Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Po co mielibyśmy robić coś takiego? – zdziwił się nasz gospodarz. – Enklawa jest całkowicie samowystarczalna. W trzewiach Góry jesteśmy bezpieczni, nieduży reaktor jądrowy wspomagany ogniwami słonecznymi na stoku zapewnia nam energię. Prowadzimy własne uprawy, nikt nas nie podgląda i nie mówi, jak żyć. Rada, której jestem członkiem, decyduje o bieżących sprawach. Tutaj jesteśmy wolni.

– Niedawno też tak o sobie myślałem – mruknąłem cicho.

– Wiem, że to wiele informacji do przyjęcia naraz – powiedział Norson, wstając z krzesła. – Wkrótce znów porozmawiamy, na razie muszę was opuścić. Rada będzie chciała wiedzieć, co z wami. Możecie poruszać się po całym pierwszym poziomie, to coś w rodzaju strefy kwarantanny. Nie możemy wpuścić was niżej, do właściwej Enklawy, taką mamy procedurę.

– Wiz.una wpuściliście – zauważyłem.

– To wyjątkowa sytuacja, zagrożenie życia. Zresztą to tylko jeden poziom. Gdy wasz przyjaciel wydobrzeje, osobiście go tutaj przyprowadzę. Na razie korzystajcie ze skromnych zasobów tego piętra. Berg pomoże wam, gdyby cokolwiek było niejasne. – Otworzył drzwi i wpuścił mężczyznę, który wcześniej przyniósł nam jedzenie. – Zaprowadzi was do kuchni, potem do świetlicy. Obawiam się, że to piętro ma niewiele więcej do zaoferowania. Korzystajcie z łącza bezpośredniego, znajdziecie tam nie tylko materiały rozrywkowe, ale też pełną historię Enklawy.

– Z pewnych względów wolałbym się nie wpinać – oznajmiłem ponuro.

– Tak, wiem, że masz... specyficzny problem. Na spotkaniu Rady zadecydujemy, w jaki sposób możemy pomóc.

– A możecie?

– Tego jestem pewny. Nie tylko tobie, ale całemu RepTek Polis.

Cyfrak - img_7

Berg był typem mruka. Chodził za nami wszędzie (nie żeby na pierwszym poziomie Enklawy faktycznie było dokąd pójść), z obojętną miną przyglądał się temu, co robimy, a zagadnięty odpowiadał półsłówkami lub wręcz monosylabami. Robił to z tym samym śpiewnym akcentem, który chyba był charakterystyczny dla mieszkańców schronu pod Górą.

Siedział teraz przy końcu stołu w sporym pomieszczeniu służącym za świetlicę i patrzył beznamiętnym wzrokiem, jak spędzamy czas. Ulep zabijał nudę, odbijając od ściany piłeczkę i łapiąc ją ponownie. Gart z zamkniętymi oczami na wpół leżał w krześle, z jego legalnego portu zwisał kabel niknący w ściennym terminalu. Skrzypek stwierdził, że chce się jak najwięcej dowiedzieć o Enklawie, więc korzystał z zasobów już od dłuższego czasu. Ja nie miałem takiego luksusu. Kiedy już przeczytałem wydrukowaną pasjonującą instrukcję bezpieczeństwa w schronie, bezmyślnie wpatrywałem się w tor lotu piłki mechanika i próbowałem bezskutecznie wyciągnąć z Berga pełne zdanie złożone. Na moje próby zagadywania reagował obojętnością, rzucał jakieś zdawkowe uwagi, później już tylko milczał.

Nie potrafiłem stwierdzić, jak długo siedzieliśmy w tym pokoju, ale zaczynałem się konkretnie nudzić. Poszedłem do kuchni, żeby przynieść wodę, poza tym musiałem rozprostować kości. Berg nie ruszył za mną. Już wcześniej pokazał nam, że drzwi prowadzące na inne poziomy są zamknięte, więc na dobrą sprawę nie musiał nas pilnować. Skinął tylko głową, gdy wróciłem i postawiłem przed nim szklankę.

– Niewiarygodne. – Gart wyciągnął tkwiącą w przedramieniu wtyczkę i rozejrzał się wkoło trochę nieprzytomnym wzrokiem.

– Dowiedziałeś się czegoś? – zapytałem, podając mu wodę.

– Długo by gadać. Wygląda na to, że Norson mówił prawdę. Operatywność, Miasto zamienione w kolonię karną, eksperymenty na ludziach.

– Albo to tylko propaganda. – Ulep był sceptyczny, ale przynajmniej przerwał działającą mi już na nerwy zabawę piłką.

– Za grube na mistyfikację. Nikomu nie chciałoby się robić tego tak dokładnie. Zresztą w jakim celu? Przekopałem się przez sporą część archiwów, wszystko się zgadza. – Wolno pokręcił głową z zamyśloną miną. – To trochę zmienia perspektywę, co? Potomkowie więźniów, ludzki materiał do badań... Wiedziałem, że RepTek to skurwysyny, ale żeby aż tak?

