Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Żałuję, że tu częściej nie przyjeżdżałem – powiedział Malcon. – A ty też będziesz chyba teraz częstszym gościem w Tuneppe?

– Ja już chyba nigdzie nie będę częstym gościem, panie. Zbliża się mój koniec i…

– Przestań, Jogasie! Potrzebni mi są mądrzy doradcy – Malcon pochylił się i ściszył głos. – Dzisiaj rano odkryłem, że jestem zupełnie nie przygotowany do roli króla. Musisz mi pomóc, wiem że ojciec bardzo cię cenił i szanował, choć rzadko się widywaliście.

Wziął Jogasa pod ramię, starzec poprowadził go w kierunku niskiej przybudówki. Malcon schylił się przechodząc przez niską futrynę i poszedł pierwszy w kierunku wskazanym przez Jogasa. Na progu izby obejrzał się i powiedział:

– Każ podać coś do picia i powiedz, żeby nikt nam nie przeszkadzał. Chcę z tobą porozmawiać.

Jogas zatrzymał się. Malcon wszedł do izby i usiadł na szerokim zydlu. Po chwili wszedł Jogas niosąc dwa dzbany, za nim wsunął się potężnej postury staruch niosąc dwa kubki. Ustawił je na stole i wyszedł. Jogas nalał do kubka piwa i podał królowi, do swojego nalał wody z drugiego dzbana. Popatrzył na Malcona i powiedział:

– Między innymi dlatego twój ojciec, Malconie, rzadko tu bywał. Nie mógł patrzeć na ludzi pijących wodę.

– A dlaczego ją pijesz? – Malcon łyknął piwa i uniósł brwi w niemej pochwale.

– To stara i nudna historia. Szkoda na nią czasu – Jogas umilkł na chwilę. – Czy nikt nie sprzeciwił się objęciu tronu przez ciebie?

– Nikt – zaśmiał się Malcon. – Widocznie moi wrogowie są zbyt słabi.

– Może nie masz wrogów? – zapytał Jogas.

– Na pewno mam, ale to ich zmartwienie, może spróbują inaczej? – machnął ręką. – Powiedz lepiej, co ja tu mam robić?

– Powinieneś obejrzeć zawartość skarbca. Przejrzysz zasoby, wybierzesz sobie co ci się spodoba. Twój ojciec często sięga do szkatuły i nie jest już ona tak zasobna, jak kiedyś. Ale nie jest jeszcze źle. Sam zobaczysz.

– Aaa… – Malcon podrapał się po nosie. – A masz tu jakąś broń?

– Broń? – Jogas spojrzał na Malcona spod oka. – Trochę jest… Jeśli chcesz, mogę ci pokazać.

Malcon dopił piwo, sięgnął po dzban, ale się rozmyślił w połowie ruchu. Zerknął na Jogasa i zobaczył lekki uśmiech na ustach starca.

– Wydaje mi się, że coś ukrywasz przede mną. Tak samo jak Laber.

– Nie mylisz się. Ale też i nie dziw się nam. Too… – stary oparł ciężko łokcie o blat stołu i oparł głowę na rękach. – I ja i Laber uważamy, że mógłbyś podjąć się pewnego zadania, ale nie wiemy czy podołasz, czy w ogóle będziesz chciał… Wybacz, panie, ale dotychczas bawiłeś się tylko. – Powieki przykryły jasne oczy Jogasa.

– Powiedz mi o co chodzi, Jogasie. Nie baw się w tajemnice – Malcon pochylił się nad stołem.

