Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Derby to nie nasz problem.

– Owszem, wasz. – Jego twarz rozciągnęła się w chytrym uśmieszku. – Z Polis nie wyjedziemy przez żadną bramę, nie mam aż takich dojść. Trzeba będzie przez tunel kolejowy, razem z pociągiem. Tunele są połączone z metrem. Metro ze starymi miejskimi kanałami. Jeden z tych największych uchodzi do Koryta. Trzeba będzie tylko otworzyć grodzie.

– Tylko? – zakpiłem.

– Dla takich komputerowych magików to przecież żaden problem.

– Korzystałeś już z tej trasy?

– Nie, ale powinno się udać.

– Pocieszające. Tylko nadal nie rozumiem, co ma do tego Piaskowe Derby. – Jego argumentacja wydawała mi się naciągana.

– Jeśli zjedziemy do Koryta ot tak, zaraz ktoś się tym zainteresuje. Jeśli dopuszczą mnie do wyścigu, będziemy mogli uciec w czasie jednego z treningów.

Zastanowiłem się chwilę i uznałem, że jego plan faktycznie ma sens. Zrozumiałem też, że Telsi prawdopodobnie mnie zabije, gdy tylko o tym usłyszy. Cóż, będzie musiała wepchnąć się w kolejkę.

– Marbel...? – zwróciłem się do osiłka. – Co ty na to? Będziesz się bił?

Wielkolud zastanawiał się chwilę, po czym spojrzał na mnie nieco przytomniej.

– Mogę się bić. Fajnie być Mechem.

– Świetnie! – Ulep klepnął go po ramieniu i zatarł brudne dłonie. – Do jutra wszystko zorganizuję, przyjedźcie wieczorem, zapiszę adres. – Odwrócił się i ruszył w stronę roboczego stołu.

Złapałem go za rękę.

– Zaraz. Najpierw pokażesz, że mamy czym pojechać.

W oczach mechanika zobaczyłem dziwny, niemal gorączkowy błysk. Bez słowa zaprowadził nas na koniec warsztatu i jednym ruchem zerwał plandekę.

Sedan był ogromny. Klasyczna linia smolistoczarnego nadwozia miała w sobie jakąś drapieżną nutę.

– Poznajcie Królową – powiedział z nieskrywaną dumą.

– Myślałem, że potrzebujemy raczej terenówki. – Samochód był naprawdę piękny, nawet dla takiego laika jak ja, ale miałem wątpliwości, czy poradzi sobie na Pustyni.

– Żartujesz sobie? – prychnął w odpowiedzi Ulep. – To jest E38. Najlepsza fura, jaką kiedykolwiek wyprodukowano. Genialna myśl motoryzacyjna. Silnik V8 4,4 litra z moimi autorskimi modyfikacjami. Biturbo, przelotowy wydech, usztywnione gwintowane zawieszenie. Do tego skórzana tapicerka i pełen komfort. Nawiasem mówiąc, Ariel objechał mnie tylko dlatego, że Królowa stała w garażu, bo nie mogłem znaleźć do niej części. Teraz już mruczy jak złoto. – Pieszczotliwym gestem pogładził lakier. – Posłuchajcie.

Ryk silnika w zamkniętym garażu był ogłuszający, ale jednocześnie... podniecający. Czułem, jak wibruje mi przepona w rytm równej pracy potężnego motoru. Poczułem nawet lekki żal, kiedy Ulep go zgasił.

Podszedł do roboczego biurka i grzebał w nim chwilę. Wyciągnął jakąś pomiętą mapę, coś na niej dorysował i podał mi. Zdziwiłem się, widząc analogowy dokument. Mechanik był chyba gościem nieco starej daty.

– Macie tu zaznaczoną podziemną trasę, sprawdźcie ją wcześniej. Kiedy będziemy uciekać, wszystkie grodzie muszą być otwarte. Ale najpierw jutro o dwudziestej pod tym adresem. – Wręczył mi zapisaną karteczkę. – Pamiętasz jeszcze, jak to się robiło, co, Mech? – Zamarkował kilka ciosów w kierunku Marbela.

– Nie martw się, pamiętam. – W uśmiechu osiłka było coś niepokojącego.

Cyfrak - img_7

– Wiedziałam. – Telsi zwiesiła głowę. – Kurwa, wiedziałam.

Na wiadomość o interesie, jaki dobiliśmy z Ulepem, zareagowała spokojniej, niż myślałem. Sidth zmył się, zanim weszliśmy do kryjówki, twierdząc, że chce jeszcze coś załatwić. Może również obawiał się wybuchu. Weteranka sprawiała wrażenie po prostu zrezygnowanej.

Gart, usłyszawszy sumę, jakiej zażyczył sobie mechanik, swoim zwyczajem wzruszył tylko ramionami.

– Zły zawód sobie wybrałem, trzeba było ludzi po Pustyni wozić – stwierdził, masując sobie kark.

– Dasz radę tyle zorganizować? – upewniłem się.

