Литмир - Электронная Библиотека
A
A

V

1

Wyjęłam z kredensu płytką kamionkową miskę i włożyłam do niej bułeczki, przedtem odwinąwszy je ostrożnie z nasiąkniętego tłuszczem papieru. Na kredensie stała miseczka z rozgotowanym, wodnistym ryżem; głodna i spragniona, wypiłam go jednym haustem.

Kiedy wszedł ojciec, zapaliłam światło. W pokoju nadal było mroczno, ale kontury łóżka, stołu i kredensu stały się trochę wyraźniej sze.

Podałam ojcu miskę.

– To dla ciebie i dla matki.

– A ty? – Nie wziął bułeczki.

– Ja już jedną zjadłam. Te są dla was.

– Słaba z ciebie kłamczucha – zauważył. – Gdzie można dostać trzy duże, nadziane mięsem bułeczki za pięćdziesiąt fenów? Tak bardzo je lubisz, zjedz.

W tej samej chwili weszła matka z umytymi miseczkami do ryżu i pałeczkami, które wetknęła do bambusowego pojemnika na ścianie.

– Mała Szóstko, dokąd poszłaś z samego rana? Przydałaby mi się pomoc przy wieszaniu bielizny, ale teraz, kiedy jesteś dorosła, moje słowa nic dla ciebie nie znaczą. Jeżeli nie można się wesprzeć na bambusowym kiju, jak można się oprzeć na jego pędach? Każde z was, dzieciaków, jest gorsze od poprzedniego.

Matka coraz bardziej się zaperzała. Powiedziałam, żeby przestała wyrzekać, bo przyniosłam dla niej jej ulubiony poczęstunek.

Oczywiście rozpromieniła się na widok bułeczek. Nawet nie zapytała, skąd wzięłam na nie pieniądze.

– Dlaczego? Gdzie je kupiłaś?

Wyjaśniłam jej, że byłam na Kamiennym Moście.

Chciała wiedzieć, do którego sklepu poszłam.

Naturalnie do Domu na Wodzie, odparłam. Cieszy się największą renomą w mieście. Zawsze stały u nich kolejki po nadziewane bułeczki i sakiewki z mięsem.

Zanim skończyłam mówić, matka szurnęła miską w głąb kredensu i przytrzymując się wezgłowia łóżka, ze świstem zaczerpnęła powietrza.

– Nadziewane bułeczki z Domu na Wodzie! – Zatrzęsła głową z obrzydzeniem i siadając na brzegu łóżka, wzięła wilgotny ręcznik, który jej podałam.

– Przesadnie reagujesz – zauważył ojciec przygnębionym głosem.

– Przesadnie? Czyżbyś zapomniał, jakie to były lata?

Z ich chaotycznej rozmowy udało mi się mniej więcej wywnioskować, co ją tak poruszyło. Fama głosiła, że podczas wielkiego głodu nadziewano bułeczki dziecięcym mięsem. Zadowoleni klienci ufnie powracali, podobnie jak dziś trzymają się restauracji, w których do wywaru dodaje się korzenia konopi czy makowin. Raz ktoś natrafił w farszu na paznokieć i powiadomił władze. Para właścicieli trafiła do więzienia, a sklep zamknięto. Otwarto go ponownie dopiero po wielu latach, i to jako spółdzielnię.

– Kobiety w naszej okolicy to kupa starych plotkarek – stwierdził ojciec.

– Skąd ci z Domu na Wodzie brali mięso, skoro było o nie tak trudno? – zapytała matka. – W dodatku takie dobre mięso. Bez żadnych dodatków.

Poza tym istnieją dowody. Matka przypomniała, jak trzyletni synek tragarki, z którą pracowała w parze przez rok czy dwa, zniknął bez śladu. Przez jakiś czas kobieta płakała za każdym razem, kiedy ktoś o nim wspomniał, a potem, gdy zabrakło już łez, rzuciła się do studni w pobliżu placu zabaw na alei Szkoły Średniej. Jej ciało odnaleziono dopiero wtedy, gdy ktoś poczuł smród unoszący się nad studnią, którą później zabito deskami. Matka powiedziała, że z tamtą kobietą najlepiej jej się pracowało, bo nigdy nie poluźniała liny, żeby przerzucić większy ciężar na partnerkę.