– Marzy nam się przywrócenie naszemu państwu potęgi i mocy jaką kiedyś miało. Chyba nadszedł najwyższy czas, jeszcze trochę i może być za późno. Dwa wieki temu Laberi było dwakroć większym krajem. Z czasem każdy kto mógł, a właściwie kto chciał, odcinał sobie kawałki naszych ziem, nie tylko obcy, nasi namiestnicy także. Najwierniejsi Laberyjczycy uciekają do centrum państwa, gdzie z kolei nie ma dla nich ziemi, głodują więc i nie tylko nie dają żadnych korzyści, ale sami jeszcze kradną co się da i gdzie się da. Rozmnożyli się różnego rodzaju zabójcy i rabusie, żebracy, kobiety, których zachowanie wpędziłoby je kiedyś do lochów. Głupcy usadowili się na ważnych stanowiskach. Ale to i tak są tylko najwidoczniejsze oznaki, innych nie widać, ale są stokroć bardziej groźne. Zło wypełza z każdej szczeliny, zło otacza nas, wsącza w nasze dusze swój jad. I nie wystarczy przegnać złodziei, przegnać łupieżców, ukarać dziewki… Może już jest za późno. Może… – Jogas sięgnął do kubka i wypił kilka łyków wody. – Chodźmy. Pokażę ci najważniejszą rzecz w skarbcu. Jedyną rzecz wartą pilnowania.

Otworzył drzwi i wyszedł pierwszy. Malcon ruszył za nim. Przeszli cały korytarz i zeszli po schodach do piwnicy. Skręcili w bok i poszli między potężnymi beczkami z dojrzewającym miodem i bragą. Malcon wciągnął powietrze nosem i ku swojemu zdziwieniu korzenny zapach tym razem nie wydał mu się przyjemny. Wzruszył ramionami i dogonił Jogasa. Stary stał przed małą starą beczką na pewno pustą, bo szczeliny między klepkami były szerokie na palec. Jogas wyjął zza pasa masywny nóż i podważył wieko. Odskoczyło ze skrzypieniem, stary wsadził nóż za pas i pochylił się. Sięgnął do beczki i po chwili wyjął z niej sporą kasetę obitą czerwoną skórą. Przetarł wieko z grubej warstwy kurzu i podał pudło Malconowi.

– Co to jest? – zapytał król.

– Zobacz – krótko odpowiedział stary.

Malcon podniósł wieko. Na wierzchu leżał kawał grubej żółtej wełny, Malcon niecierpliwie podniósł ją i zobaczył rękojeść miecza. Była duża i gruba z dużym guzem na końcu i rzeźbionym trzonem. Głownia była złamana tuż przy rękojeści. Tylko mały szpiczasty kawałek wystawał przed fantazyjnie powyginane jelce. Malcon wyjął rękojeść i zacisnął na niej mocno palce. Odłożył pudło i machnął ręką. Rozległ się cichy, melodyjny świst. Malcon rozgiął palce i obejrzał dokładnie rękojeść, a potem machnął ręką jeszcze raz i znowu usłyszeli gwizd. – Co to jest? – zapytał po raz drugi.

– To jest reszta miecza zwanego Gaedem. Jego rękojeść… – powiedział wolno Jogas. – Mógłbyś nim machnąć jeszcze raz?

Malcon machnął kilka razy rękojeścią. Za każdym razem piwnicę wypełniał delikatny, ale przenikliwy świst.

Jogas zrobił krok do tyłu i oparł się o ścianę, wytrzeszczył oczy i oddychał przez szerokie otwarte usta.

– Co ci jest? Źle się czujesz? Mów!

– Nie, nie! - Jogas odsunął się od ściany i zrobił krok w kierunku wyjściu. – Weź to i wracajmy. Czeka nas długa rozmowa.

Chwiejnie poszedł przodem. Malcon włożył rękojeść do kasety i szybko dogonił Jogasa, ale stary nie pozwolił sobie pomóc nawet na schodach. Zresztą wyglądał już całkiem dobrze. Gdy wrócili do komnaty Jogas przysunął do siebie kasetę lecz nie otworzył jej, tylko delikatnie, opuszkami palców wodził po pokrywie i ściankach.

– Słyszałeś zapewne o królu Cergolusie. Podczas jednej z wypraw, zwycięskich wypraw, odłączył niespodziewanie na dwa dni od swoich wojsk i gdy zrozpaczeni rycerze zwątpili już w jego szczęśliwy powrót pojawił się w obozie z mieczem, którego rękojeść leży teraz przed nami – położył dłoń na pokrywie.

