Литмир - Электронная Библиотека
Содержание  
A
A

– Możesz określić, jaki dokładnie gatunek wchodzi w grę? – spytałam.

– Nie. Przeważnie tylko rodzinę. Krętorogie. Jeleniowate. Psowate.

Spojrzałam na tackę. Koło każdej buteleczki wypisana była nazwa zwierzęcia. Koza. Szczur. Koń.

Przypomniałam sobie łapy z kuchni Tanguaya.

– Spróbujmy z psem.

Nic.

– A może sprawdzimy coś takiego, jak wiewiórka albo suseł?

Zastanowiła się przez chwilę, po czym sięgnęła po buteleczkę.

– Może szczur…

Po niecałych czterech minutach w probówce utworzyła się cienka, gęsta, biała warstwa, nad nią ciecz była żółta, a pod nią przejrzysta.

– Voila – obwieściła Francoise. – Jest to krew zwierzęca. Jakiegoś małego, ssaka, gryzonia, świstaka czy czegoś takiego. Właściwie nic więcej nie jestem w stanie stwierdzić. Nie wiem, czy to ci w czymś pomoże.

– Tak – odparłam. – Pomoże. Mogę zadzwonić?

– Bien sur.

Wystukałam numer wewnętrzny do jednego z pokojów przy tym samym korytarzu.

– Lacroix.

Przedstawiłam się i wyjaśniłam, czego chcę.

– Jasne. Potrzebuję dwudziestu minut, właśnie kończę badanie. Potwierdziłam podpisem, że wzięłam rękawiczki, wróciłam do swojego gabinetu i przez następne pół godziny sprawdzałam i podpisywałam raporty. Potem ponownie trafiłam do korytarza zajmowanego przez biologię i weszłam w drzwi, na których widniał napis Incendie et Explosifs. Ogień i środki wybuchowe.

Mężczyzna w fartuchu laboratoryjnym stał przed ogromnym urządzeniem. Napis identyfikował je jako dyfraktometr rentgenowski. Nie odzywał się i ja także nie aż do chwili, kiedy wyciągnął płytkę z małym, białym rozmazem i położył ją na tacy. Potem spojrzał na mnie oczyma łagodnymi jak u disneyowskiej sarenki. Miał opadające powieki, a rzęsy zakręcały się do góry jak płatki stokrotki.

– Bonjour, monsieur Lacroix. Comment ca va?

– Bien. Bien. Ma je pani?

Uniosłam rękę z dwoma plastikowymi workami.

– No, to zaczynajmy.

Zaprowadził mnie do małego pokoju, w którym stało urządzenie wielkości kserokopiarki, dwa monitory i drukarka. Na ścianie wisiała tablica Mendelejewa.

Lacroix położył worki na blacie i założył rękawiczki chirurgiczne. Ostrożnie wyjął po kolei podejrzane rękawiczki, przyjrzał im się, po czym położył każdą na worku, z którego ją wyjął. Rękawiczki, które miał na sobie, wyglądały identycznie jak te leżące na blacie.

– Najpierw badamy charakterystykę ogólną, szczegóły związane z produkcją. Interesuje nas waga. Gęstość. Kolor. Jak wykończone są brzegi. – Kiedy mówił, cały czas obracał każdą z rękawiczek i przyglądał się im. – Te dwie wyglądają na całkiem podobne do siebie. Mają tak samo wykończone brzegi. Widzi pani?

Spojrzałam. W miejscu, gdzie rękawiczki się kończyły, zawijały się na zewnątrz.

– To nie wszystkie takie są?

– Nie. Niektóre zawijają się do środka, a niektóre na zewnątrz. Te dwie na zewnątrz. No. Teraz zobaczymy, co w nich jest.

Zaniósł rękawiczkę Gabby do urządzenia, odchylił przykrywkę i położył ją na płytce w środku.

– Z bardzo małymi próbkami używam tych uchwytów. – Wskazał na tacę małych, plastikowych rurek. – Rozciągam na nich kwadrat warstewki z polipropylenu, po czym kładę na niego kawałeczek papieru z klejem z obu stron, żeby badany fragment znalazł się na pewno we właściwym miejscu. Teraz nie ma takiej potrzeby. Po prostu włożymy całą rękawiczkę.

Lacroix nacisnął guzik i urządzenie ożyło. Pudełko ustawione na słupie w rogu zapaliło się – na czerwonym tle pojawiło się hasło: rentgen. Świeciła się tablica lampek i przycisków, które informowały o tym, co się dzieje z urządzeniem. Czerwona: rentgen. Biała: sieć. Pomarańczowa: przykrywka otwarta.

Przez chwilę Lacroix manipulował coś przy tablicy, po czym opuścił przykrywkę i usiadł na krześle stojącym przed monitorami.

– S'il vous plait. – Wskazał na drugie krzesło.

Na pierwszym monitorze pojawił się pustynny krajobraz, ziarnista zasłona wklęsłości i wypukłości z gdzieniegdzie porozrzucanymi głazami i cieniami. Na to nałożone były koncentryczne kręgi, dwa najmniejsze i położone najbardziej centralnie miały kształt piłki do futbolu. Dwie nierówne linie przecinały się pod kątem prostym, tworząc krzyż dokładnie w środku dwóch okręgów.

