Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Cyfrak - img_1

COPYRIGHT © BY Krzysztof Haladyn

COPYRIGHT © BY Fabryka Słów sp. z o.o., LUBLIN 2018

WYDANIE I

ISBN 978-83-7964-339-4

PROJEKT I ADIUSTACJA AUTORSKA WYDANIA Eryk Górski, Robert Łakuta

ILUSTRACJA NA OKŁADCE Dark Crayon

PROJEKT OKŁADKI Dark Crayon, „Grafficon” Konrad Kućmiński

ILUSTRACJE Paweł Zaręba

REDAKCJA Ewa Białołęcka

KOREKTA Katarzyna Pawlik, Magdalena Byrska

SKŁAD WERSJI ELEKTRONICZNEJ [email protected]

SPRZEDAŻ INTERNETOWA

Cyfrak - img_2

Cyfrak - img_3

WYDAWNICTWO

Fabryka Słów sp. z o.o.

20-834 Lublin, ul. Irysowa 25a

tel.: 815242519,

Spis treści

Strona tytułowa

Karta redakcyjna

Dedykacja

Rozdział 1 - Zlecenie

Rozdział 2 - Mutant

Rozdział 3 - Burza

Rozdział 4 - Zaproszenie

Rozdział 5 - Enklawa

Reklama

::Mojej Żonie:;...

 

Cyfrak - img_4

Cyfrak - img_5
Cyfrak czaił się obok multiterminala. Przy końcu peronu metra, gdzie pojedyncza świetlówka mrugała spazmatycznie, brzęcząc cicho i siejąc wokół drżące poblaski, które zdawały się poruszać, wstrząsane podmuchami tunelowego ciągu. Stwór nie miał jeszcze konkretnej formy, był kształtującą się chmurą danych. Zielonkawy obłok falował lekko i pulsował w nieregularnym rytmie. W chmurze migotały tysiące znaków, kod binarny, ASCI, elementy heksadecymalne i zupełnie nieznane, nowe symbole.

Obserwowałem go spod wpółprzymkniętych powiek, mój mózg instynktownie starał się odszukać zbieżność pomiędzy jego ruchem a stłumionym stukotem dobiegającym gdzieś z trzewi systemu podziemnej kolei. Jarzeniówka przygasła nagle, jakby zdmuchnięta powiewem z tunelu, cyfrak sięgnął do niej migoczącą wstęgą. Bzyczenie stało się głośniejsze, światło rozbłysło na nowo, jakby pobudzone energią stwora. Migotliwa macka cofnęła się płynnie, świetlówka znów zamrugała desperacko. Kolejne szturchnięcie pasmem danych, przelewające się w odnóżu znaki zabłysnęły zielonym, trupim blaskiem. Tym razem nie rozpoznałem w nich żadnych elementów, których ludzie używali do programowania. Światło znów błysnęło blado, po czym zgasło na chwilę. Obłok danych zapulsował, zobaczyłem, że liżąca ciemny klosz macka pobiera coś i przetwarza. Częstotliwość zmian prądu w sieci? Natężenie? Budowę sterownika jarzeniówki?

Moja głowa pulsowała lekkim tępym bólem, niczym nadpsuty, lecz jeszcze nie do końca spróchniały ząb. W kącikach oczu zagnieździła się czerwonawa poświata, na razie ledwie widoczna, ale to mogło się wkrótce zmienić. Wiedziałem, że jeśli czegoś z tym nie zrobię, to tętnienie stanie się nie do zniesienia, a mnie pochłonie morze czerwonego bólu. Miałem nadzieję, że Wiz.un będzie u siebie i że ma coś, co mi pomoże. Jak zawsze.

Cyfrak chwilowo stracił zainteresowanie świetlówką, zakłębił się wokół multiterminala i oscylował w sobie tylko znanym języku. Samo patrzenie na ten nierozpoznawalny żyjący kod źródłowy potęgowało tętnienie w mojej głowie, jakby umysł cierpiał, starając się dopasować do niepojętego dla człowieka języka programowania.

Z zamyślenia wyrwał mnie stukot obcasów. Ławkę, na której siedziałem, minęły długie nogi w czarnych rajstopach, czerwone podeszwy czarnych szpilek skutecznie przyciągnęły mój wzrok. Uniosłem głowę. Całkiem ładna dziewczyna w ciemnej sukience pewnym krokiem zbliżyła się do maszyny. Nie widziała cyfraka, z jakiegoś powodu większość ludzi prawie nigdy ich nie zauważa. Stwór zareagował żywo, wyciągając do niej mgliste macki. Oplótł ją, zanim zdążyła się zatrzymać, przeskanował całą, skupiając się na niewielkiej torebce. Jasne – portfel, karty, elektronika. Jakby potwierdzając moje przypuszczenia, chmura danych zapulsowała gwałtownie, pobierając dostępne informacje w sobie tylko znanym celu.

