Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Miałem świadomość, że zostawiam za sobą kolejne zagrożenia. W końcu ktoś z obsługi bocznicy przyjdzie zobaczyć, dlaczego zgasło światło przy grodzi, albo ogłuszony przed chwilą strażnik odzyska przytomność i podniesie alarm. Należało się zatem spieszyć, jednocześnie zachowując ostrożność.

Gartowi udało się znaleźć nieco informacji na temat tej konkretnej stacji kontrolnej. Była niewielka, załogę stanowiło około pięciu ludzi. Nie było wprawdzie mowy o ochronie, ale cóż, życie lubi zaskakiwać. W każdym razie z tego miejsca nadzorowano zarówno sporadyczny ruch pociągów opuszczających Polis, jak i fragment systemu metra.

Wyjrzałem za załom korytarza. Na razie czysto. Według hakera powinienem znaleźć tu jedno główne pomieszczenie, coś w rodzaju sterowni połączonej z pokojem monitoringu, oraz jakieś zakamarki techniczne w rodzaju magazynu narzędzi czy kuchnię i toaletę dla pracowników.

Nagle zdałem sobie sprawę z błędu w swoim rozumowaniu. Założyłem, że któryś z robotników na bocznicy w końcu wejdzie na podest, żeby sprawdzić, dlaczego zgasło światło, ale jeśli drzwi będą zamknięte, nic nie wzbudzi jego podejrzeń. Teraz połapałem się, że oni mieli klucze do tej stacji kontrolnej! Tu przychodzili po sprzęt, tutaj pili lurowatą syntetyczną kawę. „Obsługa do pięciu ludzi”. Kontroler robiący za lokalnego szefa i kilku pracowników fizycznych. Wejdą tu. Prędzej czy później tu wejdą. Jeśli nie zamierzałem zabijać niewinnych ludzi, musiałem szybko coś wymyślić. Zresztą nie jest powiedziane, że w ogóle poradziłbym sobie z nimi. Nie miałem już speedersa, nie wiedziałem też, czy moje ciało wytrzyma kolejne pełne przejęcie przez cyfraka. Na razie pozostawało mi tylko parcie naprzód.

Za zakrętem korytarza znalazłem dwoje bocznych drzwi umieszczonych naprzeciwko siebie. Cicho otworzyłem najpierw jedne, później drugie. Magazynek i kuchnia, na szczęście puste. Kolejny zakręt i pokój oznaczony jako kontrolny. Tego szukałem.

Wchodzę najciszej, jak potrafię, trzymając pałkę lekko uniesioną.

– Stern, wysrałeś się już? – Otyły kontroler siedzi tyłem do drzwi, wlepiając wzrok w monitory zalewające pomieszczenie błękitną poświatą. – Może poszedłbyś wreszcie zobaczyć, co z tą grodzią do kanałów, bo te jełopy...

Nie daję mu dokończyć. Dopadam go i wykorzystując pałkę jak garotę, zaczynam dusić. Odchyliłbym go nieco do tyłu dla wzmocnienia efektu, ale ma zdecydowaną przewagę masy.

– Do której masz zmianę? – sapię mu wprost do ucha. – Do której?

W świetle ekranów widzę, że zsikał się w spodnie. Dobrze, przerażony nie będzie próbował walczyć.

– Grr... hrrr...

Rozluźniam nieco chwyt, żeby mógł się wysłowić.

– Nniedawno... zacząłem. Zmianę do północy... – Głos więźnie mu w gardle, gdy mocniej ściskam teleskopowy pręt.

– Jest tu ktoś jeszcze? – Znów luzuję.

– Sstern, ochrrrr... – Z nadmiaru adrenaliny niemal miażdżę mu tchawicę, powstrzymuję się tylko siłą woli.

Zastanawiam się chwilę, czy tłuścioch będzie mi jeszcze potrzebny. Nie znam się na tym sprzęcie, więc mógłbym go zmusić do pomocy. Z drugiej strony nie zauważę nawet, jeśli przyjdzie mu do głowy uruchomić jakiś cichy alarm czy coś w tym stylu. Decyzja zapadła. Puszczam go, przedłużając ruch ręki, wznoszę pałkę i silnym ciosem opuszczam ją na potylicę kontrolera, natychmiast pozbawiając go przytomności.

Zrzuciłem go z krzesła i przeszukałem. Karta identyfikacyjna, klucze. Może się przydać. Wyszedłem z pokoju kontrolnego i szybko sprawdziłem resztę placówki. Nie natknąłem się już na nikogo, zatem facet nie kłamał. Drzwi prowadzące na wyższą kondygnację zamknąłem od wewnątrz i podparłem wyciągniętym z kuchni krzesłem. Co prawda nikt nie powinien zejść tu do północy, ale wolałem się zabezpieczyć. Nieprzytomnego strażnika zaciągnąłem do magazynku. Nieco trudniej poszło z otyłym kontrolerem, ale po kilku przypłaconych bólem pleców minutach on także tam wylądował. Za pomocą znalezionych przy ochroniarzu kajdanek przykułem ich obu do masywnego metalowego regału i zatrzasnąłem pomieszczenie. Pozostawała jeszcze kwestia pracujących na bocznicy roboli. Nie mogłem się przed nimi zabarykadować, bo musiałem tą drogą opuścić stację, gdy za niecałe trzy godziny przyjedzie tu Ulep. Liczyć na to, że przez ten czas żaden z nich tu nie przyjdzie, byłoby zbyt optymistycznie. Należało wymyślić coś innego.