– Mów ciszej – skarcił ją ojciec. – Mała Szóstka nie kupiła tych bułeczek dla siebie. Nie chcesz ich, w porządku, ale teraz nawet ona boi się wziąć je do ust, a wszystko przez jakieś bezpodstawne pogłoski. – Ojciec odwrócił się i wyszedł na korytarz.

– Mam ciszej mówić? – Matka jeszcze bardziej podniosła głos. -Chcesz mnie uciszać?! Dlaczego? Jestem za stara, żeby się bać! -Jednak ściszyła głos, kiedy ojciec znalazł się poza jego zasięgiem.

Wpatrywałam się w miskę z bułeczkami. Wszystkie te domniemane przypadki wydarzyły się podczas wielkiego głodu, zanim się urodziłam, więc nie było powodu do obaw. Jednak opuścił mnie radosny, urodzinowy nastrój. Przecisnęłam się obok matki i podeszłam do biurka. Otworzyłam pierwszą szufladę po lewej stronie.

– Czego szukasz? – zapytała matka, obserwując, jak przewracam zawartość.

– Listu. – Wewnątrz leżały przybory do szycia, nożyczki, guziki, grzebienie i mnóstwo różnych drobiazgów. Byłam gotowa wyciągnąć całą szufladę i wyrzucić wszystko na podłogę. – Gdzie jest list od Dużej Siostry? – spytałam.

– Tam go nie ma – odparła stanowczo i wsunęła dłoń pod poduszkę.

Z poszewki wypadła harmonijka ustna. Kiedy po nią sięgnęłam, matka przytrzymała moją rękę. I chociaż ten gest był pozbawiony gwałtowności, zaskoczył mnie. Po co jej ta harmonijka? Zareagowała, jakby to był jakiś skarb, coś, czego nie powinnam dotykać. Nigdy nie miałam żadnego instrumentu, więc nie potrafiłam na niczym grać, a jedyną zabawką, jaką się kiedykolwiek bawiłam, była szmaciana lalka, którą matka sama dla mnie zrobiła.

– Ach, tak, przypomniałam sobie! Musiał zawieruszyć się z praniem.

Byłam przekonana, że coś ukrywa. Nie chciała, abym przeczytała list od siostry; podejrzewałam, że podarła go w przypływie złości.

– Nie wierzę ci – oświadczyłam.

– Co w ciebie dzisiaj wstąpiło? Cały czas nic, tylko pyskujesz.

– Ktoś widział Dużą Siostrę dziś rano. Ona wróciła.

– No i co z tego? Może sobie chodzić, gdzie jej się żywnie podoba. Dopóki nie przestąpi progu tego domu, czuję się szczęśliwa.

Niemniej zauważyłam, że twarz matki spochmurniała, kiedy usłyszała wiadomość. Zniknął z niej wyraz oczekiwania i zaczęły się stare żale; jej pierworodna córka ściąga same kłopoty; złe nasienie, zawsze tak jest, jak się nie słucha matki. Rzuca taka szkołę i bez pytania o zdanie wychodzi za mąż, ilekroć nachodzi ją ochota. Dlatego nic jej się w życiu nie układa.

– Mała Szóstko – zwróciła się do mnie. – Ty także mnie nie słuchasz pomimo swego młodego wieku.

– A kiedy choć raz ci się sprzeciwiłam? Poza tym nie jestem już dzieckiem. Mogę głosować, a nawet zostać wybrana. – Nie uchwyciła aluzji do urodzin. W rzeczywistości moja uwaga jeszcze bardziej wyprowadziła ją z równowagi.

– Ach, więc wydaje ci się, że wiesz wszystko o głosowaniu? -prychnęła. – Z radością oddałabym moje prawo wyborcze komuś, kto tylko by je chciał. Całe te wybory sprowadzają się do zakreślenia jednej kratki. Zawsze nam powtarzają: Chcecie demokracji? Przecież nawet nie potraficie czytać!

Miałam ochotę krzyknąć: Mamo, dziś są moje urodziny! Jak mogłaś o nich zapomnieć?

