Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Nie sądzę. – I natychmiast dodałem: – Zaczekaj.

Przypomniałem sobie, że to Lenny'ego wzywano, kiedy aresztowano moją siostrę. On zajmował się jej sprawami. Ufała mu.

– Czy Stacy wspominała ci coś o adopcji?

– Nie nadążam.

– Czy mówiła kiedyś o oddawaniu dziecka do adopcji albo w jakikolwiek inny sposób nawiązywała do tego tematu?

– Nie. Czy to ma jakiś związek z porwaniem?

– Możliwe.

– Niczego takiego nie pamiętam. Posłuchaj, mogą nas podsłuchiwać, więc powiem ci, dlaczego dzwonię. Pod twoim domem znaleźli trupa – faceta z dwiema kulami w głowie. – Lenny zdawał sobie sprawę z tego, że ja o tym wiem. Zakładałem, że mówił to na użytek tych, którzy mogli nas podsłuchiwać. – Jeszcze go nie zidentyfikowali, ale na podwórku Christie znaleźli broń, z której go zastrzelono.

To też mnie nie zdziwiło. Rachel przewidziała, że podrzucą broń.

– Rzecz w tym, Marc, że narzędziem zbrodni była ta sama broń, która zaginęła po strzelaninie w twoim domu. Już przeprowadzili badania balistyczne. Do ciebie i Moniki strzelano z dwóch różnych rodzajów broni, pamiętasz?

– Tak.

– No cóż, ten rewolwer – twój rewolwer – był jednym z tych dwóch, których użyto tamtego ranka.

Na moment zamknąłem oczy. Rachel bezgłośnie powiedziała „Co?”

– Lepiej już skończę – rzekł Lenny. – Jeśli chcesz, sprawdzę to ze Stacy i adopcją. Zobaczę, co uda mi się znaleźć. – Dzięki.

– Trzymaj się.

Rozłączyłem się. Odwróciłem się do Rachel i powiedziałem jej o znalezionej broni i wynikach prób balistycznych. Odchyliła głowę i przygryzła dolną wargę – następny zwyczaj znany mi z naszych dawnych randek. – To oznacza – powiedziała – że Pavel i jego wspólnicy byli zamieszani w pierwszy napad.

– A wątpiłaś w to?

– Cztery godziny temu podejrzewaliśmy, że to wszystko lipa, pamiętasz? Sądziliśmy, że ci ludzie mogli poznać dość faktów, by udawać, iż mają Tarę i wyciągnąć trochę pieniędzy od twojego teścia. Teraz znamy prawdę. Ci ludzie byli tamtego ranka w twoim domu. Brali udział w porwaniu Tary.

To miało sens, ale coś mi się nie zgadzało.

– Dokąd teraz jedziemy? – zapytałem.

– Logicznym krokiem byłaby wizyta u tego prawnika, Stevena Bacarda – powiedziała Rachel. – Rzecz w tym, że nie wiemy, czy jest ich szefem, czy tylko jednym z wykonawców.

Równie dobrze Denise Vanech może być mózgiem operacji, a on jej podwładnym. Albo oboje mogą pracować dla kogoś innego. Jeśli po prostu wpadniemy do jego biura, Bacard wszystkiemu zaprzeczy. To prawnik. Jest zbyt sprytny, żeby z nami rozmawiać.

– No, to co proponujesz?

– Sama nie wiem. Może czas wezwać federalnych. Może oni mogliby go przycisnąć.

Pokręciłem głową.

– To za długo potrwa.

– Możemy ich skłonić do szybkiego działania.

– Zakładając, że nam uwierzą, co jest mało prawdopodobne, jak szybkiego?

– Nie wiem, Marc.

Nie podobało mi się to.

– Załóżmy, że ta Denise Vanech nabrała podejrzeń. Załóżmy, że Tatiana przestraszy się i zadzwoni do niej ponownie. Albo że porywacze naprawdę mają swojego informatora. Zbyt wiele słabych punktów, Rachel.

– Co więc twoim zdaniem powinniśmy zrobić?

– Uderzyć z dwóch stron – powiedziałem bez zastanowienia.

Mieliśmy problem. Nagle znalazłem rozwiązanie.

– Ty zajmiesz się Denise Vanech. Ja Stevenem Bacardem.

Skoordynujemy działania tak, żeby uderzyć jednocześnie.

– Marc, to prawnik. Nic ci nie powie.

Spojrzała na mnie. Zobaczyła to w moich oczach. Verne wyprostował się i cicho zagwizdał. – Chcesz mu grozić? – zapytała Rachel.

– Mówimy o życiu mojego dziecka.

– Mówisz o braniu sprawiedliwości we własne ręce. – I zaraz dodała: – Znowu.

– Tak?

– Niedawno groziłeś bronią nieletniej.

– Chciałem ją tylko przestraszyć. Nigdy bym jej nie skrzywdził.

– Prawo…

– Prawo nie było w stanie pomóc mojej córce – warknąłem, powstrzymując gniew. Kątem oka zobaczyłem, że Verne kiwa głową.

– Byli zbyt zajęci marnowaniem czasu na szukanie dowodów przeciwko tobie.

Zdziwiła się.

– Przeciwko mnie?

– Lenny powiedział mi o tym, kiedy byliśmy w jego domu. Myślą, że ty to zrobiłaś. Beze mnie. Sądzą, że masz obsesję na moim punkcie albo coś takiego.

– Co?!

Wstałem od stolika.

– Posłuchaj, zamierzam, odwiedzić tego całego Bacarda. Nikomu nie chcę zrobić krzywdy, ale jeśli wie coś o mojej córce, zamierzam to z niego wycisnąć.

Verne podniósł zaciśniętą pięść.

– Dobrze powiedziane.

Zapytałem go, czy mogę pożyczyć jego camaro. Przypomniał mi, że całkowicie mnie popiera. Spodziewałem się dalszych sprzeciwów Rachel. Nie spierała się. Może wiedziała, że nie zmienię zdania.

A może uważała, że mam rację. A może – co najbardziej prawdopodobne – była tak zdumiona tym, że jej dawni koledzy mogli uznać ją za jedyną podejrzaną. – Pojadę z tobą – zaproponowała.

– Nie – odparłem tonem niedopuszczającym sprzeciwu.

Nie miałem pojęcia, co zrobię, kiedy tam dojadę, ale wiedziałem, że jestem zdolny do wszystkiego. – Już ci to tłumaczyłem. Teraz przemawiałem jak chirurg na sali operacyjnej.

– Zadzwonię do ciebie, kiedy dotrę do biura Bacarda.

Wtedy ty wejdziesz do mieszkania Denise Vanech.

Nie czekałem na odpowiedź. Wsiadłem do camaro i ruszyłem w kierunku biurowca MetroVista.

75
{"b":"94965","o":1}