Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Już w porządku. – Dala. krok w jego stronę, lecz potrząsnął głową. – Nie uciekaj przede mną, Roarke, jeżeli me chcesz mnie naprawdę skrzywdzić. Nie rób tego.

– Daj mi jeszcze chwilę. – Przejechał dłońmi po twarzy. Wciąż czuł lekki zawrót.głowy i mdłości; w ogóle czuł się nieswojo.

– Boże, muszę się napić.

– Wróćmy więc do mojego pytania. Ile wypiłeś?

– Nie aż tyle. Nie jestem pijany, Eye. – Opuścił ręce i rozejrzał się. Schowek, pomyślał tylko. Na litość boską, schowek. – Nie wiem, co się stało, co mnie naszło. Tak mi przykro.

– Widzę. – Ale ciągle jeszcze me rozumiała wszystkiego. – Mówiłeś coś, coś dziwnego. Brzmiało jak „liomsa”.

Oczy mu pociemniały.

– To po irlandzku. Znaczy – moja. Nie mówiłem po irlandzku od… od dzieciństwa. Mój ojciec często używał tego języka… kiedy był pijany. – Przez chwilę się zawahał, ale wyciągnął rękę i musnął palcami jej policzek. – Byłem taki brutalny, taki nieostrożny.

– Nie jestem jednym z twoich kryształowych wazonów, Roarke. Wytrzymam.

– Ale nie coś takiego. – Przypomniał sobie płaczliwe protesty dziwek dochodzące zza cienkich ścian i wdzierające się do jego uszu, gdy ojciec brał je do łóżka. – Nie coś takiego. W ogóle o tobie nie myślałem. Nie ma dla mnie usprawiedliwienia.

Nie chciała, żeby się upokarzał. Czuła się wtedy bezradna.

– Wyręczasz mnie, bo sama chciałam cię ukarać. Cóż, możemy wracać.

Dotknął jej ręki, zanim otworzyła drzwi.

– Eve, naprawdę nie wiem, co się stało. Staliśmy tam chwilę, słuchając Mavis, i nagle… to była jakaś nieokiełznana, straszna siła. Jakby od tego zależało moje życie. To nie był seks, to była walka o przetrwanie. Nie mogłem nad tym zapanować. To mnie ivtak nie usprawiedliwia…

– Zaczekaj. – Oparła się plecami o drzwi, starając się rozdzielić rolę policjanta od roli kobiety, detektywa od żony. – Nie przesadzasz?

t- Nie. Czułem się tak, jakby ktoś zacisnął mi ręce na gardle. Uśmiechnął się słabo. – No, może akurat nie chodzi o ten szczegół anatomii. Nic jednak nie jest w stanie…

– Zapomnij na chwilę o swojej winie, dobra? I pomyśl. – Jej oczy

Stały się chłodne, stanowcze. – Niespodziewany i przemożny impuls – wręcz przymus. Taki, którego ty, wyjątkowo opanowany facet, nie mogłeś powstrzymać? I dlatego wziąłeś mnie z finezją żyjącego w celibacie, spoconego kawalera, który odbywa szybki numerek z wynajętym automatem?

Skrzywił się, czując nowy przypływ wyrzutów sumienia.

– Nie musisz mi przypominać.

– To nie w twoim stylu, Roarke. Czasem rzeczywiście nadajesz takie tempo, że nie mogę nadążyć, ale robisz to zręcznie, z wprawą. Bywasz brutalny, ale nigdy bezlitosny. Jako osoba, która kochała się z tobą na prawie wszystkie możliwe sposoby, na jakie pozwała anatomia, mogę zaświadczyć, że nigdy nie jesteś samolubny.

– Cóż. – Nie był całkiem pewien, jak ma zareagować. – Onieśmielasz mnie.

– To nie byłeś ty – powiedziała cicho.

– Pozwolę sobie mieć inne zdanie.

– To, w co się zmieniłeś, nie było tobą – uściśliła. – I tylko to się liczy. Coś się w tobie wyłączyło. Albo włączyło. Ten sukinsyn.

– Wzdrygnęła się. Ich spojrzenia spotkały się i zdawało się, że w oczach Roarke”a zaświtało zrozumienie. – Ten sukinsyn coś ma. Mówił mi o tym, kiedy tańczyliśmy. Przechwalał się, a ja nie zrozumiałam. Ale nie mógł sobie odmówić małego pokazu. I to go zgubi.

Tym razem uścisk Roarke”a na jej ramieniu był silny.

– Mówisz o Jessie Barrowie. O analizie fal mózgowych i sugestiach. Władzy nad umysłem.

– Muzyka powinna działać na zachowania i myśli ludzi. Na ich uczucia. Powiedział mi to na chwilę przed rozpoczęciem występu. Zarozumiały gnojek.

Roarke przypomniał sobie szok w jej oczach, gdy rzucił nią o ścianę i zaatakował jak taranem.

– Jeżeli masz rację – jego głos brzmiał już spokojnie, zbyt spokojnie – chciałbym pomówić z nim chwilkę na osobności.

– To sprawa dla policji – powiedziała, lecz powstrzymał ją zdecydowanie.

