– Gówno tam miał, po prostu nie znał innych dziewczyn – skwitowała hakerka. – Oprócz takich, którym się płaci.
Spojrzałem na nią pytająco, ale zamiast odpowiedzi ścisnęła mocniej moją rękę. Zrozumiałem później.
Zawodzący basowy ryk syreny gwałtownie wybija mnie ze snu. Zrywam się, w pierwszej chwili nie bardzo wiedząc, gdzie jestem. Omotany lepkim snem mózg przytomnieje, hałas i migotanie świateł skutecznie w tym pomagają.
– Co się dzieje?! – wołam do Nikthi, wciągającej w pośpiechu spodnie.
– Jeśli to durny żart Sidtha, zabiję go! – krzyczy dziewczyna w odpowiedzi.
Wkładam rozrzucone ciuchy i wybiegam za nią na korytarz. Telsi dołącza do nas, słyszę gdzieś z tyłu Garta lub Wiriona. Kakofonia dźwięków i błyski oświetlenia wprawiają wszystkich w stan bliski histerii. Wpadamy do głównej sali, gdzie znajduje się źródło całego zamieszania.
– Sidth, kurwa, co tu się dzieje?! – wydziera się hakerka, dopadając konsoli. – Wyłącz to cholerstwo!
Usta chłopaka poruszają się, ale mówi zbyt cicho, żebym cokolwiek usłyszał.
– Jak to zhakowani?!? – Nikthi nie ma problemów z emisją głosu. – Przecież...
W tym momencie wszystko gaśnie. Zapada absolutna, smolista ciemność, nagła cisza dzwoni w uszach. Czuję narastającą, irracjonalną panikę, porty i implanty robią się jakby cieplejsze, z przerażeniem myślę, co może się zaraz ze mną stać.
– Awaryjne oświetlenie! – Głos Garta rozlega się gdzieś z tyłu, upewniając mnie na chwilę, że rzeczywistość nadal istnieje. – Czemu nie działa?
– Nie wiem, poczekaj...
Zasłaniam oczy porażone nagłą iluminacją, mrugam szybko, żeby odzyskać zdolność widzenia. Rozlegają się dźwięki przychodzących wiadomości, nakładają na siebie, zbijają w bezładny zgiełk, by po chwili ucichnąć. Ożywają wszystkie podłączone monitory, wypluwając pisane zieloną czcionką komunikaty.
MOŻEMY POMÓC
NIEZBĘDNY KONTAKT
NIEZBĘDNY KONTAKT
NIEZBĘDNY KONTAKT
Jeden z ekranów pokazuje przychodzące pakiety danych, pozostałe nadal krzyczą wiadomościami.
NIEZBĘDNA WIZYTA
EKSTRAKCJA PRAWDOPODOBNA
MOŻEMY POMÓC
ZAGROŻENIE POLIS
NIEZBĘDNA WIZYTA
Transfer kończy się, wyświetlacze gasną jeden po drugim. Ostatni działający pokazuje komunikat:
MOŻEMY POMÓC
Połączenie się urywa, światła gasną.
Zapadła cisza. Umieszczone przy podłodze lampki oświetlenia awaryjnego zamigotały i zapłonęły zielonkawym światłem, chwilę później wróciło zasilanie główne. Patrzyliśmy po sobie zdziwieni, jakbyśmy mieli problem z przetworzeniem tego, co się stało.
– Sidth, coś ty nawywijał?! – pierwszy odezwał się Gart.
– Co, kurwa, Sidth?! Nic nie zrobiłem! – Haker uniósł ręce w obronnym geście, jego głos wzniósł się do histerycznego dyszkantu. – To ta jebana Enklawa!
– Jak to?! – Nikthi wyglądała na zszokowaną. – Przecież oni nigdy...
– Czekaj. – Palce Garta już wystukiwały gorączkowy rytm na klawiaturze jednej ze stacji roboczych. – On ma rację. Są wszystkie logi, nie zacierali śladów. Właściwie przejęli kontrolę tylko po to, żeby wysłać jakieś dane... Sporo danych.
– W kurwę sporo – zgodził się z nim Sidth. – To wiele wyjaśnia.
– Mnie nie wyjaśnia – zaoponowałem. – Możesz wytłumaczyć?
Haker spojrzał na mnie z niechęcią, prychnął cicho i znów zaczął wpisywać jakieś komendy.
– Połączenie z Enklawą jest słabe – powiedziała Nikthi. – Udaje się przesłać trochę tekstu, czasem kod. Zawsze małe pakiety danych. W drugą stronę jest dużo łatwiej, kiedy my wysyłamy do nich, przechodzą większe paczki. Nie wiem, jak im się udało wysłać aż tyle. Chyba żeby mieć pewność, że to dostaniemy, przejęli na chwilę nasz system.
– Stąd te dziwne skrótowe komunikaty – domyśliłem się. – O co im właściwie chodziło? Konieczna wizyta? Zagrożenie Polis? Ekstrakcja prawdopodobna?
