Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Twój syn nie żyje, a ty nie uroniłaś ani jednej łzy! – wyrzucała jej najmłodsza synowa podczas kłótni.

– Dlaczego miałabym się smucić? – odpowiadała święcie oburzona. – On stracił życie w obronie rewolucji, nie mogę czuć się szczęśliwsza.

Ze wszystkich dzieci Mamy Wang ten syn najlepiej się prezentował i był najbardziej posłuszny. Uczył się świetnie i na pewno poszedłby na uczelnię, gdyby w wieku dziewiętnastu lat, gdy tak łatwo ulega się emocjom, nie uznał, że służba w Armii Ludowo-Wyzwoleńczej przynosi większą chwałę.

– Kiedy chłopak jest za dobry, diabły się za nim rozglądają -słyszano, jak mruczy pod nosem Wujek Wang w swoje wolne dni. Ten człowiek, uosobienie cierpienia, nieodmiennie sam skracał sobie urlop, żeby wrócić na statek. Między łóżkiem a komodą wisiała na ścianie mała czarno-biała fotografia oprawiona w ramki. Przedstawiała uśmiechniętego drugiego syna, wtedy ucznia gimnazjum. Ilekroć na nią spojrzałam, przebiegał mnie dreszcz na myśl o jego głowie toczącej się po ziemi.

Kiedy tutejsze trzy- lub czteroletnie dzieci zaczynały chodzić do przedszkola, prowadzono jej grupami do miejscowego Muzeum Walki Klasowej. Ponieważ za przedszkole trzeba było płacić kilka juanów, stałam po drugiej stronie muru i z zazdrością słuchałam, jak przy akompaniamencie akordeonu śpiewają: „Nigdy nie zapomnij o cierpieniach klasy”. Dopiero gdy skończyłam siedem lat i poszłam do szkoły, spotkało mnie to szczęście, że mogłam wejść do muzeum i obejrzeć wystawę narzędzi tortur, za pomocą których reakcjoniści katowali rewolucyjne masy, oraz przerażające zdjęcia zamordowanych rewolucjonistów. Było tam też trochę ohydnych fotosów przedstawiających egzekucje kontrrewolucjonistów po zwycięstwie rewolucji ludowej.

„Miej się zawsze na baczności, bo niedobitki Kuomintangu ukrywają się pod wieloma przebraniami! Powieści rewolucyjne pokazują, jak pobitym agentom Kuomintangu rozkazano zniszczyć to miasto i położyć kres szczęśliwemu życiu w Chinach. Nigdy nie zapominaj o walce klasowej, donoś policji i rejonowym władzom partyjnym o sabotażystach kryjących się w ciemnych zakamarkach społeczeństwa”.

Te niekończące się ostrzeżenia i napomnienia sprawiały, że my, dziesięciolatki, oglądaliśmy się przez ramię ze strachem, jak gdyby dokoła czyhali tajni agenci. W deszczowe, ponure dni, kiedy ludzie nosili stożkowate kapelusze, aby osłonić twarze, wszyscy wyglądali niepokojąco.

Rzadko zachodziłam do Mamy Wang, bo jej zarozumiały uśmiech krewnej męczennika kojarzył mi się z Muzeum Walki Klasowej, a takie myśli nocą zmieniały się w koszmary.

* * *

Wylałam brudną wodę z woka, powiesiłam go na kołku wbitym w ścianę, następnie wzięłam szpatułkę, pałeczki oraz stos miseczek i czym prędzej opuściłam kuchnię. Ponieważ wiedziałam, że tak naprawdę Mama Wang boi się swego najmłodszego syna, a groźby wykrzykuje jedynie po to, aby dać upust złości, prędzej czy później poszuka sobie nowej ofiary. I rzeczywiście, kiedy w drodze do naszego pokoju mijałam schody po lewej stronie korytarza, rzuciła się na mnie z krzykiem:

– Dlaczego żarówka pali się o tej porze?! Jeszcze jest jasno! Ślepa jesteś czy co?! Rząd wzywa nas do oszczędzania energii; liczy się każda kilowatogodzina i każda kropla wody! Te dobrodziejstwa zostały okupione krwią! Serce mi pęknie, jak przyjdzie rachunek za prąd w tym miesiącu! – Z jej zatroskanego tonu przebijała ogromna pewność siebie.