– Pozwolisz mi pomówić z nim sam na sam albo znajdę na niego inny sposób.

W porządku. – Położyła dłoń na jego ręce, nie po to, żeby rozluźnić jego uścisk, lecz w geście solidarności. – W porządku, ale zaczekaj na swoją kolej. Muszę być pewna.

– Poczekam – zgodził się. Facet zapłaci za to, obiecał sobie Roarke, za to, że śmiał wprowadzić w jego związek moment nieufności i lęku.

– Najpierw zaczekamy, aż skończy się koncert – zdecydowała.

– Przesłucham go, nieoficjalnie, w moim biurze na dole, w obecności Peabody. Do tego czasu nie ruszaj go, Roarke. Mówię poważnie.

Otworzył drzwi i wypuścił ją.

– Powiedziałem, że zaczekam.

Wciąż brzmiała ostra, głośna muzyka. Zanim doszli do drzwi, zaatakowała ich uszy wysokimi, chrapliwymi tonami. Kiedy tylko Eye weszła i przedarła się przez tłum, oczy Jessa oderwały się od konsolety i odnalazły jej wzrok.

Uśmiechnął się krótkim, pewnym siebie uśmiechem, który zdradzał rozbawienie.

Była już pewna.

– Znajdź Peabody i powiedz jej, żeby przyszła do mojego biura na dole i przygotowała się do wstępnego przesłuchania. – Odwróciła się do Roarke”a, chcąc, żeby na nią spojrzał. – Proszę. Nie mówimy o osobistych porachunkach. Mówimy o morderstwie. Pozwól mi robić, co do mnie należy.

Roarke odwrócił się bez słowa. W chwili, gdy zniknął w tłumie, przepchnęła się do Summerseta.

– Chcę, żebyś miał oko na Roarke”a.

– Słucham?

– Więc posłuchaj. – Wcisnęła palec w jego elegancką marynarkę, niemal wwiercając się w kość. – To bardzo ważne. Może wpaść w kłopoty. Chcę, żebyś nie spuszczał go z oczu, aż minie co najmniej godzina od końca koncertu. Jeśli coś mu się stanie, skopię ci tyłek. Zrozumiano?

Nie rozumiał ani trochę, lecz pojął, że bardzo jej na tym zależy.

Doskonale. – Wymówił to z wielką godnością i ruszył przez taras dystyngowanym krokiem, choć w środku cały się gotował.

Wierząc, że Summerset będzie strzegł Roarke”a jak matka jastrzębica swoich młodych, wróciła na swoje miejsce na widowni. Stanęła w pierwszym rzędzie. Klaskała razem z innymi, zmuszając się nawet do zachęcającego uśmiechu, kiedy Mavis bisowała. Po kolejnej fali aplauzu przecisnęła się do Jessa i zatrzymała się przy konsolecie.

No, nieźle – mruknęła.

– Mówiłem ci, że Mayis to skarb. – W jego oczach czaił się złośliwy cień, gdy się uśmiechnął. – Straciliście z Roarke”em parę kawałków.

Mieliśmy pewne sprawy osobiste – odparła chłodno. – Muszę z tobą porozmawiać, naprawdę, Jess. O twojej muzyce.

– Cieszę się. To lubię najbardziej.

– Jeśli pozwolisz, pójdziemy do jakiegoś bardziej ustronnego miejsca.

– Jasne. – Wyłączył konsoletę, zakodował blokadę. – To twoja impreza.

– Masz rację – odrzekła cicho i poszła przodem.

Zdecydowała się skorzystać z windy, chcąc dostać się do biura szybko i bez świadków. Zaprogramowała więc trasę: najpierw krótki, pionowy zjazd, potem przesunięcie w poziomie, z jednego skrzydła domu do drugiego.

– Muszę ci powiedzieć, że macie tu z Roarke”em fantastyczne gniazdko. Mega fantastyczne.

– Och, na razie nam wystarcza, dopóki nie znajdziemy czegoś większego – powiedziała oschle, starając się nie dopuścić, by jego śmiech wyprowadził ją z równowagi. – Powiedz mi, Jess, czy postanowiłeś pracować z Mavis po tym, gdy się dowiedziałeś o jej związkach z Roarke”em, czy już przedtem?

– Mówiłem ci, Mavis jest jedna na milion. Widziałem ją kilka razy, zagrałem z nią jeden koncert w Przyziemiu i już wiedziałem, że to jest to. – Rozpromienił się w czarującym uśmiechu. Przypominał niewinnego chłopca z chóru kościelnego, który chowa za pazuchą żabę. – Naturalnie fakt, że zna Roarke”a, w niczym mi nie przeszkadzał. Ale to ona miała ze mną śpiewać.

– Wiedziałeś jednak wcześniej o tym, że się znają.

Wzruszył ramionami.

– Słyszałem o tym. Dlatego poszedłem ją zobaczyć. Rzadko bywam w podobnych klubach, ale zrobiła na mnie wrażenie. Gdybym mógł grać z nią naprawdę duże koncerty, a ktoś taki jak Roarke chciałby w to zainwestować, wszystko mogło pójść jak z płatka.

48
{"b":"102676","o":1}