Wróciłem do pokoju kontrolnego. W wyniku kilkuminutowej bezczynności system zablokował się, ale dzięki karcie pracownika szybko sobie z tym poradziłem i zacząłem w nim grzebać. Oprogramowanie było standardowe, więc bez problemu połapałem się, o co chodzi. Odnalazłem funkcję otwierania grodzi i zapamiętałem, gdzie się znajduje, żeby móc szybko jej użyć. Przełączałem obraz z kamer, aż trafiłem na urządzenie znajdujące się chyba przy wlocie tunelu metra na bocznicę. Jakość obrazu była słaba, co uchroniło mnie przed wykryciem, gdy przemykałem pod odległą ścianą, za to odblaskowe kamizelki widziałem jak na dłoni. Na razie kolejarze kręcili się przy stojącym pociągu.

Nagle ekrany zapłonęły czerwienią, podskoczyłem, gdy rozległ się brzęczyk alarmu. Nad torowiskiem zapłonęły pomarańczowe światła ostrzegawcze, zawyła syrena. Szybko przebiegłem wzrokiem pojawiające się na monitorze komunikaty.

!Ostrzeżenie meteorologiczne! Niestabilny front burzowy w pobliżu RepTek Polis! Natychmiastowe wdrożenie procedur awaryjnych! Ludność cywilna procedura B-5. Służby BP-3, BP-6, BP-7. Przewidywany czas uderzenia: 7 godzin. Zachować spokój! !Ostrzeżenie meteorologiczne!

Cyfrak - img_7

– Kurwa, kurwa, kurwa! – Walnąłem pięścią w pulpit, dając upust bezsilnej złości.

Co z tego, że robotnicy ładowali się do opuszczającego bocznicę pociągu, skoro cały plan właśnie trafił szlag? Buzowała we mnie wściekłość, ale nic nie mogłem zrobić.

Nie było sensu zostawać dłużej w stacji kontroli ruchu. Sytuacja właśnie zmieniła się diametralnie. Pracujący na bocznicy kolejarze zastosowali się do którejś z procedur, zapewne jadąc na stację, ale nie wiedziałem, czy komuś nie przyjdzie do głowy pojawić się tutaj. Było to wprawdzie tylko lokalne centrum, ale procedury tworzyła korporacja, więc niczego nie można było być pewnym.

Swoją drogą, pytanie, jak RepTek mógł się tak bardzo pomylić? Odwołali gotowość burzową tylko po to, żeby krótko po tym ogłosić alarm i zarządzić przyspieszoną ewakuację? Dokładnie procedurę B-5, czyli nakaz pozostania w domach z zapasami na około tydzień. Czyżby błąd w obliczeniach albo jakaś niespotykana pogodowa anomalia? Może Sidth miał rację, mówiąc, że „w ogóle ciężko obliczyć, co stanie się z zapierdalającym po Pustyni wiatrem, niosącym tony jebanego piachu”. Za mojej pamięci nigdy nic takiego nie zaszło, zwykle czasu było więcej. Oczywiście taki ewenement musiał zaistnieć teraz, niwecząc moje zamiary.

Pogrążony w tych rozmyślaniach, stanąłem przed drzwiami magazynku. Chwilę zastanawiałem się, czy wypuścić moich jeńców, ale postanowiłem tego nie robić. Mogliby namieszać, zanim zniknę, a nie chciałem robić im krzywdy. Nabazgrałem tylko na drzwiach napis „Ludzie w środku”. Przed burzą na pewno ktoś tu zejdzie i ich uwolni.

Wyszedłem na bocznicę. Pomarańczowe oświetlenie alarmowe nadawało otoczeniu surrealistyczny wygląd. Wszystko było skąpane w ciepłym blasku rozpraszanym wirującymi w powietrzu drobinkami kurzu, jakby Pustynia już zaczęła się tu wdzierać.

Syreny zawyły raz jeszcze i nagle umilkły, ich echo jeszcze chwilę odbijało się w tunelach. Za godzinę pewnie znów je włączą i lepiej, żebym był już wtedy gdzie indziej. Musiałem wrócić do kryjówki DTeku, czyli właściwie do punktu wyjścia. Nasz szaleńczy plan zwyczajnie nie miał wariantu B.

Tym razem nie kryjąc się już zupełnie, pokonałem drogę od centrum kontroli do grodzi, którą z takim trudem zdołałem otworzyć. Chwilę zastanawiałem się, czy jej nie zamknąć, ale uznałem, że to bezcelowe. Najwyżej na bocznicę nawieje więcej piachu, który RepTek będzie musiał posprzątać. Ogarnęła mnie melancholia, gdy uświadomiłem sobie bezsens nie tylko tej sytuacji, ale i całej egzystencji Polis. Rozpaczliwe czepianie się życia w mieście skazanym prędzej czy później na zagładę. Powtarzanie tych samych cykli. Wiatr nawieje piach, trzeba posprzątać. Zapcha elektronikę multiterminali, będziemy naprawiać. Jesteś przepracowany, załaduj wtyczkę i zabaluj, przymkniemy korporacyjne oko. Tutaj o w miarę dobrym życiu mogli mówić chyba tylko ci usadzeni naprawdę wysoko na drabinie firmowej hierarchii. W jaki sposób udało im się zmanipulować wszystkich, wmawiając, że sojowe żarcie i harówka obliczona wyłącznie na przetrwanie (i zapewnianie im wygód) jest warta zachodu? Całą resztę dzień po dniu, rok za rokiem czekało tylko powolne kroczenie w stronę cichej śmierci. W końcu Miasto zacznie się kurczyć, ludzi będzie coraz mniej, aż wreszcie padnie ostatni serwer i maszyna sztucznie podtrzymująca życie osady. Już lepiej chyba położyć się i czekać na śmierć.

66
{"b":"933176","o":1}