Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Jak tam dotarliście? – zainteresowałem się, bo nie znałem nikogo, kto był poza barierą.

– Fizycznie wcale – podjął opowieść Wirion. – Wpięliśmy się w kable w tamtej okolicy, odkryliśmy połączenie z nim właściwie przypadkiem. Był nieaktywny, ale sprawny. Można powiedzieć, że go obudziliśmy. Szybko odcięliśmy go od głównej sieci i zrobiliśmy obejście bezpośrednio do nas. Nie mieliśmy jeszcze pomysłu, jak go wykorzystać, ale wiedzieliśmy, że to unikat, do tego całkiem zapomniany.

– Właśnie wtedy odezwała się Enklawa. – Dziewczyna spojrzała w sufit, jakby spodziewała się znaleźć tam odpowiednie słowa. – Oni... nie są stąd. Nadają z zewnątrz.

– Na zewnątrz jest tylko piach – zaoponowałem. – Poza tym jak to nadają? Stoją sobie przy tym starym złomie? Czy mają podpięty naprawdę długi kabelek?

– Bezprzewodowo.

– To już kompletna bzdura. Łączność bezprzewodowa właściwie nie istnieje.

– A cyfraki właściwie nie opanowują ludzi. – Telsi jak zwykle celnie mnie wypunktowała.

– Mówić dalej? – zapytała retorycznie hakerka. Skinąłem głową, choć cała ta historia zaczynała brzmieć jak fantastyczne opowieści, snute dla zabicia czasu, gdy na zewnątrz szaleje burza. – Polis otacza Pustynia, ale jeśli byłeś kiedyś na Murze, wiesz, że oprócz biegnących w kilku kierunkach torów kolejowych jest jeszcze jeden punkt orientacyjny.

– Góra – domyśliłem się.

Kiedyś faktycznie udało mi się dostać na szczyt otaczającej Miasto bariery. Góra wyróżniała się na tle równinnego, pustynnego krajobrazu. Jedyna wydma, której nie przesuwał wiatr.

– Właśnie tam jest Enklawa. W trzewiach Góry. Osiedle ludzi żyjących w jakimś dawnym schronie. Nie są śledzeni i kontrolowani na każdym kroku przez RepTek. Chcą nam pomóc.

– Nam? DTekowi? – zapytałem.

– Całemu Polis – odparła dziewczyna.

W ciszy, która zapadła, szum piasku przewalającego się nad nami wydawał mi się szczególnie głośny. Cała ta historia była całkowicie nieprawdopodobna. Osada tak blisko Miasta, poza kontrolą firmy. Enklawa, właściwie utopia. Do tego zamieszkana przez altruistów, którzy chcą przyjść z pomocą uciśnionym sąsiadom. Trochę to wszystko zbyt piękne. Nawet kwestie techniczne brzmiały jak fantastyka. Zabójcza aktywność słońca wykluczała możliwość łączności bezprzewodowej już na krótkich dystansach, co dopiero na odległość dzielącą Miasto i Górę. Siła anteny nadawczej niczego tu nie zmieniała, poza tym stary terminal mógł być wyposażony co najwyżej w kilkunastocentymetrowej średnicy talerzyk z czasów, kiedy jeszcze próbowano komunikacji bez drutów.

– Nie obraźcie się, ale to wszystko jakaś bzdura – rzuciłem.

– Możemy ci to udowodnić. – Gart wzruszył ramionami. – Jak tylko ucichnie burza. Powinni wtedy nadać sygnał.

– Sami nie możecie się z nimi skontaktować?

– Nie, nawiązanie połączenia musi wyjść od nich – odparł skrzypek. – Zwykle robią to dość regularnie, myślę, że spróbują między frontami.

– Słuchajcie, zdajecie sobie sprawę, że to może być ściema? – upewniłem się. – Ktoś z Polis, może nawet z firmy, bawi się z wami w kotka i myszkę? Czeka, aż powiecie za dużo, żeby was złapać?

– Nie ma takiej opcji – odparła Nikthi zdecydowanie. – Już od dawna wiedzą o nas właściwie wszystko. Wiele razy nam pomagali, podsyłali użyteczne kody. Bez nich nie zaszlibyśmy tak daleko.

Skinąłem głową, choć nie byłem do końca przekonany.

– Cóż, pozostaje czekać, aż przestanie wiać, i wasi przyjaciele ukryci pod Górą wybiorą numer. Wtedy wyślemy im analizę i zobaczymy, czy będą w stanie pomóc. – Osobiście nie bardzo w to wierzyłem na zbyt wielu poziomach. W Enklawę, w możliwość uzyskania od nich pomocy. Z drugiej strony nie zaszkodzi spróbować. Ostatnie dni pokazały dość dobitnie, że życie potrafi zaskoczyć.

– Z tym czekaniem to tak nie do końca. – Na twarzy Garta zagościł szelmowski uśmieszek. – Mam pomysł, jak wykorzystać burzę... i twojego cyfraka.

