Zakochani Jest nam tak cicho, że słyszymy piosenkę zaśpiewaną wczoraj: “Ty pójdziesz górą, a ja doliną…” Chociaż słyszymy – nie wierzymy. Nasz uśmiech nie jest maską smutku, a dobroć nie jest wyrzeczeniem. I nawet więcej, niż są warci, nie kochających żałujemy. Tacyśmy zadziwieni sobą, że cóż nas bardziej zdziwić może? Ani tęcza w nocy. Ani motyl na śniegu. A kiedy zasypiamy, we śnie widzimy rozstanie. Ale to dobry sen, ale to dobry sen, bo się budzimy z niego. Klucz Był klucz i nagle nie ma klucza. Jak dostaniemy się do domu? Może ktoś znajdzie klucz zgubiony, obejrzy go – i cóż mu po nim? Idzie i w ręce go podrzuca jak bryłkę żelaznego złomu. Z miłością, jaką mam dla ciebie, gdyby to samo się zdarzyło, nie tylko nam, całemu światu ubyłaby ta jedna miłość. Na obcej podniesiona ręce żadnego domu nie otworzy i będzie formą, niczym więcej, i niechaj rdza się nad nią sroży. Nie z kart, nie z gwiazd, nie z krzyku pawia taki horoskop się ustawia. Drobne ogłoszenia KTOKOLWIEK wie, gdzie się podziewa współczucie (wyobraźnia serca) – niech daje znać! niech daje znać! Na cały głos niech o tym śpiewa i tańczy jakby stracił rozum weseląc się pod wątłą brzozą, której wciąż zbiera się na płacz. UCZĘ milczenia we wszystkich językach metodą wpatrywania się w gwiaździste niebo, w żuchwy sinantropusa, w skok pasikonika, w paznokcie noworodka, w plankton, w płatek śniegu. PRZYWRACAM do miłości. Uwaga! Okazja! Na zeszłorocznej trawie w słońcu aż po gardła leżycie, a wiatr tańczy (zeszłoroczny ten wodzirej waszych włosów). Oferty pod: Sen. POTRZEBNA osoba do opłakiwania starców, którzy w przytułkach umierają. Proszę kandydować bez metryk i pisemnych zgłoszeń. Papiery będą darte bez pokwitowania. ZA OBIETNICE męża mego, który was zwodził kolorami ludnego świata, gwarem jego, piosenką z okna, psem zza ściany: że nigdy nie będziecie sami w mroku i w ciszy i bez tchu – odpowiadać nie mogę. Noc, wdowa po Dniu. Hania
Widzicie, to jest Hania, służąca dobra. A to nie są patelnie, to są aureole. A ten rycerz ze smokiem to jest święty obraz. A ten smok to jest marność na tym łez padole. A to żadne korale, to Hani różaniec. A to buty z nosami startymi od klęczeń. A to jej chustka czarna jak nocne czuwanie, kiedy z wieży kościoła pierwszy dzwon zadźwięczy. Ona widziała diabła kurz ścierając z lustra: Był siny proszę księdza, w takie żółte prążki i spojrzał tak szkaradnie, i wykrzywił usta, i co będzie, jeżeli wpisał mnie do książki? Więc ona da na bractwo i da na mszę świętą, i zakupi serduszko ze srebrnym płomieniem. Odkąd nową plebanię budować zaczęto, od razu wszystkie diabły podskoczyły w cenie. Wielki to koszt wywodzić duszę z pokuszenia, a tu już starość idzie i kość kością stuka. Hania jest taka chuda, tak bardzo nic nie ma, że zabłądzi w bezmiarze Igielnego Ucha. Maju, oddaj kolory, bądź jak grudzień bury. Gałązko ulistniona, ty się wstydź za siebie. Słońce, żałuj, że świecisz. Biczujcie się, chmury. Wiosno, owiń się śniegiem, a zakwitniesz w niebie! Nie słyszałam jej śmiechu, płaczu nie słyszałam. Wyuczona pokory, nic od życia nie chce. Towarzyszy jej w drodze cień – żałoba ciała, a chustka postrzępiona ujada na wietrze. Na powitanie odrzutowców Dzisiaj szybsi od głosu, pojutrze od światła, przemienimy głos w żółwia i światło w zająca. Ze starej przypowieści czcigodne zwierzęta, zacna para od wieków współzawodnicząca. Biegałyście, biegały po tej niskiej ziemi, popróbujcie wyścigu na wysokim niebie. Tor wolny. Nie będziemy zawadzać wam w biegu, bo odlecimy wcześniej goniąc samych siebie. |