Zamierzałam powtórzyć matematykę, ale ta niekończąca się tyrada tak mnie wyprowadziła z równowagi, że wstałam i wyszłam na dwór. Było ciemno, miałam wrażenie, że niebo lada chwilę spadnie mi na głowę. „Jest jeszcze jasno”, akurat! Nie tylko ty płacisz za prąd! Wszyscy za niego płacimy, odcięłam się w myślach Mamie Wang. A potem przypomniały mi się zdjęcia straconych rewolucjonistów i kontrrewolucjonistów. Cała ściana zdjęć. Zastanawiałam się, dlaczego wszyscy zabici kontrrewolucjoniści mieli spodnie opuszczone do kolan. Krwawa szara masa u góry i coś lepkiego czarnego tam niżej. Ktoś powiedział, że nie chciano dopuścić, aby skazańcy popełnili samobójstwo albo uciekli w drodze na miejsce egzekucji, więc zabierano im pasy podtrzymujące staromodne, luźne spodnie. Ale to, co mieli między nogami… dlaczego to było takie brzydkie? Czy tylko podczas egzekucji złych mężczyzn wystawiano na widok publiczny tę brzydką rzecz?

3

Wszyscy ludzie, którzy wcześniej wystawali na dworze, żeby się ochłodzić albo poplotkować ze znajomymi, rozeszli się do domów, więc usiadłam pod latarnią i po cichu powtarzałam lekcje. Opadały mi powieki, litery pływały i falowały przed oczyma. Bojąc się, że ktoś może zaryglować bramę, co rusz się na nią oglądałam, bo potem musiałabym wołać bez końca, zanim ktoś by mi otworzył. Wreszcie, ledwo trzymając się na nogach, wzięłam książkę i stołeczek, wróciłam do siedliska, zamknęłam za sobą bramę i zasunęłam ciężki rygiel. Dokoła panowała martwa cisza. Wściekłość i wrzaski zdawały się należeć do poprzedniego życia. Cisza odrealniała to miejsce.

Drzwi na poddasze były uchylone, więc weszłam do środka, zamykając je za sobą. Minęło babie lato, nocą robiło się chłodniej. Lekki wiatr wpadał przez świetlik w dachu i choć w pokoju nie panowała już taka duchota, nadal było za ciepło na spanie pod kocem. Przebrałam się w bawełnianą nocną koszulę, położyłam na słomianej macie i nakryłam prześcieradłem. Niespodziewanie usłyszałam, jak Czwarta Siostra i jej chłopak, Dehua, przewracają się na łóżku za zasłoną, i w jednej chwili opuściła mnie senność.

Czwarta Siostra zajmowała łóżko naprzeciw drzwi, na którym kiedyś my, wszystkie dziewczynki, tłoczyłyśmy się razem. Mnie przypadła wąska prycza przy drzwiach, poprzednio należąca do moich dwóch braci. Sufit schodził ukośnie od lewej ściany ku prawej; najniższy był nad moją głową. Sprana zasłona, dzieląca poddasze, odkąd dorosłyśmy, miała szarobury kolor. Za kawałkiem płótna, zawieszonym w poprzek pokoju, stał nocnik.

Coś zaszeleściło. Dehua odchylił róg zasłony i poszedł wysiusiać się do nocnika. Kiedy wrócił do łóżka, to samo zrobiła Czwarta Siostra.

Leżałam z zamkniętymi oczami, słuchając ciurkania za zasłonką. Moje nozdrza wypełnił kwaśny odór, lecz ani drgnęłam, dopóki oboje nie położyli się spać. Dopiero wtedy przewróciłam się na plecy i leżałam ze wzrokiem wbitym w świetlik.

Odkąd sięgałam pamięcią, mężczyźni i kobiety w mojej rodzinie zawsze mieszkali razem. Poczucie wstydu i prawo do prywatności stały się pojęciami abstrakcyjnymi. Przyzwyczailiśmy się do tego. Jednak teraz Czwarta Siostra sprowadziła do domu chłopaka; obecność obcego mężczyzny w naszym i tak już ciasnym pokoju wprawiała mnie w zażenowanie.

