Rozciągał się stąd widok na całe miasto. Jeden rzut oka na Dudleya wystarczył, żeby się przekonać, że uważa Waszyngton za swoje miasto. Jego biurko było rozległe jak jezioro, a jedna ze ścian błyskała monitoraimi, które kontrolowały różne punkty w budynku i wokół mego. Na drugiej ścianie wisiały zdjęcia i hologramy przedstawiające Dudleya w towarzystwie mężów stanu, monarchów, ambasadorów. Centrum łączności w gabinecie mogłoby rywalizować z systemem kontroli w NASA Dwa.
Ale sam naczelnik przyćmiewał wszystko.
Był potężny: miał chyba z sześć stóp i siedem cali wzrostu i ponad dwie i pół stopy w barach. Jego szeroka twarz o mocnych kościach policzkowych była brązowa i ogorzała, a zupełnie białe włosy krótko przycięte. Na dłoniach wielkich jak szynki z Virginii nosił dwe obrączki: jedna symbolizowała jego stopień wojskowy, druga była grubą, złotą obrączką ślubną.
Podniósł się zza biurka wyprostowany jak struna i zmierzył Eve spojrzeniem swych przenikliwych czarnych oczu. Na Peabody nie raczył nawet spojrzeć.
– Poruczniku, podobno bada pani okoliczności śmierci senatora Pearly”ego.
To w ramach uprzejmego powitania, pomyślała Eve, odpowiadając w ten sam sposób:
– Owszem, naczelniku Dudley. Chcę się dowiedzieć, czy śmierć senatora ma jakiś związek z inną sprawą, którą obecnie prowadzę. Będziemy wdzięczni, jeśli zechce nam pan pomóc.
– Moim zdaniem prawdopodobieństwo związku między tymi sprawami jest bliskie zeru. Mimo to, po przejrzeniu pani akt w departamencie nowojorskim, wyraziłem zgodę na udostępnienie pani informacji o senatorze.
– Nawet najmniejsze prawdopodobieństwo wymaga dokładnego zbadania, naczelniku.
– Zgadzam się i podziwiam pani skrupulatność.
– Mogę więc pana zapytać, czy znał pan senatora osobiście?
– Znałem i choć nie zgadzałem się z jego poglądami, uważałem, że ofiarnie służy sprawom publicznym i jest człowiekiem przestrzegającym zasad moralnych.
– Takim, który mógłby odebrać sobie życie?
Oczy Dudleya na moment rozbłysły.
– Nie, poruczniku. Sądzę, że me. Dlatego właśnie pani tu jest. Senator zostawił rodzinę. W sprawach rodziny między senatorem i mną panowała całkowita zgodność. Dlatego moim zdaniem samobójstwo zdecydowanie do niego nie pasuje.
Dudley dotknął jakiegoś guzika na swoim biurku i wskazał głową ścianę z monitorami.
– Ekran numer jeden, akta osobowe; ekran numer dwa, raporty finansowe; na ekranie trzy znajdzie pani akta polityczne. Na przejrzenie danych ma pani godzinę. Biuro będzie cały czas pod obserwacją. Kiedy upłynie godzina, proszę dać znać sierżant Hobbs.
Eye wyraziła swą opinię o Dudleyu cichym chrząknięciem.
– Ułatwia nam. Jeżeli nawet nie przepadał za Pearlym, to na pewno go szanował. Dobra, Peabody, do roboty.
Obrzuciła krótkim spojrzeniem ekrany, tak samo jak wcześniej zlustrowała cały gabinet. Była prawie pewna, że zlokalizowała wszystkie kamery i pluskwy. Ryzykując zatrzymanie, odwróciła się i stanęła tak, aby częściowo zasłoniła ją Peabody.
Zza koszuli wyciągnęła brylant od Roarke”a i zaczęła się nim bawić od niechcenia, przesuwając go po łańcuszku; drugą ręką wysunęła rekorder i przytrzymując go tuż przy szyi, skierowała w stronę ekranów.
– Czysty – powiedziała głośno. – W ogóle nie notowany. Rodzice żyją, nadal mieszkają w Carmel. Ojciec służył w armii w stopniu pułkownika, brał udział w Wojnach Miejskich. Matka, nauczycielka matematyki, potem zwolniła się, by zająć się dzieckiem. To porządne i solidne wychowanie.
Peabody patrzyła w ekran monitora, ani razu nie spoglądając na rekorder.
– Otrzymał też staranne wykształcenie. Absolwent Princeton, później staż w Światowym Centrum Nauki o Wolności Stacji Kosmicznych. Na początku to była świetna placówka i tylko najlepsi studenci mogli się tam dostać. Ożenił się w wieku trzydziestu lat, krótko przed pierwszym startem na urząd. Głosiciel regulowania populacji. Jedno dziecko – chłopiec.
Przeniosła wzrok na drugi ekran.
