie. Jej problem polega na tym, że chciałaby być tobą.

– Daruj, ale najwyraźniej naoglądałeś się za dużo programów Oprah Winfrey. To psychologia dla ubogich. Carla jest zdradliwą dziwką. Ona dobrze wie, co robi, Roy. Ma czterdzieści pięć lat, do cholery jasnej. Nie jest już dzieckiem, chociaż lubi się tak zachowywać. Nawet nasza matka zwróciła mi uwagę na to, że bardzo się ostatnio zmieniła.

Roy pokiwał głową.

– Właśnie, właśnie. Zastanów się przez chwilę. Czterdzieści pięć lat i jeszcze nie jest dorosła. Nadal uważa, że kobieta bez mężczyzny się nie liczy. Przy tym nigdy nie pracowała.

Maura zrobiła okrągłe oczy, a jej głos przeszedł w krzyk:

– A czyja to wina, psiakrew? Pewnie moja, jak się domyślam. Ja zawsze jestem wszystkiemu winna, tak?

Roy westchnął ciężko.

– Maws, chciałbym tylko, żebyś spróbowała postawić się na jej miejscu. Może wtedy ją zrozumiesz. Ona ci zazdrości, zazdrości ci wszystkiego, co osiągnęłaś.

– Zapłaciłam wysoką cenę za te tak zwane osiągnięcia. Nie przychodziły mi lekko, o czym wiesz równie dobrze jak ja.

Patrzył na nią, bez słowa.

– Przez całe życie była pod parasolem ochronnym. Traktowało się ją jak księżniczkę. Ale mam już jej absolutnie dość.

– A co z nim?

Maura zaśmiała się jadowicie.

– Z kim niby? On już nie istnieje. To prehistoria, Roy. Pieprzyć ich obydwoje.

***

– Ty durny gnoju!

Joss był tak rozwścieczony, że Tommy po raz pierwszy w życiu po prostu się go bał.

– Czy zdajesz sobie sprawę, co się stało, Tommy? Tkwisz po same uszy w gównie przez swojego nienasyconego fiuta.

Joss kręcił głową z niedowierzaniem i dezaprobatą.

– Miałeś kobietę, dla której większość facetów dałaby sobie obciąć jaja, a ty podłożyłeś jej świnię. I to z kim ją zdradzałeś – z jej własną siostrzenicą! Naprawdę myślałeś, że ci to ujdzie płazem? – Znowu pokręcił głową. – Jesteś kutafonem, przyznaj to wreszcie.

Tommy najwyraźniej przyznawał Jossowi rację, bo bez protestu przełykał jego obelgi. Siedział bez ruchu w samochodzie z głową ukrytą w dłoniach.

– Co mam teraz zrobić?

Joss zaśmiał się.

– Mnie się pytasz, ty Osławiony Kutasie? Sam się władowałeś w kłopoty, sam się z nich wyciągaj.

Wysiadł z samochodu.

– Gdzie idziesz, Joss?

– Zobaczyć się z Maura, to chyba oczywiste. Spróbuję ratować własną skórę, tobie nic już nie pomoże. Chcę, żeby wiedziała że przez ostatnie sześć miesięcy byłem wobec niej lojalny, czego nie można powiedzieć o tobie.

49
{"b":"103507","o":1}