Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Sądziłam, że Saining należy do mnie, a ja do niego, że w naszym życiu nie ma nikogo innego. Myślałam, że to właśnie jest miłość.

Być może ten rodzaj miłości, w który wierzyłam, jest nieosiągalny w prawdziwym życiu. Poczułam się gorzko rozczarowana.

Kiedy wróciłam do domu, Saining siedział na progu.

Gdy wszedł we mnie, kolejny raz przekonałam się, że nie mogę bez niego żyć, że nic innego na tym świecie nie ma dla mnie sensu, że nic innego się nie liczy.

Rozpłakałam się i powiedziałam:

– Nie zostawiaj mnie, jesteś dla mnie wszystkim!

Moje ciało drżało wraz z jego ciałem; trzepotałam powiekami. Nie kochaliśmy się od dłuższego czasu – sądziłam, że całą swoją energię wkłada w muzykę. Kiedy się kochaliśmy, Saining sprawiał, że czułam się jak we śnie. Stawał się kimś innym, nieobecnym, przenosił się dokądś, w jakąś przestrzeń poza życiem, znaną tylko jemu. Nigdy nie rozmawiał ze mną o tym, co sprawiłoby mi przyjemność, nie był doskonałym kochankiem. Po prostu brał to, co chciał. Lecz ja czułam przymus uszczęśliwiania go. Nie wiedziałam, jak inaczej sprawić, by mnie potrzebował. Kiedy chorował, kochałam jego chorobę jak własną. Chciałam, żeby mną sterował, ponieważ nie wiedziałam, że może być inaczej. W naszej potrzebie podporządkowania się emocjom było coś czystego i absolutnego, coś, co dawało mi pewność. Rozkoszowałam się bezwstydnymi doznaniami, jakie dawały mi nasze zbliżenia; żyłam dla tych chwil.

Piliśmy. Po raz pierwszy od dawna piliśmy razem. Między jednym łykiem a drugim powiedziałam:

– Saining, mamy kłopoty.

– Racja, mamy kłopoty – potwierdził.

– A konkretnie?

– Nie umiem tego wytłumaczyć.

O świcie wstałam i zaczęłam zbierać swoje rzeczy. Nagle zorientowałam się, że Saining siedzi za mną na podłodze jak cień. W świetle brzasku jego skóra wyglądała na jeszcze bledszą, a oczy były jaśniejsze niż zwykle.

– Naprawdę musisz odejść?

– Trzy lata temu spałeś z naszą sąsiadką, przez ciebie poczułam się, jakby nie było dla mnie miejsca na całym świecie, lecz mimo to zostałam z tobą. Nawet cię nie obwiniałam – trzymałam się ciebie jeszcze mocniej. Popełniłam błąd. Powinnam była cię zostawić i poczekać, aż poprosisz, żebym wróciła. Nie powtórzę po raz drugi tego samego błędu.

Saining złapał popielniczkę i uderzył się nią w głowę. Zobaczyłam krew.

– Nie bądź dzieckiem! Zostawiłabym cię, nawet gdybyś miał zamiar umrzeć na moich oczach. Przez ciebie czuję się zbrukana, jakbym uprawiała seks z milionami obcych ludzi. Nie zniosę tego.

Saining rzucił się na mnie i przyciągnął mnie do siebie. Oparł się o drzwi i powiedział:

– W porządku, zaczekaj tylko, aż głowa przestanie mi krwawić. Potem odejdziesz.

– Żyjesz jeszcze bardziej nierozsądnie niż ja, Saining. Mogę ci podarować dodatkowe kilka minut swojego czasu, ale nie przekonasz mnie, żebym z tobą została. Nie rozumiesz, czym jest miłość, oboje tego nie rozumiemy – bo co innego sprawia, że to wszystko nam się przydarza?

– Jak możesz tak mówić?

– W wieku osiemnastu lat zostałeś ojcem. Powiedziałeś, że matką jest prostytutka starsza od ciebie o dziesięć lat, zostawiłeś dziecko na rok swojemu ojcu, a potem oddałeś je z powrotem, bo przeprowadziłeś małe śledztwo i dowiedziałeś się, że wcale nie jest twoje. Teraz masz dwadzieścia cztery lata, matkę w Japonii, ojca w Anglii, a sam mieszkasz w Chinach. Nie jesteś moją rodziną – mogę decydować, czy chcę być z tobą, czy nie. Nikt poza tobą nie odpowiada za twoje czyny. Musisz się nauczyć ponosić konsekwencje tego, co robisz. Mnie nauczył tego mój ojciec.

