Matki nie było w siedlisku ani też w jego pobliżu. Ponieważ jej nie znalazłam, wróciłam do domu i stanęłam na progu z nieobecnym wyrazem twarzy.
– Mała Szóstko! – zawołał ktoś za moimi plecami. Odwróciłam się. Duża Siostra stała oparta o drzwi do naszego pokoju.
Tamta stara kobieta miała rację. Duża Siostra wróciła do Czung-ring.
– Mała Szóstko, czyżbyś ogłuchła?! Moje roztargnienie ją zniecierpliwiło.
– W domu nie ma żywej duszy. Jak to możliwe? – dziwiła się Duża Siostra, kiedy się umyła. Wyjęła z szuflady w biurku grzebień z powyłamywanymi zębami i ręczne lusterko Czwartej Siostry. Zdmuchnęła z niego kurz i uczesała włosy, przesadnie skręcone świeżą trwałą.
Niewiele się zmieniła w ciągu tych ostatnich sześciu miesięcy. Twarz jej się nieco wypełniła, figura zaokrągliła, a bystre oczy patrzyły jeszcze czujniej.
– Ojciec jest w domu, nie? Ja jestem. Więc co masz na myśli, mówiąc, że nie ma tu żywej duszy?
– Nie można zadać prostego pytania? – Uśmiechnęła się. – Jesteś dla mnie zbyt wykształcona.
Już zdążyłam zapomnieć o liście, którego matka nie chciała mi przeczytać. Moje myśli były zajęte czym innym.
– Nic mi nie wychodzi tak, jak bym chciała – oznajmiła Duża Siostra i czułam, że to wstęp do długiego monologu o kolejnym rozwodzie.
– Wiedziałam, że przyjechałaś – przerwałam jej, chcąc skierować rozmowę na inne tory. – Po co te tajemnice?
Roześmiała się i stwierdziła, że nie miała zamiaru wracać prosto do domu, chcąc sprawdzić, jak bardzo zirytuje tym matkę. Więc pierwsze kroki skierowała do koleżanki, z którą była na wsi.
– No właśnie! – zawołała, jakby dopiero teraz matka przyszła jej na myśl. – A co tam u niej słychać? Gdzie ona jest?
Sama chciałam to wiedzieć. Powiedziałam, że matka była w domu w południe, ale kiedy zeszłam na dół, gdzieś zniknęła.
– A zresztą, co za różnica – stwierdziła gorzko Duża Siostra. -Zapewne jest po drugiej stronie rzeki z wizytą u Drugiej Siostry. Jest jej ulubienicą, my się nie liczymy.
Rzeczywiście, Drugiej Siostrze najbardziej się poszczęściło. Dzięki temu, że zdała egzamin do studium przygotowującego nauczycieli szkół podstawowych, udało jej się uniknąć wyjazdu w góry albo na wieś w 1969 roku, nie podzieliła więc trudnego losu zesłanej młodzieży. Potem, kiedy miała podjąć pracę, zamiast wylądować na jakiejś zabitej deskami wsi, złapała miejsce w szkole w śródmieściu – tylko dlatego, że wykorzystała patową sytuację między dwoma walczącymi o tę posadę ustosunkowanymi nauczycielami, z których żaden nie chciał ustąpić. Z dnia na dzień siostra stała się mieszkanką śródmieścia. Następnie urodziła jednego syna, potem drugiego, no i naturalnie miała męża, który o nią dbał.
– Umieram z głodu, po prostu umieram z głodu! – oznajmiła Duża Siostra, wyraźnie zła. Zaczęła szperać w kredensie i oczywiście natychmiast natrafiła na bułeczki. Trzymała po jednej w dłoni. – Pycha! Są naprawdę świetne! – stwierdziła, rwąc zębami duże kęsy.
Minutę później obie bułeczki zniknęły, a siostra wycierała ręce w chusteczkę.
– Mała siostrzyczko, dlaczego jesteś blada jak śmierć? – zapytała, zmieniając ton. – Wyglądasz okropnie!
– Jak można dobrze wyglądać w takim słabym świetle?
Była moją siostrą i choć nie widziałyśmy się przez dłuższy czas, wyczuła, że coś mnie gnębi.
– Czy to dlatego, że zjadłam te bułki? Myślałam, że to resztki z obiadu.
