Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Siedział z głową opuszczoną na piersi, z przymkniętymi powiekami, nieruchomy, tylko pierś unosiła się i opadała w rytm oddechu. Malcon siedział z wytrzeszczonymi oczami, z półotwartymi ze zdumienia ustami, krztusząc się dziesiątkami pytań, oszołomiony, złamany opowieścią Lippysa-Altarusa.

– Ale jak… – wykrztusił w końcu. – Jak… Przecież mnie to opowiadał Jogas? A Laber? Jemu ufam jak nikomu na świecie!

Mag pokiwał wolno głową, pochylił się i chwycił swój puchar ale potrzymał go tylko i odstawił z powrotem.

– Mógł ich spętać czarami – powiedział. – Mógł Przekupić, mógł dodać im do pokarmu ziela, po którym człowiek zasypia, a gdy budzi się, wykonuje polecenia jakie zostały mu wydane w czasie snu – wzruszył ramionami. – Sposobów jest całe mnóstwo, więcej niż sądzisz.

– Jogas… – powiedział wolno Malcon. – On…

– Co zrobił Jogas? – zapytał Altarus.

– Dał mi tego ziela – powiedział Malcon i wściekle uderzył ręką w stół. Poderwał się na równe nogi, ale Altarus był szybszy – zerwał się pierwszy, jakby przestraszony gestem Malcona. Oparty rękami o stół pochylił się w stronę Malcona. Na jego czole błyszczały krople potu.

– Dał ci ziela? – wykrztusił.

– Tak – powiedział Malcon i usiadł na zydlu. – Powiedział, że opowie mi we śnie co wie o Yara, żebym się nie wystraszył… Chacha! I rzeczywiście: co jakiś czas odzywał się w mojej głowie jego głos, radzący jak uniknąć różnych niebezpieczeństw. Ale już od dawna milczy.

– Pewnie – szybko wtrącił Altarus. – W końcu oni naprawdę chcą, żebyś mnie zabił, ale nie aż tak bardzo jak sądzisz, o niee… Muszą usunąć nas obu, obojętne, w jakiej kolejności – pochylił bladą twarz i zapatrzył się po raz kolejny w stół.

Malcon wpatrywał się w niego z napięciem, myśli kotłowały mu się w głowie, błyskały fragmenty rozmów, twarze, głosy, spojrzenia, w których teraz, po opowieści Altarusa, widział fałsz i obłudę. Fala żalu i rozgoryczenia pochwyciła go i poniosła daleko od zamku Altarusa. Przysiągł zemstę, ale przypomniał sobie, że jeśli chce jej dopełnić, musi najpierw zabić Altarusa. Drgnął i otrząsnął się.

– Dlaczego mówisz, że musimy zginąć? Że jeden z nas musi zginąć?

– A jak inaczej? – wzruszył ramionami Altarus.

– A… – Malcon zawahał się, ale dokończył patrząc w oczy rozmówcy -… nie moglibyśmy razem walczyć z Targa-Rhovilem? Nie zależy mi specjalnie na koronie Laberi. Wystarczy, że naród będzie szczęśliwy. Jeszcze niedawno nie myślałem o tym, ale teraz wydaje mi się, że to jest najważniejsze… – odchrząknął kilka razy czując, że głos zaczyna mu się łamać.

Altarus kiwnął kilka razy głową nie podnosząc jej znad stołu, potem oderwał spojrzenie od mis i talerzy i popatrzył Malconowi w oczy. Dwa małe, ciemne kamyki nadleciały i zwarły się ze spojrzeniem Malcon. Wytrzymał to. Altarus mrugnął kilka razy.

– To nie jest takie łatwe – powiedział. – Musimy sobie zaufać bezgranicznie. Czy sądzisz, że znajdziesz w sobie tyle siły?

– Znajdę! – powiedział głośno Malcon. – Postanowiłem zniszczyć zło i spróbuję dopiąć swego. Powiedz, co mam zrobić?

Altarus milczał chwilę, potem uniósł obie dłonie na wysokości twarzy i trzymając je skierowane w stronę Malcona powiedział:

– Musisz unieszkodliwić Gaed, przeklęty miecz, broń Cergolusa. A potem wyjdziemy z Yara i uderzymy na Torga-Rhovila. Do pewnego stopnia jestem władcą Tiurugów, mogę na nich liczyć, więc będziemy mieli małą armię – ożywił się i nawet lekki uśmiech, jak zwiastun zwycięstwa, rozchylił jego wargi. Malcon zauważył, że pojaśniały mu nawet oczy.

– Ale dlaczego uważasz Gaed za przeklętą broń? – zapytał. – Kilka razy uratował mi życie.

– To broń Cergolusa i jego piekielnego potomka. Musimy go unieszkodliwić – powiedział twardo Altarus.

– To co mam zrobić?

Altarus zerwał się szybko z krzesła. Odrzucił poły szaty i machnął kilka razy rękami. Odsunął się od stołu, przestąpił kilka razy z nogi na nogę po świetlistej podłodze.

– Pójdziesz ze mną i zostawisz Gaed w komnacie, z której nie będzie mógł się uwolnić. – powiedział szybko… – I wtedy będzie…

– A co z moimi przyjaciółmi? – przerwał Malcon.