Zawsze zastanawiało mnie ich dążenie, by gromadzić wszystkie dostępne bajty, magazynować je i przetwarzać. Niektóre cyfraki potrafiły zrobić całkiem niezły użytek z tego, co zebrały. Wyrządzić spore szkody lub wręcz przeciwnie, w zależności od tego, co podsunęła im ta durna (lub po prostu niezrozumiała) sztuczna inteligencja. Ten stwór był jeszcze zbyt prymitywny, by choć przybrać konkretną formę, ale instynkt nieodmiennie nakazywał mu rozrastanie się i akumulację.

Dziewczyna odgarnęła za ucho krótki kosmyk blond włosów i grzebała chwilę w torebce. Wyjęła kartę, wsunęła ją w czytnik. Dobrze, że miała choć tyle rozsądku, żeby nie używać w publicznym terminalu osobistego portu. Pewnie nie chciała łyknąć reklam podprogowych, programów szpiegujących i całego tego syfu, który RepTek pakował ci w system podczas takich transakcji. Oczywiście nasza wspaniała korporacja robiła to „dla Twojego dobra” oraz „by lepiej rozpoznawać Twoje potrzeby”, a także „w trosce o Lepsze Jutro”. Problem w tym, że lepsze jutro już było, a nas czekać mogło tylko gówniane pojutrze.

Cyfrak zafalował niespokojnie, jakby rozczarowany faktem, że nie będzie mógł uzyskać dostępu do najbardziej prywatnych informacji przez osobisty port nieznajomej, ale skwapliwie wciągnął dane zawarte na jej karcie. W chmurze zabłysnęły czerwone nici, symbole rozjarzyły się na krótko. Oznaka wykrycia szczególnie cennych bajtów i początku ewolucji nowego nurtu świadomości. Już dawno nauczyłem się rozpoznawać, kiedy te stwory coś kombinują, nie miałem innego wyjścia. W skroniach zakłuło mocniej, jak zawsze, gdy doświadczałem silniejszej emanacji któregoś z tych stworzeń.

Blondynka, nieświadoma obecności istoty, dokonała transakcji (przy okazji ujawniając swoje kody dostępowe) i ruszyła z powrotem ku środkowej części peronu.

– Na twoim miejscu zastrzegłbym tę kartę – mruknąłem, gdy przechodziła obok mnie. Dziewczyna podniosła na mnie nieco spłoszony wzrok, po czym mocniej ścisnęła trzymaną pod pachą torebkę, jakbym zamierzał ją jej wyrwać. – Zmień też hasło – dodałem, choć widziałem już, że uważa mnie za świra. Nie mogłem jej za to winić, po części miała rację.

Ruszyła dalej przez opustoszałą platformę, stukot obcasów nabrał szybkiego, niemal nerwowego tempa. Zatrzymała się nieopodal schodów, obok dwóch rozmawiających ze sobą mężczyzn w znoszonych garniturach. Raz po raz zerkała niespokojnie w moim kierunku, jakby obawiała się, że zerwę się z miejsca i ją zaatakuję. Jeszcze raz zmierzyłem ją spojrzeniem, zaczynając od tych lśniących czarnych szpilek z czerwoną podeszwą, przez kształtne, opięte cienkim nylonem łydki i uda, płaski brzuch, niewielkie piersi pod ciemną sukienką, kończąc na zadbanej ładnej twarzy i lśniących blond włosach. Widać było, że miała jakieś modyfikacje, może rodzice chcieli mieć piękną córeczkę lub sama dodała to i owo do swojego genomu. Tak czy inaczej, była naprawdę niezła, ale chyba właśnie straciłem szansę na zaproszenie jej na kawę.

Przez chwilę zastanawiałem się, czy nie rozprawić się z cyfrakiem, który pobrał jej dane. Niezbędne narzędzia miałem przy sobie, wystarczyło wpiąć się przez drugi, ukryty port, użyć zmodyfikowanej karty i trochę go przycisnąć. Bawiłem się tą myślą, ale ostatecznie zrezygnowałem. Za takie rzeczy zwykle biorę pieniądze, a ten konkretny stwór niczym mi nie zawinił. Zaczepił niezłą laskę, ale ona i tak nawet by na mnie nie spojrzała, więc zostawię go w spokoju. Zresztą takie potyczki potęgowały ból głowy, który i tak od kilku minut nasilał się bez żadnej pomocy. Multiterminal przy końcu peronu pozostanie zainfekowany, przynajmniej na razie. Cyfrak kłębił się i z nudów znów zaczął wyciągać półprzezroczyste macki w kierunku migoczącej świetlówki.

1
{"b":"933176","o":1}