– Jak widzę, nadal masz giętki język – odparowałam. – Jakim cudem w tym domu miałyby się uchować takie resztki jak nadziewane bułeczki?
Mogłam powiedzieć więcej, ale tego nie zrobiłam. Ani ojciec, ani ja nie potrafiliśmy się przemóc, żeby je zjeść, przez nie doszło do awantury z matką. Duża Siostra była z nas najstarsza, ale czasami postępowała jak dziecko. Matka mówiła, że sprawia najwięcej kłopotów z całej rodziny i że nie waha się robić scen na oczach ludzi.
Może Duża Siostra miała rację, twierdząc, że matka poszła odwiedzić Drugą Siostrę, osobę zgodną, sumiennie wywiązującą się zarówno z obowiązków matki, jak i nauczycielki. A w dodatku dobrą córkę. Gdy matka wyprowadzała ją z równowagi, trzymała emocje na wodzy i w przeciwieństwie do pozostałych trzech sióstr – nigdy się z nią nie kłóciła.
– Dzisiaj są moje urodziny! – wyrzuciłam z siebie. – Chciałam to matce uświadomić. Znowu o nich zapomniała. Celowo, jak zwykle.
– Ojej, dlaczego mi nie powiedziałaś?! – Duża Siostra zawsze potrafiła grać. – Mogłaś mnie przecież uprzedzić! Te bułeczki pewnie były prezentem urodzinowym. – Siostra miała swój rozum. Nawet spróbowała usprawiedliwić zaniedbanie matki. – Matka nie zapomniała, nie wolno ci tak myśleć. Prawdopodobnie pomyliła daty. Nie byłabym zaskoczona, gdyby liczyła dni według starego kalendarza księżycowego.
– Nowy kalendarz czy stary, nieważne. Specjalnie zapomniała – obstawałam przy swoim.
Wszyscy traktowali mnie tak samo, obojętnie czy pamiętali o moich urodzinach, czy nie. Co za różnica? Matka wiecznie przypominała, że miałam szczęście, iż dane mi było przeżyć.
– Pozwól swej Dużej Siostrze naprawić to zaniedbanie. Chodź no, zrobię ci fryzurę. Widzisz moją trwałą? Niezła, co? Nie uważasz, że wyglądam lepiej od tych dziewczyn ze skręconymi włosami, paradujących po ulicach? Albo od tych wyfiokowanych wieśniaczek, których wszędzie pełno? Jeśli chcesz wiedzieć, sama ją zrobiłam.
Nie czekając na moją zgodę, zgasiła światło, wyciągnęła mnie do sieni i posadziła na stołku. Było tu znacznie jaśniej. Po drugiej stronie podwórka siedziała w drzwiach, oparta o framugę, stara matka naszego sąsiada, Łysego Czenga. Jej oczy zmieniły się w szparki.
– Jesteś teraz dorosła, więc musisz ładnie wyglądać. Odchyl głowę. Zaplotę ci warkocz, a luźne włosy odgarnę do tyłu, tak żeby odsłonić szyję i uszy, no i ten pieprzyk na lewym policzku. Pie-przyk na twarzy oznacza, że twoja szczęśliwa gwiazda świeci mocnym blaskiem i ochroni cię przed pechem. Nie będziesz cierpieć z powodu marnego życia tak jak ja.
Siostra obeszła mnie z przodu, zlustrowała i kazała zostać na miejscu. Po chwili wróciła z nożyczkami i przycięła mi grzywkę. A potem podała lusterko. Wstałam i studiowałam swoje odbicie. Zamiast dwóch warkoczy miałam jeden. Całkiem poważna odmiana. Moje kości policzkowe wydawały się wyższe, a szyja dłuższa. Podobałam się sobie. Poczułam się szczęśliwsza, ale nie pokazałam tego po sobie, bo nie chciałam, żeby Duża Siostra była zanadto z siebie zadowolona.
– No i co? Podoba ci się? Dlaczego nic nie mówisz?
Nigdy jej takiej nie widziałam. Im bardziej ją ignorowałam, tym bardziej starała się wkraść w moje łaski.
– Ot, po prostu mizerna, woskowa twarz, brzydka jak zawsze, i nic tego nie zmieni. Każdy ci to powie, przecież wy wszyscy uwielbiacie się na mnie wyżywać. – Oddałam jej lusterko.
