Światło w tunelu się powiększyło.
– Dlatego spytaliście go o to? O źródła?
– Tak.
– Odmówił ich ujawnienia.
– Właśnie.
– Dlatego go zniszczyliście.
– Nie.
– Jednego nie rozumiem w tej historii z plagiatem. Czy to wy wrobiliście Gibbsa? Tylko jak? Chyba że wymyśliliście tę intrygę z książką… nie, to zbyt naciągany domysł. Więc co tu jest grane?
– Niech pan powie – Kimberly Green pochyliła się w fotelu – po co pan go odwiedził.
– Powiem, ale najpierw…
– Stana Gibbsa szukaliśmy od miesięcy – przerwała mu. – Być może wyjechał z kraju. W domu, do którego teraz się wprowadził, mieszka sam. Jak wspomniałam, czasem go gubimy. Nie przyjmuje żadnych gości. Kilka osób wpadło na jego trop. W tym starzy znajomi. Przyjeżdżają tam albo dzwonią. I wie pan, co się dzieje?
Myronowi nie spodobał się ton jej głosu.
– Odprawia ich. To reguła. Stan Gibbs nie spotyka się z nikim. Pan jest wyjątkiem.
Myron spojrzał na Wina. Win bardzo wolno skinął głową. Myron przyjrzał się Ericowi Fordowi.
– Myślicie, że to ja jestem porywaczem? – spytał, przenosząc wzrok na Kimberly Green.
Agentka lekko wzruszyła ramionami i z wyraźną satysfakcją rozsiadła się w fotelu. Sytuacja się odwróciła.
– Niech pan sam nam powie – odparła.
Win skierował się do drzwi. Myron wstał i ruszył za nim.
– A wy dokąd? – spytała Green.
Win chwycił klamkę.
– Jestem podejrzanym – odparł Myron, wychodząc zza biurka. – Będę mówił, ale w obecności adwokata. Państwo wybaczą.
– Ej, tylko rozmawiamy – zaprotestowała Kimberly Green. – Nie powiedziałam, że pan jest porywaczem.
– Tak to zabrzmiało. Win?
– On kradnie serca, a nie ludzi – rzekł Win.
– Ma pan coś do ukrycia? – spytała.
– Tylko jego upodobanie do pornografii komputerowej. Ojej! Wygadałem się.
Kimberly Green wstała i zastąpiła Myronowi drogę.
– Jesteśmy niemal pewni, że tę studentkę porwano – powiedziała, patrząc mu twardo w oczy. – Wie pan, jak to odkryliśmy?
Myron nie odpowiedział.
– Za sprawą jej ojca. Porywacz zadzwonił do niego. Nie wiem, co mu powiedział. W każdym razie gość zaniemówił. Przestał kontaktować. Usłyszał od tego pomyleńca coś takiego, że trafił do wariatkowa.
Myron poczuł, że pokój się kurczy, ściany zbliżają się do siebie.
– Wprawdzie nie znaleźliśmy zwłok żadnej z ofiar, ale jesteśmy przekonani, że ten drań je zabija. Porywa je, diabli wiedzą jak, znęca się bez końca nad ich rodzinami i na pewno na tym nie poprzestanie.
– Jak mam to rozumieć? – spytał, cały czas patrząc jej w oczy.
– To nie jest śmieszne.
– Pewnie, że nie. Więc dosyć tych głupich wykrętów.
Nie odpowiedziała.
– Chcę usłyszeć to z pani ust. Sądzi pani, że jestem w to zamieszany? Tak czy nie?
– Nie – odparł za nią Eric Ford.
Kimberly Green opadła na fotel, nie spuszczając oczu z Myrona.
– Usiądźcie, panowie.
Ford szerokim gestem wskazał fotele.
Myron i Win wrócili na poprzednie miejsca.