– Chyba słyszałem coś o tym, ale nie byłem zbyt pilnym słuchaczem. Laber nie mógł sobie ze mną poradzić – uśmiechnął się Malcon, ale Jogas nie odwzajemnił uśmiechu.

– Ten miecz to Gaed, cudowny miecz, którym można pokonać wszelkie zło. Cergolus nie zdradził nigdy skąd go ma, ale od tej chwili jego królestwo zaczęło rosnąć w siłę. Cergolus prawie zupełnie wytępił obłudę, kłamstwo, nienawiść, zazdrość, pychę. Mógłby zupełnie zniszczyć zło, ale tego nie zrobił. Nie wiem dlaczego, może jednak nie mógł? – Jogas wzruszył ramionami. – Pewnego dnia wydał wielką ucztę, na którą kazał się stawić trzem Magom: Żółtemu – Mezarowi, Czerwonemu – Lippysowi i Białemu Magowi – Zacamelowi. Mezar, który jest najsłabszym Magiem, ale za to jest chytry jak król lisów obmyślił podstęp, przy pomocy którego Magowie zniszczyli Gaed. I wtedy znowu zło wypełzło na świat.

– Ale przecież pamiętam, że Gaed jest niezniszczalny? wtrącił Malcon.

– Prawie. Istnieje kamień twardszy od miecza. Zwą go Rae-Pest i może go zmiękczyć tylko ludzka krew. Mezar wymyślił podstęp, natomiast Lippys, największy z nich okrutnik, pojmał wielu jeńców, po kolei wymordował i polewał Rae-Pest ich krwią. Ma on kuźnię, w której pracuje sześciu kowali, którym Lippys odjął nogi i dołożył kamienne słupy. Mogą na nich stać i pracować dla niego, ale nie mogą zrobić ani kroku. Pracują bez odpoczynku i od tej pracy, od ciemności kuźni, od strachu, są źli na cały świat i wykonują każde polecenie. Nie dziwiło ich, że w kuźni leży duży kamień, na który przez cały czas kapie krew. Po dwóch tygodniach Rae-Pest zmiękł nieco i wtedy szóstka kowali zabrała się do roboty. W dwa dni wykuli z kamienia męskie przedramię z dłonią. Lippys oddał tę rękę Zacamelowi, aby dokończył intrygi. I tak się też stało – Jogas smutnie pokiwał głową. – Twój dumny ze swej potęgi przodek Cergolus kazał zjawić się na uczcie wszystkim trzem Magom. Chciał pochwalić się przed licznie zgromadzonymi gośćmi swoją władzą nad największymi Magami – jak widzisz nie cała pycha i buta zniknęły ze świata. Gdy Cergolus wypił kilka kufli piwa i zaszumiało mu w głowie, zobaczywszy jedną ze służek Zacamela, zażądał jej dla siebie. A gdy Zacamel sprzeciwił się, Cergolus dobył Gaeda i ciął Maga. Zacamel zasłonił się ręką, a ponieważ wcześniej przy pomocy czarów odjął sobie prawą rękę i przymocował tę wykutą z Rae-Pest, Gaed prysnął na trzy kawałki. Oniemiał Cergolus i reszta gości, a trzej Magowie ryknęli wielkim śmiechem. Diabelski chichot wszelkiego zła, które teraz już znowu bez przeszkód mogło usidlać ludzi zwielokrotniło ich śmiech potężnym echem. Ohydny smród wygnał gości z pałacu, został w nim tylko oniemiały Cergolus z rękojeścią Gaeda w dłoni. Nigdy już nie odzyskał dawnej odwagi i siły, a jego królestwo powoli zaczęło upadać. Przed śmiercią dowiedział się Cergolus co trzeba zrobić by odzyskać Gaeda i wytępić zło, ale był już za stary i miał chorą duszę. Nawet nie próbował. Nie próbował też żaden z jego następców, ty jesteś ostatnim, który może. Jesteś dwudziestym pierwszym potomkiem Cergolusa. Ostatnim, który może to zrobić – powtórzył Jogas.

6
{"b":"100648","o":1}