– No dobrze, siostrzyczko, dzisiaj są twoje urodziny. Ile ty masz lat?
– Urodziłam się w sześćdziesiątym drugim, gdybyś przypadkiem nie wiedziała.
– Skończyłaś osiemnaście lat?! O rany! Myślałam, że piętnaście czy szesnaście. Twoja duża siostra nawet nie wiedziała, że masz urodziny. Kupiłabym ci jakiś prezent.
Prychnęłam pogardliwie, chociaż zrobiło mi się ciepło na sercu. Niczego by mi nie kupiła, ale przynajmniej tak powiedziała. Dotąd niczego takiego od nikogo nie usłyszałam.
– Osiemnaste urodziny to przełomowa chwila w życiu. Powiedz, co chcesz, żebym dla ciebie zrobiła. Wyraź życzenie.
Siostra wydawała się szczera.
– Naprawdę?
– Poważnie. Potrafię okłamać niejednego, jeśli jest taka potrzeba. Ale dlaczego miałabym oszukiwać kogoś z własnej rodziny?
– Chcę, żebyś przeszła się ze mną brzegiem rzeki – odpowiedziałam po chwili namysłu.
– Tylko tyle? – Roześmiała się. – Spodziewałam się czegoś trudniejszego. Oczywiście, że się z tobą przejdę.
Opuściłyśmy więc mury siedliska i zeszłyśmy po kamiennych stopniach, kierując się na brzeg rzeki.
Musiałam zgłębić, albo chociaż częściowo wyjaśnić, zagadki i niedomówienia, jakie spowijały moje życie. Wszyscy o czymś wiedzieli, ale nikt nie chciał mi tego wyjawić, cokolwiek to było. Wzrastałam w atmosferze konspiracji, tyranizowana milczeniem. Być może prawda, którą tak rozpaczliwie pragnęłam poznać, kryła się właśnie w tym, o czym nie mówiono? Byłam zdecydowana wszystko odłożyć na bok, nawet naukę do tak dla mnie ważnych egzaminów wstępnych, byle tylko rozwikłać tę sprawę. Jeśli tego nie zrobię, będę dalej żyć jak we mgle!
Gratulowałam sobie, że nie straciłam umiejętności oceniania ludzi. Duża Siostra przyjechała do domu w moje urodziny; była właśnie tą osobą, której potrzebowałam akurat w tym dniu. Nie mogła się wykręcić od obowiązków, jakie miała względem młodszej o szesnaście lat siostry. Byłam przekonana, że należy do nich także odpowiedź na pewne pytania, które mnie nurtowały. Po to los zesłał ją do domu.
Każdy z mojego rodzeństwa, z wyjątkiem Dużej Siostry, znał swoje miejsce w szeregu. Ona zawsze sprzeczała się z matką. W trakcie zajadłych kłótni patrzyła na nią z wyrzutem, może dlatego, że jako najbardziej faworyzowane dziecko w rodzinie była krnąbrna i rozpuszczona.
W 1969 roku Mao Tse-tung rozwiązał oddziały Czerwonej Gwardii, które siały rewolucyjne spustoszenie w całym kraju, i wysłał ich członków na „niezmierzone obszary wolności” na przygranicznych terenach.
Moja siostra znacznie wcześniej, bo już w 1964 roku, odpowiedziała na wezwanie partii, aby wyjeżdżać na wieś. Z pierwszym kontyngentem „światłej młodzieży” cierpiała dłużej od innych. Spędziła dziewięć lat w kolektywnej wsi, zanim skierowano ją do pracy w kopalni w górach na obrzeżu prowincji Syczuan.
Kiedy miała osiemnaście lat, tuż przed ukończeniem szkoły pielęgniarskiej, poszła na przechadzkę ze studentem, za co została skrytykowana przez klasowego sekretarza Ligi Młodzieży Komunistycznej, bo szkolna dyscyplina nie pozwalała na takie wybryki. „Mam chłopaka, a tobie nic do tego” – odpowiedziała butnie i po chwili poszły w ruch pięści. Tylko ją spotkała kara za ten incydent; zabroniono jej uczestniczyć w obchodach Nowego Roku.