Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– O! – Paul podskoczył do Mika i chwycił rękojeść. – Tego nie odkryłem – machnął ręką kilka razy, ale gwizd nie powtórzył się. – Musiałeś jakoś sprytnie ją złapać – oddał rękojeść Mike’owi i poszedł w kierunku foteli stojących naprzeciwko biurka, zabierając po drodze oba drinki.

Mike odłożył rękojeść do pudła i podążył za Paulem, gospodarz sięgnął do kieszeni i wyjął papierosy. Zapalili i prawie jednocześnie wypuścili spore kłęby dymu. Obaj wyglądali na nieco skrępowanych i obaj zdawali sobie z tego sprawę. W końcu Paul machnął ręką z papierosem. Dym wyrysował w powietrzu skomplikowany wzór.

– Nie rozumiem, dlaczego pokazuję ci ten zabytek, nie dając nawet czasu na odpoczynek po podróży. Ale tak mnie to męczy, jakby to była bardzo ważna i nie cierpiąca zwłoki sprawa. Jakbym się bał, że zapomnę – wzruszył ramionami i umoczył wargi w szklance. Mike powtórzył jego gest. – Mam ten miecz kilka lat. Kiedyś strasznie mnie intrygował i bawił, ale później odciągnęły mnie inne sprawy i do dzisiaj w ogóle o nim nie myślałem. Aż nagle… Nie wiem… – wyciągnął rękę ze szklaneczką w stronę Mika i obaj wypili po łyku.

W czasie odgruzowywania piwnicy tego pałacyku znaleźli go robotnicy. Najpierw odłożyłem znalezisko gdzieś do kufra, a potem pewnego dnia wyjąłem i jakiś czas nie robiłem nic innego, tylko starałem się wyjaśnić co to jest i dlaczego jest takie cenne. Bo jeśli ktoś robi specjalne pudełko na ułamaną rękojeść miecza to musi to być z jakiegoś powodu ważne, nie?

Mike skinął głową i wstał. Podszedł do biurka i przyjrzał się rękojeści, a potem wziął całe pudełko i przyniósł do stołu, przy którym siedzieli. Usiadł, trzymając kasetę na kolanach.

– Zacząłem studiować literaturę, żeby wyjaśnić co to za miecz, skąd się tu wziął i dlaczego może być ważny. I wiesz, co mi wyszło? – Paul nachylił się do Mika i wycelował wskazujący palec w szczątki broni. – Nic się tu nie zgadza! Zobacz… – wyprostował kciuk -…miecz jako broń jest znany od epoki brązu, a ten, nie dość, że ma nietypowy jelec – to te poskręcane pręty – pokazał palcem -…to jest dużo starszy niż być powinien. Udało mi się zeskrobać trochę metalu z uchwytu. Żeby było śmieszniej, z głowni, czyli tego złamanego ostrza, nie udało mi się nawet przy pomocy diamentowego wiertła uzyskać nawet opiłka. Rozumiesz? Twarde jak cholera, a za skarby nie powinno być. Coś jak ta kolumna w Indiach, która nie koroduje, a nikt nie wie dlaczego. Może jakbym się uparł, to coś by się i udało zeskrobać, ale po pierwsze, znalazłem pewien dokument i to mnie trochę oderwało od samego miecza, a potem… – skrzywił się -…potem poznałem Jeanette i jakoś tak się wszystko pomieszało…

Paul zamilkł i wbił spojrzenie w ścianę. Mike dotknął rękojeści i przejechał delikatnie palcami po splotach trzonu. Wcale nie były zimne.

– Pokażę ci ten dokument – Paul stęknął i wstał z fotela. – Znalazłem go na dnie szkatuły, dałem do przetłumaczenia i… – Paul podszedł do biurka i zaczął trzaskać szufladami szukając dokumentu. Znalazł go w czwartej i podał Mike’owi, który położył ostrożnie kasetę na stole i otworzył cienką teczkę. Wewnątrz było kilka kartek maszynopisu.

– Żeby było szybciej powiem ci, że to jest fragment spowiedzi jakiegoś szlachetki, który brał udział w trzeciej i czwartej krucjacie. Z tej ostatniej… – Pamiętasz cokolwiek? – zapytał nagle i nie czekając na odpowiedź wyjaśnił: – Rozpoczęła się w 1202 roku, zakończyła w dwa lata później. Zupełnie się nie udała, bo krzyżowcy idąc na Palestynę aby odbić Jerozolimę zostali wciągnięci przez Wenecję w wojnę z Bizancjum i w końcu zdobyli Konstantynopol. Tam właśnie szlachcic de Lavignac w zakamarku splądrowanego pałacyku jakiegoś tureckiego dostojnika znalazł tę kasetę i dużą księgę, której fragment przetłumaczył mu jeniec. To wszystko opowiedział na spowiedzi zakonnikowi z klasztoru w Cannesey. Teraz czytaj, od drugiej strony – Paul odchylił się w fotelu i zapalił papierosa. Poprzedni zgasł w popielniczce. Mike przełożył pierwszą stronę na spód, i pochylił się nad kartką.