– Ta powieść istnieje. Tak jak i fragmenty, które splagiatował Stan Gibbs. Przysłano ją anonimowo do naszego biura, a konkretnie, do agentki specjalnej Green. Przyznaję, z początku byliśmy zdezorientowani. No, bo z jednej strony Gibbs wiedział o porwaniach. Z drugiej jednak strony nie wiedział wszystkiego i posłużył się fragmentami przepisanymi ze starej powieści kryminalnej, której nakład został wyczerpany.
– Jest inne wyjaśnienie – rzekł Myron. – Takie, że porywacz przeczytał tę książkę, utożsamił się z jej bohaterem i skopiował jego zbrodnie.
– Braliśmy pod uwagę taką możliwość, ale w nią nie wierzymy – odparł Eric Ford.
– Dlaczego?
– To skomplikowane.
– Ma związek z trygonometrią?
– Panu ciągle w głowie żarty?
– A wam wykręty?
Wicedyrektor FBI zamknął oczy. Green siedziała jak podminowana. Peck wciąż coś notował.
– Naszym zdaniem – rzekł Ford, otwierając oczy – Stan Gibbs nie wymyślił tych zbrodni. On je popełnił.
Na Myrona spadło to jak cios. Spojrzał na Wina. Żadnej reakcji.
– Studiował pan psychologię przestępców, prawda? – zagadnął Ford.
Myron leciutko skinął głową.
– Mamy tu do czynienia z nowym wariantem starego schematu. Podpalacze uwielbiają patrzeć na strażaków gaszących ogień. Bywa, że sami zawiadamiają straż o pożarze. Odgrywają rolę dobrego samarytanina. Mordercy uwielbiają chodzić na pogrzeby swoich ofiar. Nagrywamy pogrzeby na wideo. Z pewnością pan o tym wie.
Myron znowu skinął głową.
– Czasem zabójcy stają się uczestnikami akcji – ciągnął rozgestykulowany Eric Ford, unosząc i opuszczając gruzłowate dłonie jak na konferencji prasowej w za dużej sali. – Twierdzą, że byli świadkami przestępstwa. Wchodzą w rolę niewinnych postronnych gapiów, którzy przypadkiem natknęli się w krzakach na zwłoki. Zna pan zjawisko ćmy przyciąganej przez płomień, co?
– Tak.
– Jaka może być większa pokusa dla dziennikarza, niż być jedynym, który opisze zbrodnię? Wyobraża pan sobie większe szczęście? Być tak oszałamiająco blisko śledztwa? Co za błyskotliwy podstęp! Co za frajda dla psychopaty! Jeżeli popełnia zbrodnie, by zwrócić na siebie uwagę, to w ten sposób podwaja przyjemność. Zwraca na siebie uwagę, po pierwsze, jako seryjny porywacz, po drugie, jako świetny dziennikarz rewelacyjnego artykułu, z szansami na zdobycie nagrody Pulitzera. A do tego dochodzi premia w postaci zdobycia sobie opinii dzielnego obrońcy Pierwszej Poprawki do Konstytucji.
– Błyskotliwa hipoteza – pochwalił Myron, który słuchał go z zapartym tchem.
– Chce pan usłyszeć więcej?
– Tak.
– Dlaczego Gibbs nie odpowiedział na żadne z naszych pytań?
– Sam pan powiedział. Z uwagi na Pierwszą Poprawkę.
– Nie jest prawnikiem ani psychiatrą.
– Ale jest dziennikarzem – odparł Myron.
– Jakim potworem trzeba być, żeby strzec źródeł informacji w takiej sprawie?
– Znam takich wielu.
– Rozmawialiśmy z bliskimi ofiar. Przysięgli, że nie rozmawiali z Gibbsem.
– A jeżeli kłamią, bo tak kazał im porywacz?
– To dlaczego w takim razie Gibbs nie bronił się przed zarzutami o plagiat? Mógł im się przeciwstawić. Mógł nawet dostarczyć jakieś dowody na to, że mówi prawdę. Zamiast tego wybrał milczenie. Dlaczego?
– Dlatego, że sam jest porywaczem? Sądzi pan, że ćma podfrunęła za blisko płomienia i teraz w ciemnościach liże się z ran?