– Czyżbyś był aż tak naiwny, Malconie? – zdziwił się Altarus. – Jacy przyjaciele? – zmarszczył brwi. – Hole. Pashut i ta reszta? Zgadnij, kto to jest ich panem?

– Nie wierzę! – Malcon poderwał się na równe nogi. – Nie raz ratowali mnie przed różnymi niebezpieczeństwami. Kłamiesz, Altarus kiwnął się do tyłu jakby wystraszony gwałtownym ruchem Malcona, ale pozostał na miejscu. Skrzywił twarz i zmrużył oczy, blade czoło pokryło się siecią zmarszczek, a po chwili, gdy zmarszczki rozpłynęły się, kilka czerwonych kresek podzieliło czoło Maga na poziome paski.

– Przecież twoja śmierć od razu na progu Yara nie leżała w interesie Targa-Rhovila. Wszystko, co dotychczas tu zrobiłeś, cieszy twego stryja, ale nie dlatego, że ci sprzyja. Przecież osłabiasz jego wrogów.

Malcon usiadł znowu. Zapominając, że prawa ręka ciągle jest martwa usiłował podnieść ją do twarzy, ale nie drgnęła nawet. Spojrzał w dół zaskoczony, pokręcił lekko głową i szarpnął (wąsa palcami lewej. Przełknął kilka razy ślinę, usiłując zaprzeczyć Altarusowi, ale wszystko, co przychodziło mu do głowy mogło równie dobrze świadczyć przeciwko Hokowi i Pia, Podniósł głowę i spojrzał na Maga.

– Nie mogę w to uwierzyć – powiedział cicho.

Altarus pokiwał głową.

– Będę ci mógł udowodnić swoje słowa. Nie myśl, że to tylko moje wymysły. Jeśli przejdziesz ze mną do innego pokoju, tam gdzie znajduje się znany ci już Kamień Wiadomości, zobaczysz coś – wskazał ręką na siebie.

Malcon zawahał się, ale wstał wolno i popatrzył we wskazanym kierunku. Nie było tam żadnych drzwi; jak i wszędzie w tym pokoju ściana pochylała się do środka jakby pod ciężarem pokrywającej ją farby i wzoru. Przeniósł spojrzenie na Altarusa, który drgnął i wykonał mały gest dłonią lewej ręki. Ściana za nim ściemniała i pojawiły się półokrągłe drzwi. Malcon zaczął iść dookoła stołu, zdążył zauważyć błysk złości w oczach Altarusa, ominął stół i zatrzymał się trzy kroki przed gospodarzem. Ciemne oczy Altarusa wpiły się w jego twarz. Stali obaj nieruchomo sczepieni spojrzeniami. Malcon usłyszał cichutki, na granicy słyszalności, pisk, krew załomotała mu w skroniach. Altarus poruszył się.

– Nie… – zająknął się -… nie możesz wejść do tej komnaty z przeklętym mieczem. Kamień Wiadomości…

– Łżesz! – krzyknął Malcon. Napiął wszystkie mięśnie, ale prawa ręka ani drgnęła na rękojeści Gaeda. Stęknął i zgrzytnął zębami. – Wchodziłem z Gaedem do takiej samej komnaty w wieży Mezara i nic się nie stało!

– Tak – powiedział spokojnie Altarus. – Ale właśnie dlatego Targa-Rhovil wszystko o tobie wiedział. Ten… – po raz pierwszy jego spojrzenie spoczęło na rękojeści trzymanego przez Malcona miecza, krótki dreszcz wstrząsnął nim, rozkołysał purpurową szatę -… miecz… – przymknął oczy na krótką chwilę jakby chciał się uspokoić, otrząsnąć z wrażenia -… jest równocześnie szpiegiem, łącznikiem ze swym panem. Nie możesz z nim wejść do Komnaty Kamienia.

– A co chcesz z nim zrobić?

– Nic. Tylko zostawisz w innej komnacie. Ja go nie dotknę.

– Nie!

– Nie będę mógł ci pokazać…

– Nie!

– Czy to znaczy…

– Nie oddam miecza – po raz trzeci przerwał Altarusowi Malcon. Sam nie wiedział dlaczego zdecydował się sprzeciwić tak wyraźnie gospodarzowi. Już prawie był gotów pójść z nim do komnaty Kamienia Wiadomości, gdy nagle, niespodziewanie dla samego siebie, zdecydował zatrzymać Gaed bez względu na to co się stanie.

Altarus zamilkł. Nie wykonał żadnego ruchu, a mimo to urósł nagle w oczach Malcona, nie było ani czerwonej komnaty, ani sufitu, sylwetka Maga przesłoniła wszystko jednocześnie Malcon widział każdy szczegół jego twarzy, każdą nitkę tkaniny, z której wykonana była purpurowa szata. Był tylko Altarus. Malcona ogarnęło takie uczucie, jakby stał tyłem do olbrzymiej góry, z której spada na niego głaz – nic czuł nic i nic nie widział, ale przeświadczenie strasznego uderzenia było tak oczywiste, jakby widział wszystko swoimi oczami.

45
{"b":"100648","o":1}