– Właśnie – odparł Hoyt. – Elizabeth tego nie zrobiła.
Scope zmrużył oczy, udając głębokie zainteresowanie, ale wydało mi się, że dostrzegam w nich coś innego, jakby rozbawienie.
– Może łaskawie powiesz, kto to zrobił?
Usłyszałem, że Hoyt przełknął ślinę. Odwrócił głowę i spojrzał na mnie.
– David Beck.
Nie byłem zdziwiony ani nawet zły.
– To on zabił twojego syna – ciągnął pospiesznie. – Dowiedział się o wszystkim i chciał się zemścić.
Scope wydał teatralny jęk zaskoczenia i przycisnął dłoń do piersi. Potem wreszcie spojrzał na mnie. Wu i Gandle też popatrzyli w moją stronę. Scope napotkał moje spojrzenie i zapytał:
– Co ma pan do powiedzenia na swoją obronę, doktorze Beck?
Zastanowiłem się.
– Czy jest sens mówić, że on kłamie?
Scope nie odpowiedział mi bezpośrednio. Zwrócił się w stronę Wu.
– Proszę, przynieś mi tę kopertę.
Wu poruszał się jak pantera. Skierował się ku nam, uśmiechając się do mnie, i instynktownie naprężyłem mięśnie brzucha. Stanął przed Hoytem i wyciągnął rękę. Hoyt podał mu kopertę. Wu wziął ją jedną ręką. Drugą – nigdy nie widziałem, by ktoś zrobił to równie szybko – z dziecinną łatwością wyrwał mu broń i odrzucił na bok.
– Co do…? – zaczął Hoyt.
Wu mocno uderzył go w splot słoneczny. Hoyt upadł na kolana. Wszyscy staliśmy i patrzyliśmy, jak podpiera się rękami, spazmatycznie łapiąc powietrze. Wu niespiesznie obszedł go i kopnął w bok. Usłyszałem trzask pękających żeber. Hoyt upadł na wznak, mrugając oczami, z szeroko rozrzuconymi rękami i nogami.
Griffin Scope podszedł i uśmiechnął się do mojego teścia.
Potem pokazał mu coś. Zmrużyłem oczy. Przedmiot był mały i czarny.
Hoyt popatrzył na niego i splunął krwią.
– Nie rozumiem – zdołał wykrztusić.
Teraz zobaczyłem, co Scope trzyma w dłoni. Był to miniaturowy magnetofon kasetowy. Scope nacisnął przycisk odtwarzania. Najpierw usłyszałem mój głos, a potem Hoyta.
– Elizabeth nie zabiła Brandona Scope’a.
– Wiem. Ja to zrobiłem.
Scope wyłączył magnetofon. Nikt się nie odezwał. Gniewnym wzrokiem zmierzył mojego teścia. W tym momencie zrozumiałem wszystko. Uświadomiłem sobie, że jeśli Hoyt Parker wiedział, że w jego domu założono podsłuch, to z pewnością zdawał sobie sprawę, że to samo zrobiono z jego samochodem. Dlatego poszedł do garażu, kiedy zobaczył nas na tyłach domu, i czekał na mnie w samochodzie. I dlatego przerwał mi, kiedy powiedziałem, że Elizabeth nie zabiła Brandona Scope’a. Przyznał się do morderstwa, wiedząc, że jesteśmy podsłuchiwani. Zrozumiałem, że kiedy dotknął mojej piersi, wymacał podsłuch założony mi przez Carlsona; chciał mieć pewność, iż federalni również wszystko usłyszą, a Scope nie każe mnie zrewidować. Pojąłem, że Hoyt Parker postanowił wziąć winę na siebie i choć popełnił tyle okropnych czynów, nawet zdradził mojego ojca, teraz to wszystko było podstępem, jego ostatnią szansą odkupienia win – to on, a nie ja, poświęci się, by uratować nas wszystkich. Zrozumiałem również, że aby to osiągnąć, musi zrobić coś jeszcze. Dlatego odsunąłem się. I słysząc warkot nadlatujących helikopterów FBI oraz wzmocniony przez megafon głos Carlsona, krzyczącego, żeby nikt się nie ruszał, zobaczyłem, jak Hoyt Parker sięga do kabury na łydce, wyjmuje rewolwer i pakuje trzy kule Griffinowi Scope’owi. Potem zobaczyłem, jak obraca broń.
– Nie! – krzyknąłem, lecz ostatni strzał zagłuszył ten krzyk.
46
Pochowaliśmy Hoyta cztery dni później. Tysiące policjantów przyszły na pogrzeb, żeby oddać cześć zmarłemu. Jeszcze nie podano do publicznej wiadomości szczegółów tego, co wydarzyło się w posiadłości Scope’a, i nie wiem, czy prawda kiedykolwiek wyjdzie na jaw. Nawet matka Elizabeth nie domagała się szczegółów, być może dlatego, że szalała z radości wywołanej cudownym powrotem córki z zaświatów. Pewnie z tego powodu nie zadawała zbyt wielu pytań i nie przyglądała się zbyt dokładnie nieścisłościom. Mogłem to zrozumieć.
Tak więc Hoyt Parker umarł jako bohater. Może nim był. Nie mnie o tym sądzić.