Czułam instynktownie, że moje urodziny nie były zwyczajną datą pośród wielu innych dat, lecz szczególnym koralikiem w modlitewnej bransolecie, od którego zacznie się odliczanie. Dotknięcie tego koralika wyzwoli wiele tematów tabu. Ogarnięta paniką, rozpaczliwie pragnęłam przytulić się mocno do matki. Nić wiążąca mnie z moim losem była jak lont bomby z opóźnionym zapłonem, który przepalały niebieskie iskierki. Czułam, że nadszedł czas, żeby uczynić następny krok, obojętnie czy byłam gotowa, czy nie. Dzisiaj, dokładnie w tej minucie, wiedziałam, że nadeszła chwila, aby wyjaśnić z matką pewne sprawy.

Oparłam się o drzwi; zaskrzypiały pod moim ciężarem. Zamknęłam je czym prędzej, usiłując opanować rosnący niepokój. Aż wreszcie zebrałam się na odwagę.

– Nie uroniłabyś ani jednej łzy, gdyby ktoś pociął mi twarz czy oblał ją kwasem, a nawet mnie zgwałcił i zamordował.

– A to co ma znaczyć?

– Chodzi za mną jakiś mężczyzna.

Zerwała się z miejsca i dotknęła mego spoconego czoła.

– Jesteś pewna?

Wpatrywała się we mnie ze wzburzeniem. Odwróciłam wzrok.

– Możesz mi nie wierzyć, jak nie chcesz.

– Zbyt dobrze cię znam. Zrobisz wszystko, bym się nad tobą trzęsła. – Przyglądała mi się jeszcze przez chwilę, a potem odepchnęła mnie na bok i wybiegła z pokoju.

Wróciła zasapana po jakichś dziesięciu minutach.

– Wiedziałam, że kłamiesz – stwierdziła. – Nikogo nie ma. -Zrobiła pauzę, by zaczerpnąć powietrza, po czym zaczęła mnie wypytywać: – Jak on wygląda? Od kiedy za tobą chodzi? Dlaczego wcześniej mi o tym nie powiedziałaś?

Przestraszyłam się, widząc, jak bardzo się przejęła.

– Od dawna… nieraz…

Powiedziałam, że nie wydawał się bardzo młody, ale nie był też zgrzybiałym starcem. W średnim wieku, i dlatego zapewne bardziej niebezpieczny od młokosa czy starca.

– Nigdy mu się nie przyjrzałam. Gdyby tak było, nie musiałabym ci o nim mówić. – Ta ostatnia uwaga miała ją zdenerwować.

Matka zgasiła światło.

– Wyjdź stąd. Idź na górę.

Wypadłam z pokoju, trzaskając drzwiami. Postałam przez chwilę w sieni, dusząc się z żalu i gniewu, zanim ruszyłam na poddasze.

2

Złapałam za książkę, ale nie mogłam przeczytać ani jednego słowa; zanadto rozpraszały mnie spekulacje, o czym może myśleć matka, siedząc na dole po ciemku. Więc włączyłam magnetofon, taniego, starego grata, który wyglądał jak tara do prania. Czwarta Siostra razem z Dehuą przez wiele miesięcy odkładali na niego każdy grosz, a teraz wszyscy chodziliśmy na palcach wokół stołu, żeby przypadkiem nie uszkodzić tego rodzinnego skarbu.

Ile razy możesz być w życiu pijana?

Kiedy jest czas na zabawę, jeśli nie teraz?

No dalej, wysącz szklanicę do dna, a potem zobaczymy.

Piękne kwiaty zakwitają jeden raz,

Druga szansa rzadko się zdarza.

Gdy dziś odejdziesz, kiedy powrócisz znów?

Ten popularny szlagier sprzed pół wieku, który nuciło całe miasto, zanim jakieś trzydzieści lat temu został zakazany jako „niemoralny”, w ostatnim czasie przedarł się przez kordon rewolucyjnych pieśni. Zawsze ulegałam jego czarowi, jednak dzisiejszego popołudnia, zamiast poprawić mi nastrój, pogłębił jeszcze mój niepokój. Po raz czwarty w życiu szczerze martwiłam się o matkę. Więc wyłączyłam muzykę i zeszłam na dół.

Matki nie było. Dziwne, dokąd mogła pójść?

Na podwórku ojciec, kucając, formował brykiety; wilgotny węglowy pył oblepiał mu dłonie. Zawsze stanowczo odmawiał przyjęcia pomocy, jeśli sam o nią nie poprosił. Natomiast matka postępowała dokładnie na odwrót; zamiast poprosić o pomoc, czekała na ochotników, by sprawdzić, które z dzieci pragnie zdobyć jej względy.

18
{"b":"94633","o":1}