– Damy radę, z twoją pomocą.

– Wolałbym się nie podpinać, jakoś ostatnio niezbyt dobrze to znoszę – odparłem, choć wiedziałem, że pewnie będę musiał to zrobić.

– Nie ma takiej potrzeby. – Haker uśmiechnął się chytrze. – Co ty myślisz, że zanim się pojawiłeś, nie umieliśmy złamać firmowego kodu? Potrzebujemy raczej twojej wiedzy. Jeśli chcemy uniknąć wpadki takiej jak z tym wirusem w multiterminalach, będzie trzeba rozegrać to mądrzej. Daty aktualizacji, algorytm kluczy autoryzacyjnych, a przede wszystkim opóźnienia sprzętowe.

– Czemu akurat to? – zainteresowałem się.

– Multiterminale nie aktualizują się jednocześnie, prawda?

– Tak. Raz, że technicznie byłoby to trudne do zrobienia ze względu na obciążenie sieci, dwa, że jakakolwiek awaria położyłaby cały system – wyjaśniłem. – Wszystkie zmiany postępują kaskadowo.

– Właśnie to możemy wykorzystać. – Haker uśmiechnął się drapieżnie.

– Zastosujemy tego samego wirusa, sam mówiłeś, że jest dobrze napisany – Nikthi wtrąciła się do rozmowy. – Trochę go jeszcze zmodyfikuję, ale powinno się udać. Wpuścimy go tak, żeby kaskadował razem z drobnymi łatkami softu. Dziś wieczorem będzie dobrze?

– Tak – odparłem, gdy szybko przeliczyłem w głowie daty. – Pokażę ci, jak zaszyć go w kluczu autoryzacyjnym, to dodatkowo opóźni namierzenie. Powinni się połapać, dopiero kiedy kasa faktycznie opuści system.

– Zgarniemy trochę z góry ze wszystkich transakcji wewnątrz firmy, dzięki temu nie ucierpią zwykli ludzie. – Gart wyjaśniał szczegóły planu, który zaczynał wydawać się całkiem sensowny. – Poodbijamy to po kilkunastu kontach, w tym kilku trefnych. Na pierwszy rzut oka hajs będzie się zgadzał. Potem gdy przyjdzie moment wypłaty, zatrzymamy karuzelę.

Pomyślałem o targach z mechanikiem i dostrzegłem lukę w naszym rozumowaniu.

– Ulepowi połowę trzeba zapłacić z góry. Wtedy wszystko się wyda. Zaczną sprawdzać konta i wpadniemy.

– Walić to, zapłaćmy od razu całość. Założymy dwa konta, na nie wpadnie szmal – Nikthi szybko znalazła rozwiązanie. – Dostęp do tego drugiego damy mu po całej akcji.

– Zdajecie sobie sprawę, że jeśli buchniemy taką kasę, RepTek będzie mocno węszył? – Chciałem, żeby mieli pełną świadomość, na co się porywają.

– Pomyślmy. Pomogliśmy w ucieczce poszukiwanemu mutantowi. Przystojnemu, ale jednak mutantowi. – Dziewczyna wymownie spojrzała na mnie. – Ukradliśmy bardzo wrażliwe, zakodowane dane, do tego wysłaliśmy je do Enklawy. Zamierzamy wystawić zawodnika do nielegalnych walk po to, żeby wyjechać z Polis tunelem kolejowym. Za to wszystko korporacja i tak nas załatwi, jeśli tylko zdoła złapać. Myślę, że kradzież dodatkowych kilkudziesięciu tysięcy czitów niewiele tu już zmienia.

– Kiedy tak o tym mówisz, nagle przestaje się to wydawać takim świetnym pomysłem. – Gart nagle spoważniał, by kilka sekund później parsknąć głośnym śmiechem. – Żartuję, po prostu to zróbmy!

– Bierzmy się do roboty – zgodziłem się.

Przypomniały mi się pierwsze przemyślenia na temat rodzeństwa hakerów, poczynione, jeszcze gdy moim największym problemem był cieknący port i suma, jaką zażyczy sobie Kabel za naprawę. Miałem trzymać się od nich z daleka, byłem przekonany, że ich nieco idealistyczne, beztroskie podejście ściągnie kłopoty. Teraz gdy poznałem ich (oraz innych członków DTeku) trochę lepiej, wiedziałem już, że ten idealizm i pozorna beztroska stanowiły ostateczny rodzaj buntu. Hakerzy sami postawili się poza nawiasem społeczeństwa i byli gotowi zaryzykować wszystko, żeby nie dać RepTekowi znów się stłamsić. Doskonale zdawali sobie sprawę z ryzyka, ale zwyczajnie je wypierali. Pod tym względem byli podobni do dotkniętego DNI Marbela. Traktowali życie jak symulację lub rodzaj jakiejś gry. Wszystko wskazywało na to, że ja również w nią gram, a ostatnia runda miała się właśnie rozpocząć.

Cyfrak - img_7

54
{"b":"933176","o":1}