Oślim był mi bardzo wdzięczny za uratowanie wnuczki z rąk moich kamratów. Chciał mi oddać swoje oszczędności, alem ja ich nie chciał. Pokazałem mu księgę, com ją był znalazł w pałacu Tuterbeja i kazałem sobie przetłumaczyć. Stary padł przede mną na kołana i błagał, bym odstąpił od zamiaru, alem się zaparł. Tedy on poprosił, abym przyszedł z wieczora, a on mi wtedy rzecz całą przetłumaczy. Uwierzyłem mu i do dziś nie mogę sobie tego darować, bo kiedym przyszedł o zmroku okazało się, że pies ten, rodzinę gdzieś ukrywszy, a przede wszystkim wnuczkę swoją, spalił całą księgę. Gdym to usłyszał, złość mnie wściekła porwała i jużem miał mu głową zdjąć, gdym zobaczył, że kilka kart wyrwanych z onej księgi na stole leży obok rękojeści miecza z puzdra wyjętej. Przemówiłem do siebie i gniew powściągnąłem. Spokojnie go zapytałem po cóż to zrobił, a on płaczem wybuchnął i błagał, bym do niego złości nie żywił. I mówił, że księga ta nikomu niczego dobrego dać nie może, a zło jeno i wszeteczności i ohydy wszelakie. Miała to być księga panowanie Szatana zwiastująca, a każdy, kto ją miał przeczytać, władcy piekielnemu odtąd służyć musiał. Oślim tłumaczył mi, jakoż nawet Turcy księgi tej się bali i przez to ją schowali. Najpierwem się był wystrachał, że tak blisko zło mię było, ale potem, gdym nieco ochłonął, przypomniałem sobie iż nigdym o takowej księdze nie słyszał. A przecie pilniem na nauki uczęszczał i nie masz w mojej okolicy chrześcijanina spieszniej niż ja Panu naszemu służącego. Kazałem zamilczeć Oślimowi, a sam uklęknąwszy pacierz odmówiłem i poleciłem się Najjaśniejszej Panience z Cannesey, a tak uspokojony usiadłem i Oślima zapytałem czemu te kilka kart ostawit. Stary, leżąc na podłodze i niepewny” czy mu aby głowy nie ujmę, wystękał, że chciał choć trocha mojej ciekawości ulżyć i początek onej księgi ostawił. I przeczytał mi ją. Był czas, że pamiętałem każde jego słowo, choć ino raz opowieść słyszałem, ale czas mi z pamięci sito zrobił i niewiela w niej ostało. Imiona były ani flandryjckie, ani weneckie, ani palestyńskie. Teraz myślę, że rację miał stary Oślim i że to Szatan chciał, abym pozapominał wszystko com miał w głowie. Boć przecie pamiętam imię Oślima i wnuczki jego Taflidy i imiona wszystkich moich kamratów zacnych z wypraw obu. A historię miecza onego prawie całą żem przepomniał, a i imion żadnych nie pamiętam. Tedy nad grobem już stojąc przekazuję rękojeść klasztorowi w Cannesey i opowieść moją. Oto com z niej zapamiętał.

Oślim powiadał, że historia owa wydarzyła się tak dawno, że nikt nawet nie wie jakie to były czasy i nikt nie wie, gdzie owo miało miejsce. Żył król potężny, który mieczem magicznym władał, a miecz zdobył był na jakiejś wyprawie i miecz ów siłę nieczystą pędził. Atoli król dufny w potęgę miecza siły owej nie wytępił, jeno część jej ostawił dla zabawy swojej i dumy z potęgi własnej. Długo to trwało, aż trzej czarownicy jakowyś podstęp diabelny uknuli i podstawili królowi rękę czyjąś, której miecz przeciąć nie mógł. Pękł ci on na kilka części, a zło rozpanoszyło się na świecie. I miało od tej chwili coraz być mocniejszym, aż zapanuje w zupełności. Chyba żeby ktoś pokonał czarowników onych, a wtedy miecz się zrośnie z powrotem i diabła łacno zwycięży.

Dużom ja tedy myślał o onej historii, długom jeszcze żył i dużom złego widział, aż czasem zaczynałem wierzyć, że zło prawdziwie włada światem, ale wtedym szedł do kościoła albo i klękał gdziem był i po modlitwie myśli durne z głowy wylatywały…

Mike oderwał się od kartki i spojrzał na Paula. Gospodarz prawie skończył papierosa i wypił zawartość swojej szklanki. Mike sięgnął do paczki i zapalił również.

– Dobre! – powiedział i od razu poczuł, że nie jest to właściwe słowo. – Niesamowita historia. Jeśli ten krzyżowiec mówi prawdę, to już chociażby działanie Oślima świadczy, że musiał bardzo bać się księgi. Bardziej niż kary za jej zniszczenie. Byłoby to zrozumiałe, gdyby chodziło o coś związanego z ich religią, fanatyzm i tak dalej. Ale to najwyraźniej nie miało nic wspólnego z prorokiem, a Oślim ratował cały świat. Tak przynajmniej sądził.

3
{"b":"100648","o":1}