Zostawił długie pisemne zeznanie, w którym zasadniczo powtórzył wszystko to, co powiedział mi w samochodzie. Carlson pokazał mi je.
– Czy to już koniec? – spytałem.
– Musimy jeszcze wytoczyć sprawę Gandle’owi, Ericowi Wu oraz kilku innym osobom – odparł. – Teraz, kiedy Griffin Scope nie żyje, nie będzie z tym żadnych problemów.
Mityczna bestia – pomyślałem. Nie odrąbujesz jej łba. Musisz pchnąć ją w serce.
– Mądrze pan zrobił, przychodząc do mnie, kiedy porwali tego małego chłopca – rzekł Carlson.
– A miałem inne wyjście?
– Dobrze powiedziane. – Carlson uścisnął mi dłoń. – Niech pan uważa na siebie, doktorze Beck.
– Pan też – powiedziałem.
Może chcielibyście wiedzieć, czy Tyrese przeniesie się kiedyś na Florydę i co będzie z TJ-em oraz Latishą. Może zastanawiacie się, czy Shauna i Linda zostaną razem oraz co to będzie oznaczać dla Marka. Nie mogę wam powiedzieć, ponieważ sam nie wiem.
Ta opowieść kończy się teraz, cztery dni po śmierci Hoyta Parkera i Griffina Scope’a. Jest późno. Bardzo późno. Leżę w łóżku z Elizabeth, patrząc, jak jej piersi unoszą się i opadają we śnie. Patrzę na nią przez cały czas. Prawie nie zamykam oczu. Moje sny się zmieniły w perwersyjny sposób. Teraz w nich ją tracę – ona nie żyje, a ja jestem sam. Dlatego wciąż ją obejmuję. Przytulam ją i ściskam. Ona mnie też. Z czasem może nam to przejdzie.
Jakby czując na sobie mój wzrok, Elizabeth obraca się na bok. Uśmiecham się do niej. Odpowiada mi uśmiechem i moje serce szybuje w obłokach. Przypominam sobie tamten dzień nad jeziorem. Pamiętam, jak leżeliśmy na tratwie. I przypominam sobie, że wtedy postanowiłem powiedzieć jej prawdę.
– Musimy porozmawiać – mówię.
– Nie sądzę.
– Nie powinniśmy mieć przed sobą żadnych tajemnic, Elizabeth. To z tego powodu powstało całe zamieszanie. Gdybyśmy mówili sobie o wszystkim… – Nie dokończyłem.
Ona kiwa głową. I nagle zrozumiałem, że wie. Zawsze wiedziała.
– Twój ojciec – powiedziałem – zawsze sądził, że to ty zabiłaś Brandona Scope’a.
– Tak mu powiedziałam.
– A przecież… – zamilkłem. Po chwili zacząłem mówić: – Kiedy w samochodzie powiedziałem mu, że ty nie zabiłaś Brandona, czy myślisz, że zrozumiał, co naprawdę się stało?
– Nie wiem – odparła Elizabeth. – Chcę sądzić, że tak.
– I poświęcił się dla nas.
– Albo nie chciał pozwolić, żebyś ty to zrobił. A może umarł, wciąż myśląc, że to ja zabiłam Brandona Scope’a. Nigdy się tego nie dowiemy. I nie ma to żadnego znaczenia.
Popatrzyliśmy po sobie.
– Wiedziałaś – wykrztusiłem i ciężar spadł mi z piersi. – Od początku. Ty…
Uciszyła mnie, przykładając palec do moich ust.
– Wszystko w porządku.
– To dla mnie schowałaś to wszystko w skrytce depozytowej.
– Chciałam cię zabezpieczyć.
– Zrobiłem to w samoobronie – powiedziałem, przypominając sobie ciężar rewolweru podskakującego w mojej dłoni, gdy pociągnąłem za spust.
– Wiem – zarzuciła mi ręce na szyję i przyciągnęła do siebie. – Wiem.
To ja byłem w naszym domu wtedy, kiedy przed ośmioma laty włamał się tam Brandon Scope. Leżałem sam w łóżku, kiedy zakradł się z nożem do naszej sypialni. Odepchnąłem go. Chwyciłem trzydziestkęósemkę ojca. Znowu rzucił się na mnie. Strzeliłem i zabiłem go. A potem wpadłem w panikę i uciekłem. Usiłowałem zebrać myśli, znaleźć jakieś wyjście. Kiedy doszedłem do siebie i wróciłem do domu, ciało zniknęło. Broń też. Chciałem powiedzieć o tym Elizabeth. Zamierzałem zrobić to nad jeziorem. A jednak nie powiedziałem o tym ani słowa. Dopiero teraz.
Jak już mówiłem, gdybym od początku wyznał prawdę…
Elizabeth przyciąga mnie do siebie.
– Jestem tutaj – szepcze.
Tutaj. Przy mnie. Chwilę potrwa, zanim oswoję się z tą myślą. Lecz tak się stanie. Przytuleni, powoli zapadniemy w sen. A jutro rano obudzimy się razem. I pojutrze. To jej twarz będę widział każdego ranka, kiedy otworzę oczy. I jej głos usłyszę po przebudzeniu. Wiedziałem, że nigdy nie przestanę się tym cieszyć.