– A ma pan lepsze wyjaśnienie?
Myron nie odpowiedział.
– Do tego dochodzi śmierć jego kochanki, Meliny Garston.
– Tak?
– Proszę się zastanowić. Docisnęliśmy go. Spodziewał się tego lub nie. W każdym razie sąd nie we wszystkim dał mu wiarę. Nie wie pan, co wyszło na rozprawie?
– Nie bardzo.
– To dlatego, że odbyła się przy drzwiach zamkniętych. Sędzia zażądał od Gibbsa dowodu, że kontaktował się z mordercą. I w końcu wydobył z niego, że potwierdzi to Melina Garston.
– I potwierdziła.
– Tak. Oświadczyła, że poznała bohatera artykułu.
– Mimo to nie rozumiem. Skoro potwierdziła zeznanie Gibbsa, po co miałby ją zabijać?
– Na dzień przed śmiercią Melina Garston zadzwoniła do ojca i przyznała mu się, że skłamała.
Myron usiadł prosto, próbując ogarnąć to, co usłyszał.
– Stan Gibbs wrócił, Myron – dodał Eric Ford. – Znów wypłynął na powierzchnię. Kiedy przepadł, przepadł również porywacz Siej Ziarno. Ale taki psychopata nigdy nie przestanie działać sam z siebie. Wkrótce znowu zaatakuje. Dlatego lepiej, żeby pan z nami porozmawiał, zanim to zrobi. Dlaczego go pan odwiedził?
– Szukałem kogoś – odparł Myron po krótkim namyśle.
– Kogo?
– Dawcy szpiku kostnego, który zniknął. Może uratować życie dziecku.
Ford wpatrzył się w niego.
– Domyślam się, że chodzi o Jeremy’ego Downinga – rzekł.
Myrona to nie zaskoczyło. Niepotrzebnie unikał odpowiedzi. Pewnie nagrali jego rozmowy przez telefon. Albo pojechali za nim do domu Emily.
– Tak – potwierdził. – Ale zanim powiem więcej, obiecajcie, że będziecie informować mnie na bieżąco, co się dzieje.
– Pan nie bierze udziału w śledztwie – oznajmiła Kimberly Green.
– Wasz porywacz mnie nie obchodzi. Interesuje mnie dawca szpiku. Pomożecie mi go odnaleźć, to powiem wam, co wiem.
– Zgoda. – Ford uciszył Kimberly Green gestem. – Co wspólnego z tym dawcą ma Stan Gibbs?
Myron przedstawił im sytuację. Zaczął od Davisa Taylora, przeszedł do Dennisa Leksa i opowiedział o tajemniczym telefonie. Słuchali go spokojnie, Green i Peck notowali, ale kiedy wspomniał o rodzime Leksów, wyrażanie podskoczyli.
Zadali mu kilka pytań, w rodzaju, dlaczego zaangażował się w sprawę. Wyjaśnił, że Emily jest jego starą znajomą. Nie miał zamiaru wdawać się w kwestię swojego ojcostwa. Spostrzegł, że agentkę Green ponosi. Dopiął swego. Chciała jak najszybciej stąd wyjść i podjąć nowe tropy.
Kilka minut później agenci FBI zatrzasnęli notesy i wstali.
– Zajmiemy się tym – przyrzekł Ford, patrząc Myronowi w oczy. – Znajdziemy pańskiego dawcę. A pan niech nie wchodzi nam w drogę.
Myron skinął głową, zastanawiając się, czy to możliwe. Po wyjściu agentów Win usiadł w fotelu przed jego biurkiem.
– Dlaczego czuję się tak, jakby poderwano mnie w barze, jest następny ranek, a facet spławia mnie krótkim: „Zadzwonię”? – spytał Myron.
– Bo jesteś puszczalski.
– Myślisz, że coś ukrywają?
– Bez dwóch zdań.
– Coś dużego?
– Olbrzymiego.
– W tej chwili nic na to nie poradzimy.
– Tak jest. Nic a nic.