– Patineau ogłosi powstanie naszego kółka? – Charbonneau.
– Nie. W pewnym sensie pracujemy tajnie.
– Jak ludzie usłyszą o seryjnym mordercy, to padnie im na mózg. Dziwne, że jeszcze się nie dowiedzieli. – Znowu Charbonneau.
– Jak widać prasa nie zauważyła związku między morderstwami. Nie pytajcie mnie, dlaczego. Patineau chce, żeby na razie zostało tak, jak jest. Potem może się to zmienić.
– Prasa ma pamięć komara. – Bertrand.
– Eee, mówisz o poziomie inteligencji.
– Co ty, komarom by nie dorównali.
– No dobra, dobra. Zaczynamy. Oto na czym stoimy.
Ryan streścił każdą sprawę. Słuchałam w milczeniu, jak przedstawia moje pomysły, czasami nawet używając tych sformułowań, co ja, a reszta notuje na formularzach. Pojawiły się nawet niektóre uwagi Dobzhanskyego, ale przekazane przez mnie.
Okaleczenie. Penetracja narządów płciowych. Ogłoszenia o sprzedaży i nieruchomości. Stacje metra. Więc jednak ktoś słuchał. Co więcej, ktoś to nawet sprawdzał. Sklep mięsny, w którym pracowała kiedyś Grace Damas, był bardzo blisko St. Laurent. Blisko mieszkania St. Jacquesa. Blisko stacji metra Berri-UQAM. Pasowało. Czyli zgadza się w czterech przypadkach na pięć. To to przeważyło szalę. To i J.S.
Po naszej rozmowie Ryan przekonał Patineau, żeby wysłać oficjalne zlecenie do Quantico. J.S. zgodził się uznać przypadki z Montrealu za sprawa pierwszorzędnej wagi. Niezliczona ilość faksów dostarczyła mu danych, których potrzebował, i Patinaeu otrzymał psychologiczny profil mordercy trzy dni później. Zadziałało. Patineau zdecydował się działać. Voila. Brygada specjalna.
Ulżyło mi, ale czułam się też zlekceważona. Wykorzystali moją pracę, ale, pozwolili mi się niepokoić. Kiedy wchodziłam na tamto zebranie, obawiałam się krytyki swojej osoby, a nie milczącej aprobaty dla dobrze wykonanej roboty. I tak dobrze się stało. Uspokoiłam głos, żeby zamaskować gniew.
– I czego każe nam szukać Quantico?
Ryan wyjął ze stosu cienki skoroszyt, otworzył go i zaczął czytać.
– Mężczyzna. Biały. Francuskojęzyczny. Prawdopodobnie wykształcenie nie wyższe niż średnie. Prawdopodobnie ma na koncie NPSy…
– C'est quoi, fa? – Bertrand.
– Nieprzyjemne przestępstwa seksualne. Podglądactwo. Obsceniczne telefony. Obnażanie się.
– Drobne przyjemnostki. – Claudel.
– Lalkarz. – Bertrand.
Claudel i Charbonneau żachnęli się.
– Cholera. – Claudel.
– Mój pacjent. – Charbonneau.
– Kto to jest lalkarz? – Kettiering z St. Lambert,
– To płaz, który włamuje się do mieszkań po to, żeby wypchać kobiecą piżamę, zrobić z niej lalkę czy kukłę i ją potem pociąć. Rozpracowuję gościa już od pięciu lat.
Ryan ciągnął dalej, wybierając niektóre sformułowania z raportu.
– Drobiazgowo planuje zbrodnie. Prawdopodobnie ucieka się do podstepu, żeby zbliżyć się do ofiary. Być może temu służą nieruchomości. Prawdopodobnie żonaty…
– Pourquoi? – Rosseau z St. Lambert.
– Chodziło o kryjówkę. Nie może sprowadzać ofiar do żoneczki.
– Albo mamusi. – Claudel.
Ciąg dalszy raportu.
– Prawdopodobnie najpierw wybiera i przygotowuje odosobnione miejsca.
– Ta nora? – Kettiering, St. Lambert.
– Ee, Gilbert spryskał ją całą Lummolem. Gdyby była tam jakaś krew, wszystko by się wydało. – Charbonneau.
Raport.
– Przesadna przemoc i okrucieństwo sugerują skrajną agresję. Możliwe, że chodzi o zemstę. Możliwe, że ma sadystyczne fantazje związane z dominacją, upokorzeniem, bólem. Możliwe tło religijne.
– Pourquoi, ca? – Rousseau.
– Figurka, porzucanie ciał. Trottier i Damas zostawiono na terenach kościelnych.
Przez czas jakiś nikt się nie odzywał. Ścienny zegar bzyczał cicho. Z korytarza dobiegł stukot zbliżających się wysokich obcasów, ale po chwili się oddalił. Pióro Claudela przesuwało się krótkimi, nerwowymi ruchami.
– Beaucoup de “możliwe" et “prawdopodobnie". – Claudel.
Uparta negacja teorii, że zabójca jest jeden, rozdrażniła mnie.
