Poprosiłam o rysunek.
– Nie boisz się, że ktoś go zobaczył
– To ja. Czemu miałabym się bać? – odparłam. – Podpiszesz mi go?
Skreślił na rysunku zamaszysty podpis, wyrwał kartkę z bloku i położył ją na poduszce. Zauważyłam, że się podniecił, kiedy patrzył na szkic.
Odwrócił się zażenowany i zaczął ubierać.
Zeskoczyłam z łóżka, włożyłam bieliznę, a potem bluzkę i spódnicę. Kiedy wsuwałam stopy w sandały, on zapinał klamrę przy pasku.
Podszedł do gramofonu, wyłączył muzykę, a kiedy wrócił, miał dziwny wyraz twarzy. Pociągnął mnie za sobą na łóżko, posadził i otoczył ramieniem. Powiedział, że żona i córka wrócą do domu dopiero po zmierzchu, i poprosił, bym jeszcze trochę została. Nie czułam zazdrości ani żalu. Wręcz przeciwnie, byłam zachwycona, że zrobiłam coś, czego pragnęłam od dłuższego czasu, i że to okazało się piękniejsze, niż myślałam.
Leżeliśmy na plecach obok siebie. W pewnej chwili podparł się na łokciu i zaczął mówić. Ale teraz jego głos brzmiał inaczej; wydawał się znużony, bezbarwny.
– Zapomnij o mnie – zaczął. – Nie zasługuję na to. Nie różnię się od innych mężczyzn, a nawet jestem od nich gorszy; jestem skończonym draniem.
Usiłowałam mu przerwać, ale zakrył mi usta dłonią.
– Nic nie mów, po prostu mnie wysłuchaj. I zapamiętaj, co powiem.
Wstał. Myślałam, ze chce nalać herbaty, ale on sięgnął po papierosa. Zapalił i zaciągnął się głęboko. Nigdy nie widziałam, żeby palił. Powiedział, że aktywiści z okresu rewolucji kulturalnej dostają wezwania z dzielnicowych komitetów partyjnych, żeby stawić się w „klasie szkoleniowej”, i on też spodziewał się takiego pisma. Władze szkolne już zażądały, żeby przyszedł na rozmowę w przyszłym tygodniu, i chociaż nie wie, czego będzie dotyczyć ta rozmowa, intuicja mu podpowiada, że wkrótce go zamkną w jednym z tych prowizorycznych więzień.
Podniosłam się, kręcąc głową.
– Nie wierzysz mi?
– Nie mówisz tego poważnie. Strzepnął popiół na podłogę.
– Któregoś dnia zrozumiesz – stwierdził. – Na pewno zrozumiesz, kiedy dożyjesz mego wieku.
Gdybym była bardziej skupiona, niewątpliwie wyczułabym zmianę atmosfery w pokoju. Ale ja tylko się w niego wpatrywałam.
– Przyszedł czas wyrównania rachunków – oznajmił. – Strażnicy uświęconego porządku nie przepuszczą okazji do zemsty na tych, którzy przeciwko nim wystąpili.
– Nie! – zaprzeczyłam, wstając. – Ty nie zrobiłeś niczego złego. Byłeś ofiarą rewolucji kulturalnej.
Moje słowa musiały zabrzmieć bardzo poważnie, bo zamilkł i słuchał. Lecz ja jedynie powtarzałam w kółko to samo zdanie. Usiadł na stołku przy łóżku.
– Uznali mnie za „mordercę”.
– Bzdura!
– Twierdzą, że zabiłem brata, wydając rozkaz ostrzelania statku.
– To niemożliwe. – Byłam bliska łez.
– To prawda. Zabiłem swojego młodszego brata. – Patrzył na mnie spokojnie. – Powinnaś już iść – powiedział, ale trzymał kurczowo moją dłoń.
W końcu ją puścił, podszedł do biblioteczki i wyjął z niej stos zagranicznych powieści. Niektóre z nich znałam, innych nie. Chciał mi dać te książki.
Sięgnęłam po rysunek na poduszce, ale powstrzymał mnie, schwycił kartkę, spojrzał na nią raz jeszcze, a potem zmiął i wyniósł do kuchni.
– To moje! – krzyknęłam. – To moje! – Pobiegłam za nim. Ujął moją twarz w dłonie.
– Masz przed sobą całe życie, powinnaś je przeżyć najczyściej jak potrafisz.
Podszedł do kuchenki i podpalił kartkę.
Wracałam do domu sama, dźwigając stos książek. Nadal byłam nieco oszołomiona, jeszcze się nie otrząsnęłam z emocji, jakie towarzyszą dziewczynie, która właśnie przeobraziła się w kobietę. Miałam wrażenie, że on ciągle jest we mnie; przy każdym kroku lepkie nasienie, które wytrysnęło z jego wspaniałego organu, zwilżało srom i wnętrze ud. Z całej siły tuliłam do siebie książki, jakby były nim.
A potem, kiedy wróciłam myślami do tego, co mówił, chcąc się mnie pozbyć, serce zadrżało mi z niepokoju. Czułam, że nie bez powodu kochał się ze mną z taką pasją. W zaciekłym szale zdawał się miażdżyć we mnie życie. To zły omen, wróżący czarny czas.
Nie rozmawiał ze mną o przyszłości, nie wspomniał, że chciałby się znowu spotkać.