– Całe życie w kłamstwie – stwierdziłem.

– Chyba wolałem tego nie wiedzieć – dodał cicho Ulep.

Doskonale go rozumiałem. Cholerna chińska robota wplątała mnie w tyle awantur, że sam traciłem już rachubę. Mój świat co chwila drżał w posadach, ale teraz chyba ostatecznie rozlatywał się na kawałki. Poprzednie życie wydawało się obecnie kusząco proste, bez dylematów i nagłych tragedii. Jak trwanie w półśnie, gdy nic nie ma większego znaczenia. Kłopot w tym, że odkąd zadzwonił budzik, ponowne zaśnięcie nie wchodziło już w grę.

Drzwi do świetlicy otworzyły się, wszedł Norson, prowadząc ze sobą kogoś jeszcze.

– To doktor Mirea – przedstawił swoją towarzyszkę. – Główny medyk Enklawy.

Kobieta była mniej więcej w jego wieku, nieco przewyższała go wzrostem. Miała smukłą sylwetkę, włosy koloru wysokogatunkowej miedzi i ładną, pociągłą twarz. Dobrze dopasowany kombinezon podkreślał smukłą sylwetkę.

– Dawno nikt mnie porządnie nie zbadał. – Ulep oblizał się obleśnie.

Mirea zignorowała tę uwagę, uśmiechnęła się i podeszła bliżej. Powietrze wokół niej zafalowało gwałtownie, błyskając zielonymi znakami kodu. Poczułem, jak w moim żołądku eksploduje gruda lodu. W ułamku sekundy zrozumiałem, że patrzę na człowieka, w którego instalacji siedzi cyfrak. W mych uszach rozległ się dziwaczny wizg, ciałem wstrząsnęły nagłe, niekontrolowane dreszcze. Światło sufitowych lamp zakłuło w oczy i chyba upadłem na plecy. Świat dokoła wybuchł liniami znaków, pulsującymi i przeplatającymi się ze sobą. Lekarka pochyliła się nade mną, nagła bliskość innego cyfrowego bytu ostatecznie przeciążyła mój system. Mięśnie całego ciała stężały w bolesnym skurczu, ostatnim, co zapamiętałem, był głośny zgrzyt moich własnych zębów.

Cyfrak - img_7

Pierwszą rzeczą, na której udało mi się wyostrzyć wzrok, był kroplomierz. Przezroczysta ciecz wewnątrz kapała w szybkim tempie, spływając wężykiem do igły niknącej w żyle na wierzchu mojej dłoni. Znów byłem przypięty do łóżka pasami, a w pokoju wyglądającym jak wcześniejsza izolatka poza mną nie było nikogo. To chyba miało się wkrótce zmienić, bo gdy tylko na dobre otworzyłem oczy, usłyszałem cichy brzęczyk.

Rzeczywiście, drzwi otworzyły się już po kilkunastu sekundach. Norson w towarzystwie nieznanej mi kobiety i mężczyzny błyskawicznie podeszli do mnie. Zaczęło się świecenie małą latarką w oczy, mierzenie pulsu i pytania.

– Jak się czujesz? – Mina Norsona wyrażała troskę.

– Całkiem nieźle. – Gardło miałem wyschnięte, słowa przeciskały się przez nie z trudem. – Pić.

Podał mi szklankę, połknąłem kilka łapczywych łyków przez słomkę, bo ręce nadal miałem skrępowane.

– Co się właściwie stało? – zapytałem, zaspokoiwszy pierwsze pragnienie. Kobieta mierząca mi ciśnienie skinęła głową i wyszła bez słowa, jej kolega wyregulował przepływ płynu w kroplówce i podążył za nią. – Gdzie jestem?

– Miałeś atak, według lekarzy twój system nerwowy uległ przeciążeniu. Zdarzało ci się to wcześniej?

– Tak, ale zawsze przy wpięciu. – Próbowałem zmienić pozycję na siedzącą, a gdy mi się nie udało, wymownie spojrzałem na krępujące mnie więzy i ciężko westchnąłem. Norson wahał się chwilę, ale w końcu rozpiął rzepy. – Mirea, ona ma cyfraka. To znaczy w jej instalacji jest... – Nagle zdałem sobie sprawę, że nie wiem, jak to wytłumaczyć.

– Cyfrowy byt. Symbiont – dokończył za mnie. – Ma je około jednej trzeciej populacji Enklawy, mniej więcej trzysta osób.

Zamarłem, rozmasowując nadgarstek, i spojrzałem na niego w osłupieniu. Zrozumiałem, że to wszystko prawdopodobnie jakaś halucynacja, dalsza część mojego ataku. Wprawdzie nie widziałem zielonych przebłysków kodu, ale po prostu nie mogło być inaczej.

– Skąd wiedziałeś, że Mirea ma towarzysza? – Norson przyglądał mi się czujnie. – Zwykle zajmuje to chwilę dłużej, zanim one się wykryją.

73
{"b":"933176","o":1}