– Jest też możliwe i prawdopodobne, że wkrótce będziemy mieli następne morderstwo – wypaliłam.
Twarz Claudela przybrała swój normalny, nieprzenikniony wyraz. Spuścił oczy na podkładkę, na której miał formularz. Bruzdy między brwiami pogłębiły się, ale nic nie powiedział.
Bzyczenie.
– Czy doktor Dobzhansky przedstawia jakąś długoterminową prognozę? – spytałam, już trochę spokojniejsza.
– Krótkoterminową. – To powiedział Ryan grobowym głosem i wrócił do raportu. – Przesłanki wskazują na utratę kontroli. Robi się coraz śmielszy. Odstępy między zbrodniami są coraz krótsze. – Zamknął skoroszyt i położył go na środku stołu. – Zabije znowu.
Znowu cisza.
W końcu Ryan spojrzał na zegarek. Wszyscy zrobiliśmy to samo, jak roboty na linii produkcyjnej.
– No. To zabieramy się do tych dokumentów. Jak macie coś, czego w nich nie ma, to dodać. Luc, Michel, sprawa Gautier była prowadzona przez CUM, więc możecie mieć coś więcej na jej temat.
Charbonneau i Claudel przytaknęli.
– Pitre była w gestii SQ. Sprawdzę ją dokładnie. Inne są świeższe, więc dokumenty powinny być raczej kompletne.
Jako że pięć ostatnich przypadków znałam aż za dobrze, zabrałam się za Pitre i Gautier. Ich sprawy toczą się od 88 i 89 roku.
Na wpół nagie, mocno rozłożone ciało Constance Pitre znaleziono w opuszczonymi domu w Khanawake, indiańskim rezerwacie leżącym w górę rzeki od Montrealu. Marie-Claude Gautier znaleziono za stacją metra Vendome, gdzie można się przesiąść na pociągi jeżdżące na zachodnie przedmieścia miasta. Obie kobiety zostały bestialsko pobite i poderżnięto im gardła. Gautier miała dwadzieścia osiem lat, a Pitre trzydzieści dwa. Obie były pannami. Obie mieszkały same. Przesłuchiwano zwyczajnych podejrzanych, prowadzono standardowe dochodzenie. W obu przypadkach śledztwo utknęło w martwym punkcie.
Trzy godziny studiowałam dokumenty, które, w porównaniu z tymi, jakimi zajmowałam się ostatnio, były raczej skąpe. Obie kobiety były prostytutkami. Czy to z tego powodu szybko umorzono śledztwo? Wykorzystywane za życia, ignorowane po śmierci? Baba z wozu, koniom lżej? Nie pozwoliłam sobie rozwodzić się nad tym.
Obejrzałam zdjęcia obu ofiar. Miały inne twarze, ale w jakiś niepokojący sposób podobne. Niesłychanie blade, obfity makijaż, zimne, tępe spojrzenie. Wyraz ich twarzy przypomniał mi noc spędzoną w Main, gdzie z bliska miałam okazję przyjrzeć się nocnej klienteli. Rezygnacja. Desperacja. Tam widziałam to na żywo. Teraz patrzyłam na martwą naturę.
Rozłożyłam na stole zdjęcia z miejsc zbrodni i tak wiedząc, czego się spodziewać. Pitre: ogródek, sypialnia, ciało. Gautier: stacja, krzaki, ciało. Głowa Pitre była prawie odcięta. Gardło Gautier też było poderżnięte, a jej prawe oko zostało zamienione w spęczniała miazgę. Skrajne bestialstwo tych zbrodni sprawiło, że zostały wciągnięte do naszego śledztwa.
Przeczytałam raporty z autopsji, toksykologiczny i policyjne. Przeczytałam uważnie zapis z każdego przesłuchania i streszczenia prowadzących śledztwo. Dowiedziałam się najdrobniejszych szczegółów dotyczących życia i śmierci ofiar.
Wszystkie dane, które wyciągałam z dokumentów, wnosiłam do sporządzonej naprędce tabeli. Niewiele jednak tego było.
Słyszałam innych, kręcących się wokół mnie, szuranie krzeseł, wymieniane żarciki, ale nie zwracałam na to wszystko uwagi.
Kiedy w końcu zamknęłam skoroszyty, było już po piątej. Został tylko Ryan. Podniosłam wzrok i zobaczyłam, że mi się przygląda.
– Chcesz zobaczyć The Gypsies?
– Słucham?
– Słyszałem, że lubisz jazz.
– Tak, ale festiwal już się skończył, Ryan. – Od kogo to słyszałeś? Skąd? Czy to zaproszenie na randkę?
– Festiwal tak. Ale miasto bawi się dalej. Les Gitantes dają koncert w Old Port. Świetny zespół.
– Wiesz co, Ryan, chyba nie – odparłam, ale poważnie zastanawiałam się nad jego propozycją. Myślałam już od jakiegoś czasu. Dlatego odmówiłam. Nie teraz. Jak się skończy śledztwo. Jak zwierzę znajdzie się w klatce.