Postawiłam jedyny warunek: ja wybiorę kamerzystę. Spotkałam się z Jabłkiem.
Jabłko był naszym dawnym kolegą z klasy. Poinformowałam go, że Kiwi wrócił z zagranicy, opowiedziałam o jego planach i o moim związku z nim. Zdradziłam mu mnóstwo szczegółów; Jabłko był wielce zaintrygowany. Kiedy miałam siedemnaście lat, durzyłam się w nim, póki się nie dowiedziałam, że jest gejem. Zawsze byliśmy w kontakcie; był pierwszą osobą, do której się zwróciłam po wyjściu z odwyku. Zabierał mnie na ulicę Huaihai, gdzie włóczyliśmy się po nowych domach towarowych, i opowiadał o wszystkich najnowszych trendach. Brał do ręki jakiś ciuch i mówił coś w rodzaju: „Plastik. To z Anglii – tkaniny powlekane plastikiem są teraz na topie”. Zabierał mnie do klubów, takich, gdzie zespoły grały na żywo. W tamtym miasteczku na południu nie było wielu klubów z muzyką na żywo. Jabłko prowadzał mnie wszędzie, gdzie działo się coś fajnego. Dał mi nowe ciuchy. Spędzaliśmy masę czasu w jego pięknej kuchni, wypróbowując nowe przepisy.
Szanghaj był zupełnie odmieniony. Nie miał w sobie nic ze starego Szanghaju. Stawał się coraz piękniejszy i jednocześnie coraz bardziej pusty. Na szczęście miałam Jabłko i Żuczka – sama nijak nie potrafiłabym zbudować związku z tym nowym miastem.
Zaczęłam lubić Szanghaj, podobały mi się te wszystkie nowe nazwy, pełne obcojęzycznych słówek. Niektórzy cudzoziemcy urządzali mnóstwo imprez; atmosfera na nich była miła i fałszywa zarazem, jakby wszyscy w ciągu jednej nocy zostali „białymi kołnierzykami”. Bywały tam modelki, piosenkarze i miejscowi artyści, prawdziwi i udawani; szczerze mówiąc, nie miałam pojęcia, gdzie w tym wszystkim jest miejsce dla mnie. Wszyscy rozmawiali po mandaryńsku albo po angielsku, szanghajskiego prawie się nie słyszało.
Tak więc Saining stał się dla mnie przyjacielem z innego świata. Nie chciałam, żeby spędzał zbyt dużo czasu w Szanghaju, nie próbowałam też ukrywać przed nim związku z Kiwi.
– Kocham cię, to się nigdy nie zmieni – powiedział Saining.
– Kłopot w tym, że ja już cię nie pożądam. Czy mogę mieć ochotę na seks bez pożądania? W dodatku jeszcze nigdy mi nie powiedziałeś, że jestem ładna. Ty też mnie nie pożądasz.
– Nie bądź głupia. Wciąż chcę śpiewać dla ciebie. Jak mógłbym cię nie pożądać?
– Heroina, ta idiotyczna, gówniana heroina. Gdybyś ułożył w rządek całą heroinę, jaką kiedykolwiek wciągnęłam, byłby on dłuższy niż Wielki Mur. Te ataki astmy, chowanie się w stertach śmieci wśród biegających wszędzie szczurów i czekanie na narkotyki, zadawanie się z najróżniejszymi ludźmi i zażywanie najrozmaitszych substancji, golenie głowy. Raz, kiedy uciekałam przed policją, wetknęłam sobie towar w szparę. Byłam tak przerażona i ogłupiała, że ten mały nożyk, którym dzieliłam proszek na działki, też sobie tam wsadziłam. Mówię ci to wszystko, żeby cię nastraszyć. Chcę, żebyś się bał. Widzę, że nie potrafisz zrozumieć, że to wszystko wymazało całe pożądanie, jakie kiedykolwiek czułam do ciebie czy też do tego, co sobą reprezentujesz. Potrzebne mi zupełnie nowe życie.
Jabłko zgodził się sfilmować mnie i Kiwi. Był artystą konceptualnym i robił rozmaite projekty wideo.
Czułam, że jest najodpowiedniejszym kandydatem na wideografa. Był zawodowcem, jak chciał Kiwi. Był gejem, więc przy nim nie czułabym się nadmiernie skrępowana, a ponieważ nasza znajomość trwała już kilkanaście lat i autentycznie troszczyliśmy się o siebie nawzajem, ufałam, że będzie dyskretny i dochowa naszej tajemnicy. On także był trochę ekscentryczny i nieco szalony – ciekawiło mnie, jaka też okaże się jego wizja.
