– Fakt, trafiłem w sam środek piekła. – Od odpowiedzi na niewygodne pytanie uratował mnie skrzypek, który właśnie do nas dołączył.
Na złamanym nadgarstku miał świeży opatrunek, założony bardziej profesjonalnie niż wcześniejsza opaska.
– Potem uciekaliśmy, właściwie do teraz – Gart przejął opowieść. – Szliśmy dużym łukiem przez Przymurze, żeby uniknąć monitoringu, było tam trochę nerwowo, ale zawarliśmy nowe znajomości. Spotkaliśmy takiego jednego dziwaka, nazywa się Majster.
– Tylko potem, przy furtce do Industrialnej, ja... – Skrzypek gwałtownie stracił dobry humor.
– Mieliśmy mały wypadek – zbagatelizowałem sprawę. – Uruchomiłem archaiczny multiterminal, Gart włamał się do sieci.
– Chciałeś wykorzystać regułę bliskości? – dopytał Sidth.
– Chciał i to zrobił. Tyle tylko, że potem poszło jakieś spięcie i karabin strażników oszalał. Obaj zginęli.
Zapadła niezręczna cisza.
– To był wypadek – powiedziała Nikthi po chwili. – Ta metoda jest zawodna, a do tego użyliście jakiegoś złomu. Nie zadręczaj się tym, Gart.
Chłopak zacisnął tylko zęby i pokiwał głową. Jeszcze trochę zajmie mu oswojenie się z myślą, że przyczynił się do śmierci dwóch ludzi.
– Chodź, starszy techniku, muszę cię zbadać.
Telsi położyła mi rękę na ramieniu.
Było w tym geście coś stanowczego, ale nie agresywnego. Po prostu wyćwiczony sygnał mówiący, że nie przyjmie odmowy.
– Zapraszam. – Niemal wepchnęła mnie przez drzwi do jakiegoś ciemnego pomieszczenia.
Gdy rozbłysło światło, pokiwałem głową z uznaniem. Spodziewałem się brudnej kozetki, odrapanej szafki na leki i archaicznego sterylizatora.
Łóżko wyglądało wprawdzie na dość stare, ale było nakryte czystym prześcieradłem. Za to stojący obok niego kombajn operacyjno-diagnostyczny z pewnością stary nie był. Takiego sprzętu używano w klinikach RepTeku, na dodatek raczej w tych lepszych. Moja zakładowa przychodnia miała podobny model.
– MedBot 1500 – powiedziała Telsi, widząc, że się przyglądam. – Wyposażony w rentgen, USG, szybki analizator biochemiczny, nieduży tomograf pozytonowy i dwa mechaniczne ramiona zabiegowe.
– Jest sens pytać, jak go zdobyliście?
– Kiedyś może ci o tym opowiem. Kładź się.
Zwykle w takich sytuacjach przychodzi mi do głowy żart, że niby najpierw chociaż postaw mi kawę, ale w przypadku Telsi zabrzmiałoby to jakoś głupio. Miała łagodne, ale stanowcze spojrzenie kobiety, która widziała już naprawdę wiele. Być może więcej, niż powinna. Szczeniacki dowcip uwiązł mi w gardle, bez gadania spełniłem polecenie.
Zapatrzyłem się w poszarzały sufit piwnicy. Dopiero teraz poczułem, jak bardzo jestem zmęczony. Jak to się właściwie stało, że nie leżę teraz w swoim lofcie, słuchając klasycznego Depeche Mode i sącząc imitujący piwo napój z soi? Pomyśleć tylko, że zdarzało mi się na to wszystko narzekać...
– Nikthi mówiła, że ciekł ci port? – Nie byłem pewny, czy to pytanie, czy stwierdzenie.
– Tak, ale mam już nową instalację – odparłem.
– Nielegalną. – Telsi przyjrzała mi się uważniej. – Szybko się uwinąłeś.
Lekarka zaczęła dobierać odpowiednią wtyczkę.
– Wolałbym, żebyś mnie nie podpinała – powiedziałem jej, zanim jeszcze odnalazła odpowiedni rozmiar. – Wszczepy są świeże, jeszcze nie wszystko mam skonfigurowane. Możesz pobrać biopróbkę?
Właściwie nie kłamałem. Interfejs wymagał kalibracji, nie kontrolowałem wszystkich funkcji wszczepów, nie zdążyłem nawet spersonalizować systemu. Tyle że nie o to chodziło. Gdzieś tam, w środku, w zwojach nanokabli, między mikroimplantami, na stykach sztucznych synaps, czaił się cyfrak. Choć to niemożliwe, bo po pierwsze one nie wnikały w ludzkie wszczepy, a do tego całą instalację miałem nową. Tyle że on chyba o tym nie wiedział, bo po prostu tam był. Nie wyglądało na to, by Telsi kupiła moją argumentację. Właściwie byłem pewny, że raczej ciężko ją oszukać, jakby po latach pracy z MedBotami sama nabrała specyficznych umiejętności diagnostycznych.
– Daj rękę.