7

Przeprowadziłam się do Sanmao. Tym razem już nie mogłam sobie wmawiać, że Saining nie był niczemu winien.

Czułam się jak ptak siedzący na dachu; utknęłam w martwym punkcie. Moja samoocena sięgnęła dna. Według Sanmao, moim problemem było to, że kochając Saininga, zapomniałam o sobie, a ktoś, kto nie potrafi kochać samego siebie, sam także nie może być kochany. „Miłości trzeba się nauczyć” – powiedział.

Codziennie szliśmy kupić trochę alkoholu. Zawsze dostawałam torsji, zanim zdążyłam wypić za dużo. Sanmao mówił, że jestem smutną, głupią dziewczyną.

Saining odwiedzał mnie każdego niedzielnego wieczoru. Zawsze przynosił mi jakiś prezent, a od czasu do czasu piosenki, które napisał, myśląc o mnie. Reakcja Saininga na świat wokół była mistyczna i bardzo oryginalna, ale brakowało mu porządnego chińskiego wykształcenia. W obozie pracy nie mógł chodzić do szkoły, po wyjeździe do Anglii też nie miał gdzie się uczyć chińskiego, dlatego jego piosenki zawierały mnóstwo błędnych ideogramów, a ja byłam zwykle jedyną osobą, która potrafiła je rozszyfrować i zrozumieć, co miał na myśli. Z wielkim trudem starał się wyrazić swoje uczucia w piosenkach o mnie; mówił, że nie potrafi znieść rozstania ze mną. Wkrótce zaczął nazywać mnie „kobietą słodką jak mleko”, lecz zaraz potem dowiedziałam się, że jestem „ciasteczkiem zaprawionym trucizną”.

– Kochasz Qi? – spytałam.

– Tak.

– A co w niej kochasz?

– Kocham jej bezbronność, jej egoizm, jej urodę i smutek. Uwielbiam jej upór, jej ciało, kocham w niej to, że nie kocha innych.

– A ja? Czy nie mam ładnego ciała? Nie zaspokajam cię?

– Jej ciało nosi w sobie tyle rozczarowań. Jestem uzależniony od tego uczucia beznadziei.

– Zawsze mówisz szczerze, co myślisz. Więc powiedz mi, czy czujesz do niej ten sam rodzaj miłości, co do mnie?

– Do wszystkich czuję ten sam rodzaj miłości. Potrafię czuć tylko jeden rodzaj miłości.

– Ja też potrafię czuć tylko jeden rodzaj miłości, tyle że ty jesteś jedyną osobą, którą kocham. Nie ma nikogo innego, kocham tylko ciebie. A ty, skoro kochasz mnie tak samo jak wszystkich innych, dlaczego czujesz, że musisz być akurat ze mną?

– Bo potrzebuję jakiegoś połączenia z tobą w tym życiu.

Rozpłakał się.

Nie potrafił nic robić bez płaczu. Kiedy się kochaliśmy, marnie mu szło, często kończył w połowie, bawił się moimi sutkami tak długo, aż zaczynały mnie boleć. Bałam się, że rozkosze, jakich doznawaliśmy w przeszłości, nigdy już nie powrócą. Miałam dreszcze na samą myśl o tym. Wciąż nie miałam pojęcia, czym jest miłość; wiedziałam tylko, że gdyby Saining zniknął z mojego życia, nie dałabym sobie rady.

Odnalazłam Qi. Powiedziałam jej, że nigdy nie wybaczę jej bólu, który mi zadała, i że mam nadzieję, że na zawsze zniknie z naszego życia.

– Saining kocha cię, ale nigdy nie zdoła mnie porzucić – oznajmiłam. – Czy na pewno chcesz się kochać w kimś takim?

– Oboje jesteście żałośni, ty i Saining. Jesteście do niczego, potraficie tylko pasożytować na innych. Nawet nie rozumiecie siebie nawzajem! Para idiotów, mam was serdecznie dość!

Poszła sobie i nigdy więcej jej nie zobaczyłam.