Lacroix przesuwał ten obraz, używając do tego joysticka. Głazy pojawiały się i znikały z kręgów.

– To, na co patrzymy, to rękawiczka powiększona osiemdziesiąt razy. Wybieram teraz miejsce, które będzie zbadane. Za każdym razem urządzenie bada powierzchnię około trzystu mikronów, co mniej więcej odpowiada powierzchni wewnątrz najmniejszego okręgu. Zawsze chce się skierować promienie rentgenowskie na najlepszą część próbki.

Pomanipulował jeszcze chwilę joystickiem i wybrał fragment powierzchni bez wypukłości.

– O tak. Powinno być dobrze.

Wdusił przycisk i urządzenie zaczęło szumieć.

– Teraz tworzymy próżnię. Zajmie to parę minut. Potem będziemy skanować. Wtedy pójdzie już bardzo szybko.

– I to określi, co jest w rękawiczce?

– Oni. Jest to sposób analizy rentgenowskiej. Mikrofluorescencja promieni pozwala stwierdzić, jakie pierwiastki znajdują się w próbce.

Szum ustał i na prawym monitorze zaczął się tworzyć wzór. Na dole ekranu pojawiło się sporo malutkich, czerwonych kopców, które zaczęły rosnąć na jaskrawoniebieskim tle. W środku każdego z nich znajdował się wąski, żółty pasek. W lewym dolnym rogu był obrazek klawiatury, a na każdym klawiszu był wypisany symbol pierwiastka.

Lacroix wpisywał polecenia do komputera i na ekranie pojawiały się litery. Niektóre kopce pozostały małe, inne tworzyły wysokie stożki, przypominające gigantyczne twierdze termitów, które widziałam kiedyś w Australii.

– C'est ca. – To tyle. Lacroix wskazał na stożek po prawej stronie. Wznosił się z dołu do samej góry ekranu, a koniec i tak był obcięty. Mniejszy słupek po jego prawej stronie urósł do jednej czwartej jego wysokości. Oba były oznaczone Zn.

– Cynk. To normalne. Jest we wszystkich takich rękawiczkach. Wskazał na dwa stożki przy lewej krawędzi ekranu. Jeden był niski, a drugi wznosił się na wysokość trzech czwartych ekranu.

– Ten niski to magnez. Mg. Wysoki, oznaczony Si to krzem. Po ich prawej stronie podwójny stożek był oznaczony literą S.

– Siarka.

Stożek Ca sięgał połowy ekranu.

– Całkiem sporo wapnia.

Za wapniem była przerwa, a za nią kilka niskich stożków, które w porównaniu ze szczytem cynku były tylko niskimi pagórkami. Fe.

– Trochę żelaza.

Odchylił się na krześle i streścił:

– Całkiem popularna mieszanka. Mnóstwo cynku, a oprócz niej głównymi składnikami są krzem i wapń. Wydrukuję to i potem sprawdzimy inne miejsce.

Wykonaliśmy dziesięć prób. Wszystkie wykazywały taką samą kombinację pierwiastków.

– No dobra. W takim razie weźmiemy się teraz za tę drugą rękawiczkę.

Powtórzyliśmy procedurę z rękawiczką z kuchni Tanguaya.

Stożki cynku u siarki były podobne, ale ta rękawiczka zawierała więcej wapnia i nie miała żelaza, krzemu, ani magnezu. Niski stożek wskazał na obecność potasu.

Za każdą próbą wychodziło to samo.

– Co to znaczy? – spytałam, wiedząc, jaką otrzymam odpowiedź.

– Każdy producent robi lateks nieco inną metodą. Czasem są różnice między rękawiczkami wyprodukowanymi przez jedną firmę, ale tylko do pewnego stopnia.

– Więc te rękawiczki nie stanowią pary?

– Nie zostały nawet wyprodukowane przez jedną firmę.

Wstał, żeby wyjąć rękawiczkę z urządzenia. Ja zastanawiałam się gorączkowo nad implikacjami wyników badania.

– Czy dyfrakcja promieniami rentgenowskimi dostarczyłaby więcej informacji?

– To, co zrobiliśmy, czyli mikrofluorescencja, wykazuje, jakie pierwiastki są obecne w badanym przedmiocie. Dyfrakcja promieniami rentgenowskimi potrafi wykazać jak pierwiastki się łączą. Pokazuje strukturę chemiczną. Na przykład, dzięki mikrofluorescencji możemy się dowiedzieć, ze coś zawiera sód i chlorek. Dyfrakcja może nam powiedzieć, że składa się z kryształów chlorku sodu. Upraszczając, można powiedzieć, że w dyfraktometrze rentgenowskim badana próbka jest obracana i naświetlana promieniami rentgenowskimi. Promienie odbijają się od kryształów i sposób, w jaki to robią, pozwala określić strukturę tych kryształów. Więc ograniczeniem w przypadku dyfrakcji jest to, że można używać tej metody tylko z materiałami, które mają strukturę krystaliczną. Mniej więcej osiemdziesiąt procent rzeczy, które tu dostajemy, ma taką strukturę. Niestety, nie lateks. Dyfrakcja pewnie i tak niewiele by dodała. Te rękawiczki zostały z pewnością wyprodukowane przez dwie różne firmy.

93
{"b":"101658","o":1}