Szybko wprowadziła na klawiaturze kilka komend. Jedno z ramion medycznego bota ożyło z cichym szumem serwomechanizmów. Mechaniczny nadgarstek obrócił się kilkakrotnie, jakby rozgrzewając się, wysunął cienką igłę.
Gwałtowna fala paniki błyskawicznie przeradzającej się we wściekłość zmywa moją świadomość, ciskając ją gdzieś na krawędź jaźni. Oczy przysłania czerwona mgła, zupełnie jak wtedy, gdy męczyły mnie migreny leczone wtyczkami szamana, tyle że teraz jest gęsta i ciemna jak krew. Słyszę krzyk, rozdzierający uszy, zwierzęcy skowyt. Tracę kontrolę nad ciałem, widzę, jak moja ręka wypryskuje w stronę białego ramienia robota i łapie go za pokryty gumą przegub. Ktoś wpada do pomieszczenia, ostatnie, co widzę, to wielka pięść lecąca ku mojej twarzy. Potem gaśnie światło.
– ...te pasy? Widziałaś, co zrobił z botem?
Dźwięki przenikały do powoli budzącej się świadomości, niechętnie składając się w słowa i zdania. Odzyskiwałem przytomność oraz – co gorsza – pamięć o moich niedawnych wyczynach. Co we mnie wstąpiło? Aż wstyd mi było otworzyć oczy.
– Witamy wśród żywych – mruknęła Telsi, kiedy w końcu zdecydowałem się to zrobić.
Leżałem na kozetce w improwizowanym laboratorium, nade mną pochylali się wszyscy poznani dotąd członkowie DTeku.
– Jak się czujesz? – zapytała lekarka.
– Dobfshe – wybełkotałem. Cholernie bolała mnie szczęka.
– Tego, no... – zająknął się stojący nieco z tyłu Marbel. – Sorry, że ci przywaliłem, ale...
– Musiał cię jakoś uspokoić – dokończyła za niego Nikthi.
– No, w sumie racja – zgodził się olbrzym.
– Nic ci nie złamał, ale jakiś czas będziesz opuchnięty. – Telsi zbliżyła do moich ust szklankę, upiłem kilka łyków wody z jakąś domieszką. – Możesz mówić?
– Chyba tak.
– Powiesz mi, co się właściwie stało? – Jej chłodne spojrzenie zdawało się przewiercać mnie na wylot.
– Nie jestem pewny. Nagle jakby... spanikowałem.
– Raczej się wściekłeś. Zdarzało ci się wcześniej coś takiego?
– Nie, nigdy.
Pokiwała głową, wciąż uważnie mi się przyglądając. Namyślała się chwilę, po czym westchnęła ciężko.
– Czy Kabel dał ci jakieś leki? Po tym, jak wszczepił ci nową instalację?
– Nie, nie zdążył – odparłem.
– Do tego od czasu operacji właściwie nie spałeś?
– Zgadza się.
– To wiele wyjaśnia.
Spojrzałem na nią zdziwiony.
– Widziałam już kiedyś coś podobnego. Może nie w takiej skali, ale...
– Telsi, po kolei – poprosiła Nikthi, która cały czas wpatrywała się we mnie zmartwionym wzrokiem.
– Wszczepy, zwłaszcza tak rozległe, to spora ingerencja, nie tylko w obrębie tkanek, w których się znajdują, ale także, a może przed wszystkim, w układ nerwowy. Dlatego zawsze po zabiegu podaje się leki, które nieco spowalniają interakcję między organizmem a instalacją – wyjaśniała medyczka rzeczowym tonem. – Swoiste inhibitory, dzięki którym integracja zachodzi stopniowo. W przypadku Netha nałożyło się kilka czynników. Ciało skażone jeszcze po wycieku z uszkodzonego portu, spora, by nie powiedzieć ogromna instalacja, brak leków i snu, ciężki stres.
– Czyli to normalne? – upewniłem się.
– Ochujałeś? – Bujna przeszłość, o którą ją podejrzewałem, dała o sobie znać. Ludzie z MedCoru to twarde sztuki. – Nigdy w życiu. To skrajne ekstremum, nie jestem pewna, jak twój organizm to wytrzymał. Cud, że jeszcze oddychasz.
– Aha... – wykazałem się elokwencją.
– Podałam ci inhibitor, ale skoro nie brałeś nic wcześniej, zaraz podwoję dawkę. Czy przestraszyłeś się igły? Masz z tym problemy?
– Nie, raczej nie. – Nie skończyłem jeszcze zdania, gdy w jej ręku pojawiła się strzykawka, którą bezceremonialnie dźgnęła mnie w ramię.
– To świetnie – uznała, wyjmując igłę. – Intryguje mnie jeszcze jedno. Gdy Marbel fachowo cię uśpił, pobrałam biopróbkę i przepuściłam przez MedBota. Po wszystkim, co przeszedłeś, we krwi powinny zostać ślady. Samo skażenie z uszkodzonego portu można bez problemu wykryć nawet trzy miesiące po usunięciu usterki. Ty natomiast masz wyniki, jakbyś przez ostatni tydzień zdrowo się odżywiał, dużo spał i regularnie ćwiczył. Potrafisz to wyjaśnić?