Światło księżyca sączyło się przez świetlik; w niebieskiej poświacie ciemne jak smoła poddasze wyglądało niepokojąco. Bezdomne koty spacerowały po luźnych dachówkach okapu, ich ciężkie kroki nasuwały myśli o intruzie przyczajonym w ciemnościach, podglądającym z dachu życie toczące się w domu. Nocą w tym zrujnowanym siedlisku słychać było mnóstwo zatrważających odgłosów. Niespodziewanie przypomniałam sobie o tajemniczym mężczyźnie, śledzącym mnie w ciągu dnia. Czemu chodził akurat za mną, a nie za jakąś inną dziewczyną? Pierwszy raz przeszedł mnie dreszcz na tę myśl. Dlaczego, zastanawiałam się, przyszłam na świat w miejscu pozbawionym szczęścia? Czemu jestem lekceważona, zaniedbywana i smutna?

Podciągnęłam koszulę, bo ciężko mi było oddychać. Moje ciało zdążyło już przybrać kobiece kształty. W ciemności nocy skóra na pozbawionych wdzięku wypukłościach była niezdrowo blada. Miałam prawie osiemnaście lat, czas poznać jaśniejsze strony życia. Ale jak dotąd nic ich nie zapowiadało. Potrzebne mi są marzenia, myślałam przygnębiona. Niczego nie osiągnęłam, a przyszłość nie rysowała się lepiej. W szkole zdawałam się brnąć w ślepy zaułek. Im więcej się uczyłam, tym trudniej mi przychodziło zapamiętywanie wszystkich formuł i socjalistycznych teorii. Żaden z mieszkańców alei Strumienia Kotów nigdy nie został przyjęty na uczelnię, więc co kazało mi sądzić, że dziewczyna taka jak ja, na którą nikt nie zwracał uwagi, stanie się wyjątkiem? Nie miałam lepszych stopni niż inni uczniowie, byłam pewna, że skończę jak wszyscy na tym wzgórzu: będę nosić piach, wylewać nocniki i wychowywać dzieci.

Postanowiłam, że obojętnie co się dalej stanie, muszę marzyć. Najbardziej niewiarygodne marzenia są lepsze niż ich brak. Bez nich jestem skończona, do końca życia pozostanę skazana na harówkę jak wszystkie kobiety z Południowego Brzegu.

4

Kiedy wstałam wcześnie rano, ojciec siedział na stołeczku przy schodach i w bambusowej fajce palił tani tytoń o gryzącym dymie. Odwróciłam głowę, chcąc uniknąć irytującego obłoku. Nigdy nie widziałam, żeby ojciec jadł cokolwiek rano. Palił tylko fajkę. Jako mała dziewczynka wierzyłam mu, kiedy mówił, że nie jest głodny. Gdy podrosłam, zrozumiałam, iż odzwyczaił się od jedzenia śniadań podczas klęski głodu. Im mniej jadł, tym więcej zostawało dla nas, dzieci. Potem, kiedy pożywienia starczało dla wszystkich, było za późno na zmianę nawyków. Poranny posiłek szkodził mu na żołądek.

Ojciec odłożył fajkę i wyjął z kieszeni szeleszczący nowiutki banknot – starannie złożone pół juana. Zanim wcisnął mi go do ręki, rozejrzał się szybko po pokoju, czym wprawił mnie w zdumienie. Dlaczego robi z tego taką tajemnicę? Zaniosłam pieniądze na poddasze, które teraz, w pełnym słońcu, wyglądało jakoś obco. Zasłona dzieląca pokój była na wpół odsunięta; Czwarta Siostra i Dehua zniknęli. Spod zmiętej pościeli na ich łóżku sterczały luźne bambusowe pręty. Usiadłam na moim posłaniu i wysypałam podręczniki na podłogę. Gdy chmury przesuną się ponad wzgórze, na poddaszu zapanuje półmrok.

Na schodach zadudnił głos matki. Znowu muszę zejść nad rzekę, mówiła do ojca. Parę dni temu robiłam pranie, a kosz już jest pełen brudnych rzeczy.

Wpatrywałam się w nowy banknot w mojej dłoni, słuchając, jak matka idzie do bramy. Nagle mnie olśniło! Przecież dziś jest dwudziesty pierwszy września! Moje osiemnaste urodziny! Nic dziwnego, że ojciec wsunął mi pieniądze.

15
{"b":"94633","o":1}