Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Przez lata, jakie minęły od przeniesienia okrętu tutaj, nie zdołano przebić jego powierzchni. Nic nie dały niekończące się eksperymenty wykorzystujące olbrzymie ilości energii, z których część powinna rozgrzać fragmenty kadłuba do temperatury jądra Słońca. Diamentowe wiertła, palniki, spawarki łukowe, lasery i wreszcie strumienie wysokoenergetycznych cząstek nie wywarły żadnego efektu na dziwny materiał składający się na powłokę obiektu. Powierzchnia pozostawała chłodna w dotyku, nieważne, ile ani jakiej energii naukowcy w nią kierowali.

Choć nie umieszczono tego w żadnym z oficjalnych raportów, wśród badaczy przeważała opinia, że podobne uszkodzenia zdolna byłaby wywołać jedynie technologia mogąca się równać z tą, która posłużyła do zbudowania pojazdu. Don zgadzał się z tymi przypuszczeniami i dziękował Bogu, że ktokolwiek zaatakował okręt, nie uznał Ziemi za wystarczająco interesującą, by zająć się nią w dalszej kolejności.

Zespół naukowy nie zdołał zdrapać choćby opiłka z kadłuba, nie mówiąc już o dostaniu się do środka. To tyle w kwestii „geniuszu” ludzi kierujących programem. Teraz jednak pojawiła się szansa. Szczęście zawsze wydawało się sprzyjać Donowi i przez ostatnie dwa tygodnie nie mógł się uskarżać na jego brak. Pozwolono mu zorganizować własny eksperyment na zewnętrznej skorupie okrętu obcych. Pomijając kwestię szczęścia, wolał sądzić, że zawdzięczał swój sukces zaharowywaniu się przez poprzednie trzy lata, odkąd ukończył studia i został przydzielony do tego ściśle tajnego programu. Wyglądało na to, że godziny żmudnych badań nie poszły na marne.

Po drugiej stronie pojazdu Don ustawił torus z elektromagnesami pozwalającymi rozpędzić elektrony do prędkości światła. Przy elemencie uważanym przez zespół za drzwi okrętu wychodził z pierścienia długi metalowy stożek, zakończony zestawem rurek emitujących promieniowanie Czerenkowa.

Don nie pamiętał, jak właściwie wpadł na ten pomysł. Czytając tajne zeznania naocznych świadków, wychwycił coś, co wydało mu się dziwne: doniesienia o słabym niebieskim blasku bijącym od obiektu mknącego po niebie nad Nowym Meksykiem.

Brzmiało to jak opis promieniowania Czerenkowa. Piękne niebieskie światło powstawało, gdy coś poruszającego się w próżni z prędkością bliską światłu wpadało w ośrodek materialny o niższej prędkości fazowej światła, na przykład powietrze lub wodę.

Wydzielanie przez okręt tego rodzaju radiacji nie miało sensu. Opisywana przez świadków szacunkowa prędkość nie była wyższa niż dwa machy. Jeśli promienie Czerenkowa były wówczas obecne, musiały pochodzić z mechanizmów sterowania lub napędu. Skoro zaś te systemy wydzielały promieniowanie, być może zareagowałyby w sposób mierzalny na odpowiednią kombinację fal Czerenkowa.

Don nie miał złudzeń, że możliwość przeprowadzenia eksperymentu w świąteczny weekend obejmujący Dzień Dziękczynienia otrzymał tylko dlatego, że przez te wszystkie lata zespół naukowy nie dokonał żadnych postępów. I Don prowadził badania bez przerwy aż od zeszłej nocy.

Gdy usiadł przy klawiaturze, nad którą migały tysiące diod elektroluminescencyjnych, dostrzegł mrugający wskaźnik błędu i nachylił się w jego stronę.

– Co, u diabła

Cyfrak - img_19

Cyfrak - img_20

Cyfrak - img_21

81
{"b":"933176","o":1}