Na podcięcie sobie żył wybrałam wietrzną, bezksiężycową noc. Sanmao pracował właśnie w nocnym klubie, a ja dokładnie znałam godzinę, o której Saining wyjdzie z domu, gdzie udziela lekcji, i wiedziałam, że zaraz potem przyjdzie mnie odwiedzić. Na krótko przed jego spodziewaną wizytą poszłam do łazienki. Dopiero gdy ostrze noża, który trzymałam w ręku, nacisnęło na żyłę i w końcu ją przebiło, poczułam, że to wszystko dzieje się naprawdę. Zadrżałam, czując, że moje ciało za chwilę osiągnie stan rozkoszy. Płakałam. Odkręciłam kran i pozwoliłam zimnej wodzie spływać po moich rozgrzanych żyłach. Z zawrotami głowy przysiadłam na brzegu wanny, powtarzając sobie: „Jeżeli naprawdę mnie kocha, poczuje, że dzieje się coś złego, i skoro nie jest mi dane umrzeć, przybędzie na czas”.

– Samobójstwa nie popełnia się z myślą o publiczności. Wcale nie chciałaś naprawdę się zabić, nie chciałaś udowodnić, że tak bardzo mnie kochasz. Zachowałaś się jak jedna z tych głupich, zwariowanych dziwek. Jesteś beznadziejnie nudna.

To były pierwsze słowa, jakie usłyszałam od Saininga po przebudzeniu.

Oboje płakaliśmy.

Saining płakał tylko w mojej obecności, nigdy przy innych; jego łzy były dla mnie kuszące.

Kiedy byłam w szpitalu, Saining nie odstępował mnie ani na chwilę. Załatwił mi przeniesienie do prywatnego pokoju. Słuchaliśmy razem muzyki za pomocą jednej pary słuchawek; ja przykładałam ucho do jednej słuchawki, on do drugiej. Kiedy był przy mnie, mogłam spać, choć tak trudno było nam o odrobinę intymności, chociaż czułam, że jeszcze nie jest po wszystkim. Mówiłam sobie czasami: Masz dwadzieścia dwa lata, powinnaś znaleźć sobie pracę, nie możesz być zależna od takiego faceta jak on. Musisz poszukać własnej przyszłości. Takie życie, jakie teraz prowadzisz, nigdy nie pozwoli ci dorosnąć naprawdę.

Ale nie mogłam się powstrzymać, nie potrafiłam z tym walczyć.

Po wyjściu ze szpitala zaprosiłam wszystkich członków zespołu do restauracji, której specjalnością były dania z węża. Kiedy jedliśmy, wypaliłam nagle:

– Saining, podjęłam decyzję. Chcę się z tobą rozstać. Chcę wrócić do Szanghaju.

– Nie! – powiedział.

– W porządku, nie musimy ze sobą zrywać. Ty i Sanmao zawsze opowiadaliście, jak to faceci z północnego zachodu lubią bić swoje żony, nie? Więc teraz siadaj tam, a ja dam ci po gębie.

Wskazałam na środek sali, gdzie był największy tłum gości. Swoją kwestię przećwiczyłam już wcześniej.

Saining spuścił głowę w milczeniu.

– Uspokójcie się! – próbował mediacji Sanmao.

– Jeśli mnie kocha, zgodzi się. To mu się należy.

Saining podniósł się z rozmachem; wszyscy mu się przyglądali. Zaniósł stołek na środek sali i usiadł twarzą do mnie. Zanim ktokolwiek zdążył zareagować, podeszłam do niego i wymierzyłam mu siarczysty policzek.

Rozpłakałam się; wyciekł ze mnie cały wstyd.

Wielu gości zaczęło się podnosić z krzeseł, ale Saining objął mnie i powiedział:

– Proszę nie zwracać na nas uwagi. Nic się nie stało, naprawdę nic się nie stało. To moja dziewczyna, bardzo przepraszam, jeśli komukolwiek przeszkodziliśmy, to tylko nasze prywatne sprawy.

Wróciliśmy do stolika i długo patrzyliśmy na siebie; nie słyszałam, co się wokół dzieje – chciałam tylko patrzeć na niego, patrzeć, jak on patrzy na mnie.

12
{"b":"93906","o":1}