– Jego poglądy polityczne lokują się dokładnie w centrum Partii Liberalnej. Walczył z twoim dobrym znajomym DeBlassem o sprawę apelu o zakaz sprzedaży broni i ustawę o moralności, na której Billowi DeBlassowi tak bardzo zależało.
– Mam przeczucie, że chyba bym go polubiła. – Eye odwróciła się nieznacznie. – Przewinąć dane osobowe aż do kartoteki medycznej.
Ekran mignął i przed jej oczami zaczęły przemykać różne naukowe terminy. Później je sobie przetłumaczy na ludzki język, pomyślała – jeżeli uda się stąd wyjść z rekorderem.
– Wygląda na okaz zdrowia. Badania sprawności fizycznej i psychicznej nie wykazują żadnych anomalii. W dzieciństwie leczone migdałki, w wieku dwudziestu lat złamanie piszczeli w wyniku kontuzji. Standardowa korekcja wzroku, odpowiednia do wieku. W tym samym okresie zrobiono mu całkowitą sterylizację.
– Ciekawe. – Peabody wciąż przeglądała ekran z życiorysem politycznym senatora. – Popierał projekt ustawy, według której wszyscy prawnicy i technicy związani z sądownictwem mieli być weryfikowani co pięć lat na własny koszt. Środowisko prawników nie przełknęłoby tego tak łatwo.
– Fitzhugh też nie – dodała półgłosem Eye. – Wygląda też na to, że zawziął się na królestwo elektroniki. Surowsze wymagania testowe dla nowych urządzeń, nowe prawo licencyjne – to też nie przyniosłoby mu tytułu Mistera Popularności. Raport z sekcji zwłok – poleciła i wpatrzyła się uważnie w monitor.
Przebiegła oczami medyczny żargon i potrząsnęła głową.
– O Boże, niewiele z niego zostało, kiedy go zbierali do kupy. Nie sprawił im kłopotów. Analiza i przekrój mózgu. Nic – powiedziała po chwili. – Żadnej wzmianki o nieprawidłowości czy skazie.
– Obraz. – Podeszła bliżej do ekranu. – Przekrój poprzeczny, widok z boku, powiększenie. Co widzisz, Peabody?
– Mało interesującą szarą substancję, zbyt zniszczoną, żeby można ją było przeszczepić.
– Powiększenie prawej półkuli, przedniego płatu. Jezu, ale się rozharatał. Nic nie można zobaczyć. – Mimo to dalej wpatrywała się w migający obraz, aż rozbolały ją oczy. Czy to był tytko cień, czy po prostu ślad urazu spowodowany roztrzaskaniem czaszki o beton?
– Nie wiem, Peabody. – Miała już to, czego chciała. Wsunęła rekorder z powrotem pod koszulę. – Wiem jednak tyle, że w tych danych nie ma żadnego motywu ani predyspozycji, które mogły go do tego doprowadzić. To znaczy, że jest ich już trzech. Wyjdźmy z tego cholernego bunkra – postanowiła. – Co za obrzydliwe miejsce.
– Tak jest. Mam takie samo wrażenie.
Na rogu Pennsylyania Ayenue, w ruchomym kiosku kupiły dwie Pepsi i coś, co miało uchodzić za dwie kanapki z siekanym mięsem. Eve zamierzała właśnie zatrzymać taksówkę, by mogły wrócić na lotnisko, gdy przy krawężniku tuż obok nich zatrzymała się wspaniała czarna limuzyna. W tylnych drzwiach otworzyło się okno i wyjrzał z niego uśmiechnięty Roarke.
– Czy panie nie odmówią, jeśli zaproponuję im podwiezienie?
– Jeju – zdołała wykrztusić Peabody, mierząc samochód zachwyconym spojrzeniem od zderzaka do zderzaka. Był to błyszczący zabytek, luksusowy wóz z zupełnie innej epoki, romantyczny i kuszący jak grzech.
– Nie zachęcaj go, Peabody. – Eve zaczęła wsiadać, ale gdy jedną połową ciała była już w środku, Roarke złapał ją za rękę, pociągnął i posadził sobie na kolanach. – Hej! – Zawstydzona, odepchnęła go łokciem.
– Uwielbiam ją prowokować, gdy jest na służbie – rzekł Roarke, znów sadzając ją sobie na kolanach. – Jak minął dzień, Peabody?
Peabody rozpromieniła się, widząc swojego porucznika w pąsach i z przekleństwami na ustach.
– Teraz widzę, że wcale nie tak źle. Jeżeli to cudo ma dyskretną szybkę oddzielającą kierowcę od pasażerów, mogę was zostawić samych.
– Powiedziałam przecież, żebyś go nie zachęcała. – Tym razem łokieć wylądował dokładnie w celu i Eye zdołała usiąść na siedzeniu obok Roarke” a. – Idiota – mruknęła.
– Tak właśnie prawi mi czułości. – Westchnął i oparł się wygodnie.