– Dwa pierwsze są dość jednoznaczne – włączyła się Telsi. – Chcą się spotkać, uważają, że Miasto jest zagrożone. Ciekawi mnie ta ekstrakcja... może sądzą, że są w stanie wyciągnąć z ciebie cyfraka? W końcu wysłaliśmy im twoje dane do analizy.
– Zaraz, zaraz, jak to spotkać? – zapytał Wirion. – Taki spacerek po Pustyni, parędziesiąt kilometrów?
– Przysłali dokładną lokalizację, długość i szerokość – mruknął Gart. – Są też jakieś schematy... Nie wiem, co to jest.
– Pokaż. – Druciarz zajrzał mu przez ramię, a potem bezceremonialnie zajął jego miejsce. – Neth, widziałeś coś takiego?
Projekt wyglądał na skomplikowany, do tego już na pierwszy rzut oka całkowicie bezsensowny. Jakieś przenośne urządzenie z wyświetlaczem, zasilane archaicznym ogniwem litowo-jonowym. Dziwna architektura, jeden port dostępowy i coś na kształt emitera lub anteny.
– Nadajnik? Odbiornik? – zgadywałem, kręcąc głową.
– Broń energetyczna? Masturbator? Gumowa kaczka? – przedrzeźniał mnie Sidth, dopóki Nikthi nie zgromiła go spojrzeniem.
– Chyba najprościej będzie to zbudować i wtedy zobaczymy, do czego służy – zaproponował Wirion.
– Tu jest jeszcze jakiś kod, chyba do zaprogramowania tego ustrojstwa. – Gart znów przejął klawiaturę. – Tyle że wygląda na bełkot. Nie znam tego języka, nie mam pojęcia, co to niby ma robić. Chyba dopiero jak zbudujecie to... coś i wgramy kod, będziemy wiedzieć, co z tym robić.
– Albo i nie – burknął Sidth.
– Myślicie, że to „zagrożenie Polis” ma związek z cyfrakiem czy może Aktualizacją 2.0? – Skrzypek zadał pytanie nurtujące mnie już od dłuższej chwili.
Wszyscy zaczęli mówić niemal jednocześnie, wymieniając uwagi i przypuszczenia, doszło nawet do niegroźnej pyskówki.
Milczałem, ponieważ bardziej nurtowała mnie myśl związana z innym zagadnieniem. Objawiała się pulsującym pod powiekami stwierdzeniem, wypisanym zieloną komputerową czcionką.
„Możemy pomóc”.
– Dobra, pogadajmy o tym, co wiemy – powiedziała hakerka, widząc, że śniadania właściwie nikt nie je.
– Enklawa chce się spotkać.
– Enklawa, czyli właściwie kto? – postanowiłem doprecyzować. – Macie tam jakiś kontakt?
– Nie. Zawsze pisali w liczbie mnogiej, nikt nie przedstawiał się z imienia. Mogę kontynuować? Twierdzą, że Polis jest zagrożone i mogą pomóc. Polis czy Nethowi, to w tej chwili nieistotne.
– Niby dlaczego? Stawiasz swojego kochasia na równi z dobrem Miasta? – Sidth stawał się coraz bardziej nieznośny.
– Nie, nie stawiam. – Głos Nikthi był chłodny i opanowany, ale widziałem, że zaciska palce na krawędzi stołu, aż bieleją jej knykcie. – Ważne jest to, że chcą się z nami spotkać. Chcą pomóc.
– Dochodzimy do sedna problemu. – Wirion siorbnął kawy i skrzywił się, parząc sobie usta. – Jak niby mamy się tam dostać? Pociągi raczej do nich nie kursują, samochodu nie mamy.
– Na zewnątrz stoi terenówka – podsunął Gart.
– Zapomnij – ostudziłem jego zapał. – Zassała pyłu, silnik pewnie zatarty, resztę zrobiła burza. Poza tym skąd wzięlibyśmy paliwo, no i jak niby mielibyśmy wyjechać z Polis?
Zdałem sobie sprawę, o jakich mrzonkach właściwie mówimy. W Mieście krążyły wprawdzie legendy o szaleńcach, którzy się stąd wyrwali, ale nikt przy zdrowych zmysłach nie brał tego gadania na poważnie. Zresztą za Murem czekały kilometry spalonej słońcem pustki. Nawet jeśli ktoś opuścił metropolię inaczej niż oficjalnym transportem, zapewne zginął, a jego szkielet przykryły wędrujące wydmy.
Mimo to właśnie rozmawialiśmy o wyjechaniu w kierunku majaczącej w oddali Góry, roztrząsając kwestie techniczne, zupełnie jakby była to wyprawa metrem do innej dzielnicy. Kolejny już raz dotarło do mnie, jak wiele zmieniło się w ostatnich dniach. Nie tylko dla mnie, ale (jeśli ta cała Enklawa miała rację) także dla Polis. Niestety, nie wyglądało na to, że miały to być zmiany na lepsze.