Przysięgła, że się zabije, i rzeczywiście próbowała to zrobić, skacząc z okna na pierwszym piętrze. W rezultacie złamała nogę, odstawiono ją do szpitala, a w jej aktach pojawił się czarny znaczek, który miał tam pozostać na całe życie. Kiedy kazano jej napisać samokrytykę, poszła prosto do dyrektora szkoły, a gdy nie zgodził się interweniować, cisnęła mu w twarz legitymacją uczniowską, rzuciła szkołę i wróciła do domu.
Pewnego dnia przyszli do nas kadrowcy z komitetu mieszkańców prowadzący kampanię agitacyjną. W Trzech Wąwozach jest pięknie jak w bajce, opowiadali. W rzece na górze Wu pływają ryby grube jak beczki, a węgiel jest taki czysty, że można go bez obawy zawijać w chusteczkę. Cóż to za wspaniałe miejsce! No i Duża Siostra im uwierzyła. Wykradła kartę meldunkową i wymeldowała się z miasta, aby pokazać nauczycielom i kolegom, że to właśnie ona jest największą rewolucjonistką.
Ojciec powiedział, że pływał w okolice góry Wu i wcale nie jest tam tak, jak opisywali kadrowcy. Cierpią tam straszną biedę, przekonywał, żądając, aby poszła się zameldować z powrotem. W odpowiedzi oskarżyła ojca o sianie kontrrewolucyjnych pogłosek, doprowadzając go tym do płaczu. Matka też się popłakała i poszła do komitetu mieszkańców, żeby wstawić się za córką, za co spotkała ją surowa reprymenda. Usiłując powstrzymać córkę od wyjazdu na wieś, oświadczono jej, sabotuje akcję „rozsyłania młodzieży po całym kraju”. Czy zdaje sobie sprawę, jakie to poważne przestępstwo? Może przemierzyć Chiny wzdłuż i wszerz i nie znajdzie nikogo, kto by się odważył przywrócić dziecku zameldowanie w mieście. Matka, wstrząśnięta tą krytyką, mogła jedynie patrzeć, jak jej córka wyjeżdża, bardzo z siebie zadowolona.
Koledzy ze szkoły śmiali się, że zgłupiała, matka wyzwała ją od najgorszych za szalone pomysły i brak posłuszeństwa. A mnie się wydaje, że ona pragnęła jak najszybciej opuścić dom, bo nie czuła się z nim związana.
Duża Siostra zawsze ze mną dużo rozmawiała, a w tym, co mówiła, pobrzmiewały pewne aluzje. Jakieś prawdy i półprawdy; odkąd sięgam pamięcią, miałam wrażenie, że się ze mną droczy.
Czasami robiła melodramatyczne miny. Gdyby nie to, byłaby całkiem ładną kobietą; wyglądała szczególnie atrakcyjnie, kiedy piorąc nad rzeką, upinała wysoko gęste czarne włosy. Wiele osób mówiło, że kształtem brwi i wykrojem ust przypomina matkę z młodych lat. Miała inne rysy twarzy niż pozostałe rodzeństwo, była wyższa i mocniej zbudowana. Kobiety z Czungcing charakteryzował szczególny rodzaj gracji; mgliste powietrze i deszczowy klimat czyniły je łagodnymi i melancholijnymi. Natomiast Duża Siostra miała temperament mężczyzny; była twarda i wybuchowa, łatwo wdawała się w walki zarówno na słowa, jak i na pięści. Naprawdę przyłożyła pierwszemu mężowi nóż do gardła, aby go zmusić do podpisania dokumentów rozwodowych.
Działała impulsywnie, nie bacząc na konsekwencje. Zdarzało jej się nawarzyć piwa, które potem inni musieli wypić. Kiedy siedziała na wsi, na górze Wu, miejscowy wróżbita powiedział, że czuje wokół niej zapach krwi, lecz jeżeli uda jej się przekroczyć czterdziestkę, być może będzie w stanie ustabilizować swą energię qi i zawrócić ją do właściwych naczyń.
– Chociaż wcale nie chcę, wierzę jego słowom. Coś złego mi się przytrafi, kiedy będę miała czterdzieści lat. Wiem, że tak się stanie. Postaram się lepiej postępować. – To była jej mantra od wielu lat.
Ale dzisiaj coś się zmieniło w jej sposobie mówienia. Wlokąc się parę stopni za mną, głośno narzekała:
– W tym roku kończę trzydzieści cztery lata i jeśli ten przeklęty wróżbita miał rację, zostało mi niewiele czasu. Dlaczego muszę iść przez życie, uważając na każdy krok? Nie mogę się doczekać, po prostu chcę wiedzieć, co, u diabła, się stanie.
Odwróciłam się, żeby na nią spojrzeć.
– Ukrywasz coś przede mną! – wyrzuciłam z siebie. – Siostro, musisz mi powiedzieć, co to jest!
Schodziła dalej, jakby mnie nie usłyszała. Znalazłam się teraz tuż za nią, niemal deptałam jej po piętach. Ponieważ ani drzewa, ani domy nie zasłaniały mi widoku, dostrzegłam kilkoro ludzi pływających w rzece. Cialing jest czystsza od błotnistej Jangcy. Przy Niebiańskich Wrotach, gdzie obie się łączą, koryto ma zygzakowaty kształt. Poniżej wzgórza, na którym mieszkaliśmy, płynęła tylko rwąca, zmącona Jangcy.