Musieliśmy wkrótce zaplanować kręcenie, a Kiwi ciągle naciskał, żebym umówiła się na konkretną datę. Kiedyś podczas naszych spotkań nigdy nie starczało nam czasu, żeby powiedzieć wszystko, co mieliśmy sobie do powiedzenia. Seks był tylko częścią naszych wzajemnych relacji. A teraz rozmawialiśmy znacznie mniej. Czasem miał taki wyraz twarzy, jakby tracił nad sobą kontrolę. Pewnego razu, kiedy patrzył na mnie w lustrze, rozpłakał się; innym razem wtulił głowę w moje piersi i powiedział: „Kocham cię, nie opuszczaj mnie”. Zaczęłam odczuwać trudną do opisania mieszaninę szczęścia i niepokoju; byłam coraz bardziej zagubiona.
Nasze pierwsze spotkanie w sprawie nagrania odbyło się w kawiarni Moti na ulicy Ruijin. Obok wejścia na schody prowadzące do lokalu widniał napis: „Jeśli nie ma mnie w domu, jestem w kawiarni albo w drodze do kawiarni”.
Gdy spotykaliśmy się we trójkę, nigdy nie mówiliśmy po szanghajsku; będąc sam na sam z Kiwi albo Jabłkiem, też nie używałam tego języka. A teraz siedzieliśmy we troje i rozmawialiśmy o pracy.
Oznajmiłam, że poszukuję sposobu pisania tak bliskiego ciału, jak to możliwe.
Ledwie skończyłam zdanie, uderzyła mnie absurdalność tego, co robimy.
Zaproponowałam, żebyśmy wyszli. Poszliśmy na hunanskie jedzenie, opowiadaliśmy pikantne dowcipy, śmiejąc się długo i głośno, po czym Jabłko powiedział:
– Będziesz uratowana, pod warunkiem że zaczniesz kochać Prawdę bardziej niż mężczyzn.
Te słowa natychmiast zepsuły mi nastrój. Zaczynałam mieć tego dość.
– Dobra, wystarczy na dziś – przerwałam. – Kiedy chcecie się znowu spotkać?
Ale Jabłko zaproponował, żebyśmy poszli razem do Cotton Clubu, gdzie Kakao śpiewał jazz z lat trzydziestych. Każde z nas spotkało tam znajomych i wkrótce wszyscy byliśmy pijani.
Gdy nadszedł czas pożegnania, rozjechaliśmy się do domów trzema taksówkami.
Późno w nocy Kiwi i Jabłko zadzwonili do mnie jednocześnie.
Niezliczoną liczbę razy stałem jak sparaliżowany w ciemnym szkolnym korytarzu, z butelką atramentu w dłoni, wyobrażając sobie, jak ciskam nią w czyjąś głowę. Przez te myśli krążące mi pod czaszką wyglądałem na rozrabiakę. Pewnego razu, gdy już miałem rzucić tą butelką w mojego ulubionego nauczyciela, zsikałem się w spodnie. W tamtych czasach często miewałem fantazje, w których byłem dręczony lub raniony, wyobrażałem sobie, że znęca się nade mną jakiś bezlitosny mężczyzna. Marzenia te sprawiały, że robiło mi się w środku gorąco; przypominało to jakiś chemiczny odlot. Czułem, że potrzebuję czyjejś ochrony; niewyraźna postać stała we mgle – był to mężczyzna, realny i konkretny, który przybył, by mnie bronić. Zostałem zgwałcony, a teraz byłem uratowany i czułem się wspaniale. Śmierć tamtej dziewczyny nadała ton całemu mojemu życiu. Od owej chwili nie opuszcza mnie przerażenie – rozumiesz to? Mój pierwszy raz był z mężczyzną. To on wtargnął w moje ciało, otworzył je – potem poczułem prawdziwy spokój. Miłość? Nie wiem, czym jest miłość. Wiem tylko, że zawsze byłem sobą, żyłem dla tych przebłysków zrozumienia, przypływów olśnienia. Życie jest serią początków, nie łańcuchem zakończeń – dlatego jest takie piękne. Nigdy jednak nie przeżyłem całkowicie doskonałego dnia. Pewnego razu, gdzieś w przestrzeni między snem a jawą, zobaczyłem tę dziewczynę. Zrobiło mi się słabo, nie mogłem złapać tchu i cały się zaśliniłem. Widziałem mnóstwo kolorów i obrazów, słyszałem głosy wielu duchów, podczas gdy moje serce walczyło z moim tyłkiem. Widziałem ją, naprawdę, i była tak piękna! Gibka i wdzięczna, śmiertelnie smutna, unosiła się w powietrzu, nie zważając na to, co ukryte pod powierzchnią, nieustraszona, nieskalana. Była uosobieniem piękna. Gryzłem paznokcie jak szalony. Nie wiedziałem, czy śnię, czy ktoś rzucił na mnie urok; w końcu poobgryzałem sobie prawie wszystkie pazury. Być może to, co czułem, było przerażeniem, lecz ja nazwałem to miłością. Nie ma różnicy między miłością a przerażeniem, tak jak między krwią a śliną. Potem wybrałem się w moją podróż i zacząłem studiować rzeźbę. Potrafię uchwycić kobietę w apogeum jej urody; zamieniam twarze kobiet w obrazy i w ten sposób panuję nad ich pięknem. Wróciłem do Chin, ponieważ jestem sentymentalny. Co sądzę o tobie? Jesteś piękną kobietą, jesteś tu ze mną i robisz rzeczy piękne. Masz zdumiewającą moc – moc pocieszania. Myślę, że mogę tak to nazwać. Tak właśnie myślę o tobie: to jest to przeznaczenie, o którym zawsze mówiłaś.