Wiedziałem, co powie, zanim jeszcze zaczął, nie wiedziałem za to, co ja odpowiem. Pewnie dlatego pozwoliłem mu mówić.

– Wirion miał ogarnąć sprzęt do włamu, Sidth i ja planowaliśmy obejść zabezpieczenia. Cel jest mocno ambitny, jeden z głównych serwerów publicznych. – Chłopak powiódł po nas wzrokiem. – Wiem, już to robiliśmy, tyle że tym razem chcę dostać się głębiej. Sprawdzić plany aktualizacji osobistego softu, ściągnąć betę, jeśli ją znajdę. Muszę potwierdzić, czy RepTek planuje Aktualizację 2.0.

– Kurwa, stary, to faktycznie dość ambitnie – odezwał się milczący dotąd Sidth. – Nawet z dobrym kompem będzie bardzo ciężko. Szyfrowanie asymetryczne, zmienne hasła, odporne bramki...

– Tak się składa, że mamy całkiem mocnego łamacza. – Gart wymownie spojrzał na mnie.

Widziałem, że Telsi i Nikthi chcą zaprotestować, więc odparłem szybko:

– Zgadzam się.

Cyfrak - img_7

Jeszcze nigdy nie miałem nadziei, że burza potrwa trochę dłużej. Wraz z Wirionem pracowaliśmy w pocie czoła. Chcieliśmy nie tylko skończyć projekt supermocnej maszyny, ale także zabezpieczyć ją tak, żeby cyfrak nie usmażył obwodów w kilka sekund. Zmieniła się cała koncepcja włamu. Obecny plan zakładał, że hakerzy podłączą się do systemu, a gdy trafią na pierwsze mocniejsze zabezpieczenie, podpinam się ja. Wtedy komputer, który złożymy, ma zamienić się wyłącznie w bramkę dostępu, a przez nią cyfrak wpadnie do środka. Moc obliczeniowa tego urządzenia miała być na tyle wysoka, żeby stwór nie wykorzystał mojego układu nerwowego jako biokomputera. Dodatkowo Telsi planowała podać mi adrenalinę, która uniemożliwi utratę przytomności i być może pozwoli na jakiekolwiek kierowanie cyfrakiem. Oczywiście wszystko to były jedynie teorie i przypuszczenia.

W dużej sali Gart i Sidth przygotowywali zapasowe komputery, czyścili dyski i wyczyniali rozmaite cyfrowe czary. Telsi kazała Marbelowi zatargać tam MedBota, na wypadek gdyby „ten durny plan poszedł się kochać”. Wreszcie, po kilku godzinach wytężonej pracy, wszystko było gotowe.

Członkowie DTeku sprawdzali konsole, wszystkie wtyczki (oprócz tej przeznaczonej dla mnie) tkwiły już w swoich gniazdkach.

– Skąd w ogóle wiesz, że znajdziesz cokolwiek na tym serwerze? – Nikthi była sceptyczna, nawet kiedy cała instalacja w kwaterze głównej była już gotowa. – Przecież mogli nie wypuścić żadnej bety i trzymać wszystko na wewnętrznych maszynach firmy.

– Na to też jestem przygotowany – burknął skrzypek pod nosem, ale to nie zmyliło jego siostry.

– Przygotowany? – Spojrzała na niego czujnie. – Możesz sprecyzować?

– Jeśli na tym serwerze nic nie znajdę, spróbujemy nieco głębiej – odparł, nie patrząc w jej stronę.

– Gart! – krzyknęła. – Tego nie było w planie, to niebezpieczne i niewykonalne! Nawet nie wiesz, czy publiczny serwer ma stałe połączenie z komputerami korporacji!

– Fakt, nie wiem. Za to on wie. – Wskazał na mnie. – Jak widzisz, nie protestuje.

– Wiem – potwierdziłem. – Serwery publiczne nie są na stałe wpięte w wewnętrzną sieć firmy.

– No widzisz, mówiłam, że...

– Oprócz wyjątkowych sytuacji, takich jak burza – dodałem. – Wtedy ruch jest zbyt duży, więc w obawie przed kolejną awarią RepTek udostępnia część mocy obliczeniowej i przepustowości. – Słysząc te słowa, Gart uśmiechnął się tryumfalnie, więc postanowiłem sprowadzić go na ziemię: – Jednak na tych połączeniach zabezpieczenia nie będą słabsze ze względu na obciążenie.

– Czegoś tu, kurwa, nie rozumiem – do rozmowy włączył się Sidth. – Chuj wie czy w ogóle będzie trzeba wbijać tak głęboko. Może te dane, razem z jakąś betą tej jebanej aktualizacji, będą już na publicznym serwerze? Przecież firma musi przygotowywać jakoś dystrybucję, odciążać wewnętrzne zasoby. Wpierdolmy się tam najpierw, potem zobaczymy, co dalej.

Usta Marbela rozciągnęły się w szerokim uśmiechu na takie nagromadzenie przekleństw. Telsi nie wiedzieć czemu zgromiła osiłka wzrokiem.

43
{"b":"933176","o":1}