Powtórzyłam naleganie.
– Co mam ci powiedzieć? – zapytała nonszalancko Duża Siostra.
– Przed chwilą coś mi obiecałaś. Powiedziałaś, że skoro dziś mam urodziny, zrobisz to, o co cię poroszę.
– Co się dzisiaj z tobą dzieje?! – Klepnęła mnie w plecy. Uderzenie było całkiem silne, ale zapanowałam nad bólem i ugryzłam się w język, czekając na jej dalsze słowa. Najpierw po prostu się roześmiała.
– Jak obietnica, to obietnica! Ale lepiej byśmy się bawiły, gdybyś się trochę rozchmurzyła. Szłybyśmy sobie brzegiem, patrzyły na statki, podziwiały widoki, co w tym złego? Jeżeli chcesz, możemy przepłynąć na druga stronę i pójść do kina albo jeszcze gdzie indziej.
– Mówię poważnie, musisz mi powiedzieć! – Zignorowałam jej kuszącą propozycję.
Zaczynała ogarniać mnie rozpacz. Syreny statków konkurowały ze sobą, wyjąc coraz donośniej. Moje zmysły były zawsze wyczulone na ten dźwięk, a dzisiaj odczuwałam go szczególnie dotkliwie. Potrafiłam wyłowić głos poszczególnych syren, jak gdyby każda z nich była obdarzona duszą, opłakującą swój los. Zadrżałam.
– Ty wiesz! – napadłam na nią. – Mam rację?! Nikt z was nie chce, abym się dowiedziała. Wszyscy usiłujecie mnie zwodzić, ale ty mi musisz dzisiaj powiedzieć, siostro! Po prostu musisz!
Uśmiechnęła się niewzruszona, a moje krzyki przeszły w błagalny szept, który tylko my dwie mogłyśmy słyszeć.
– Dobrze – zgodziła się już bez uśmiechu. – Co takiego chcesz wiedzieć?
– Jak doszło u ojca do osłabienia wzroku i dlaczego był zmuszony przejść na rentę tak wcześnie, zanim jeszcze się urodziłam? Nie wierzę w tę historię, którą usłyszałam.
Zapytała mnie, co to za historia.
Powiedziałam jej, iż w aktach w biurze zatrudnienia przedsiębiorstwa promowego znajduje się adnotacja, że uszkodzenie wzroku nastąpiło w wyniku syfilisu. Poza tym ludzie w siedlisku też czynią złośliwe uwagi w podobnym tonie.
– Który z tych skurwieli?! Jaka zgniła cipa mówi coś takiego?! -ryknęła Duża Siostra.
Zatkałam jej usta dłonią. Przechodziłyśmy w pobliżu domów, ludzie mogli nas usłyszeć. Siostra zrobiła zwrot i zbiegła po śliskich schodach, pomiędzy cuchnącymi stertami śmieci, do ciemnej groty pod skalnym nawisem, gdzie padła na kolana i zaczęła bić pokłony przed kamienną ścianą.
– Chodź tu i ukłoń się nisko trzy razy bóstwu opiekuńczemu -zażądała.
– O jakim bóstwie mówisz? – zapytałam, wchodząc z wahaniem do ciemnej niszy.
– O Nadbrzeżnej Opiekunce Połatanych Ubrań – wyjaśniła. -Posąg zniszczono podczas rewolucji kulturalnej, więc nie mogłaś go widzieć. Ale miejscowi buddyści niedawno go odrestaurowali. Chodź tu i poproś o opiekę nad naszą rodziną.
To było takie niecodzienne słyszeć, jak Duża Siostra mówi o dobru rodziny, że osunęłam się na kolana i kłaniałam się kamiennej ścianie, a siostra w tym czasie zebrała w garść wodę sączącą się po skale i wypiła parę łyków. Potem kazała mi zrobić to samo. Oczyma wyobraźni ujrzałam ściek przy murze w naszym siedlisku i zaprotestowałam. Siostra pochyliła się, nabrała jeszcze jedną garść i przyłożyła mi dłoń do ust.
– To woda Buddy – oznajmiła, a kropelki kapały jej spomiędzy palców. – Jest czysta i ma właściwości uzdrawiające – dodała stanowczo.
Więc posłusznie otworzyłam usta i przełknęłam wodę. Smakowała jak źródlana.
– No dobrze, zrobiłam to – powiedziałam. – A teraz dość zwlekania, siostro. Nie sądzisz, że czas, abyś zaczęła mówić?
– O czym?
Dobre pytanie. Czego właściwie chciałam się dowiedzieć? Oczywiście wszystkiego, ale jakim cudem mogłam odgadnąć, co Duża Siostra wie, a czego nie?
Po krótkiej pauzie oświadczyła:
– Zgoda, opowiem ci co nieco o moim życiu. O innych sprawach nic nie wiem. A ty musisz przyrzec, że to pozostanie między nami.
Usiadłyśmy przy dużym głazie, zapatrzone w wiry wartko płynącej rzeki.