Dziś zrozumiałam, że jesteś szalony. Pragniesz kobiet i mężczyzn. Czy krew i ślina, zmieszane ze sobą, tworzą miłość? Jesteś szalony, ale kocham cię. Chodźmy się kochać, zróbmy to z czułości, z litości. Miłość to wygląd, gesty, to zapach, który wysyłam w twoją stronę po to, byś zapamiętał mnie na zawsze, nie potrafiąc się przed tym powstrzymać. Miłość jest dla mnie pociechą; gdy mi ją dajesz, wzruszam się nami obojgiem. Wierzę w swoje ciało. Wierzę w swoje ciało bardziej niż w cokolwiek innego; moje ciało skrywa w sobie niezliczone prawdy. Muszę żyć we wzruszeniu. Para oczu obserwuje tego czy innego głupca, te oczy nie potrzebują zrozumienia. Te oczy najbardziej lubią puszczać nasze życie na kilku prędkościach naraz. Jesteśmy tacy sami. To te koszmary, zdeptane, wywołują szaleństwo halucynacji. Nasza dobroć jest dobrocią ciała, nasza prędkość jest prędkością ciała. To przeznaczenie.
Dopóki żyję, nigdy go nie zapomnę. Starsi uczniowie dręczyli mnie, zmuszali mnie, żebym robił im „loda”. Ustawiali się w kolejce; potem czułem w ustach smak, który na zawsze pozostanie mi w pamięci. Łzy kapały do sedesu, kwitły czarne kwiaty, mój oddech był pełen przerażenia. Gwiazdy wykonywały swoje powolne obroty, noc zapadała jak choroba. W nocy moje problemy wychodziły na powierzchnię. Chodziłaś do szkoły w dzień i nie mogłaś wiedzieć, co się dzieje wśród mieszkańców internatu. Gdybym nie robił, co każą, w nocy wokół mojego łóżka wyrósłby rząd pinezek albo obudziłbym się o północy z papierosem płonącym między palcami u nogi. Zawsze osaczali mnie w łazience. Być może to właśnie tam zacząłem czuć podniecenie na widok męskich penisów. Ale to nie znaczy, że podobało mi się to, co ze mną wyprawiali. Ważne, żebyś to zrozumiała. Nigdy przedtem nie wyobrażałem sobie, że życie może być tak potworne – jeden kutas po drugim, w nieskończoność. Postanowiłem rzucić szkołę, więc moi rodzice czym prędzej przyjechali do mnie ze wsi. Nie mieli pojęcia, co się ze mną dzieje. Dlaczego chcę zrezygnować z nauki? Taka dobra szkoła! Nie mogłem im nic powiedzieć; sądziłem, że o takich rzeczach się nie rozmawia. Wtedy zacząłem zauważać, że wszyscy mają swoje tajemnice. Teraz mogę ci opowiadać o tym wszystkim, bo napawa mnie dumą to, kim jestem dzisiaj. Tamte wspomnienia nie mogą mi już zrobić krzywdy. Przeżyłem; miałem swoją wolę i nie pozwoliłem sobie na poddanie się. W końcu ojciec znalazł mi lokum w pobliżu szkoły, ale chociaż nie mieszkałem już w internacie, oni dalej przychodzili i nękali mnie. W tym momencie pojawił się on. Nie usłyszałem, co im powiedział, ale widziałem zdecydowany wyraz jego twarzy. Odeszli. Kiedy już ich nie było, oznajmił, że jeśli go nie posłuchają, pozabija wszystkich, jednego po drugim. Powiedział, że ma plan. Sprowokuje do bójki wszystkich chłopaków z naszej klasy po kolei i w ten sposób załatwi mój problem raz na zawsze, pokazując im, gdzie ich miejsce. W każdej klasie był zwykle jeden albo dwóch chłopaków, z którymi wszyscy się liczyli, ale on nie zajmował pozycji klasowego prowodyra; po prostu był nieustraszony. Jego przybycie na ratunek było dla mnie znakiem, że Bóg ulitował się nade mną. Przez te wszystkie lata naprawdę nigdy nie przestałem wierzyć, że był darem od Boga, znakiem bożej miłości. Jego matka przeklinała mnie i jego za to, że jest ze mną i zaniedbuje naukę. Tamtego wieczoru, gdy zapadał zmrok, stałem u niego pod drzwiami ponad godzinę, bo po raz pierwszy w życiu poczułem, że jestem dla kogoś w jakiś sposób ważny. Z mojego powodu ktoś dostawał niższe stopnie – byłem poruszony do łez.