Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Oczywiście, przecież to korporacja! – Zarechotałem mimo woli. – Knucie mają pewnie zapisane w statucie.

– Neth, zrozum, tym razem nie chodzi o reklamy podprogowe, propagandę sukcesu zaszczepianą przy korzystaniu z multiterminali czy inwigilację mieszkańców! – Dziewczyna chyba zaczynała tracić cierpliwość. – Oni chcą pełnej kontroli. Sądzimy, że planują przeprogramowanie mikroimplantów, które mamy, tak by zamienić je w sterowniki behawiorystyczne.

– Zdalnie sterowani ludzie... – Moje myśli płynęły powoli, czaszkę zdawał się wypełniać kłąb waty.

Nie byłem w stanie zastanowić się nad jej słowami, mimo to miałem wrażenie, że mówi z sensem.

– Całkowite ubezwłasnowolnienie prowadzące do władzy absolutnej – potwierdziła Nikthi. – Nie możemy im na to pozwolić.

– To chyba nie jest moja sprawa – wymamrotałem drętwiejącymi wargami. – Jestem tylko technikiem.

Wciąż podłączony do uszkodzonego portu laptop zapiszczał kilkakrotnie. Dziewczyna przebiegła palcami po klawiaturze i w zamyśleniu przygryzła wargę.

– Gart, popatrz na to – powiedziała dziwnym tonem.

– Czy to jest...?

– Tak. Ale to przecież niemożliwe.

– Pewnie jakiś błąd. Szczątkowa sygnatura albo...

Cyfrak - img_7

– Neth, słyszysz mnie? – Głosowi Wiz.una, który brutalnie stłumił odgłosy lasu, towarzyszył blask świecącej mi prosto w oczy latarki.

– Daj mi spać... – mruknąłem, czując, jak błoga nieświadomość blaknie bezpowrotnie.

– Wystarczy ci już – odparł mój dręczyciel. – Twojego stanu nie da się poprawić w ten sposób.

Wcześniejsze wydarzenia wróciły do mnie z prędkością pędzącej kuli, błyskawicznie przeganiając resztki snu. Przypomniałem sobie, kim są ci dziwni ludzie przy moim łóżku, dlaczego tu leżę i że prawdopodobnie wkrótce umrę.

– Dasz radę wstać? – zapytała Nikthi.

– Chyba tak. – Od razu postanowiłem to sprawdzić.

Usiadłem na łóżku i potrząsnąłem głową. Czułem się lepiej niż wcześniej, ale wciąż bez rewelacji.

– Kiedy spałeś, podałem ci coś na wzmocnienie – wyjaśnił Wiz.un. – Ciało powinno się regenerować, wkrótce wrócą ci siły.

– Oczywiście na bieżąco będzie mnie wykańczał cieknący port – rzuciłem zgryźliwie. – Masz pojęcie, w co ty mnie właściwie wpakowałeś? Albo czekaj, opierdolę cię później, odpowiesz też na kilka pytań. Potrzebuję chwili spokoju – dodałem i ruszyłem do łazienki.

Należało szybko doprowadzić się do porządku. Najpierw wyciągnę od Wiz.una, dlaczego kłamał w sprawie dysków. Potem, jeśli będzie trzeba, trochę go postraszę i wykorzystam, żeby pomógł mi z Kablem. Nie wiedziałem, ile dokładnie rzeźnik policzy sobie za naprawę bałaganu, jakim obecnie były moje porty i implanty, ale szaman pomoże mi wynegocjować dobry rabat. Jeśli chodzi o Nikthi i Garta, nie chciałem mieć z nimi nic wspólnego. Po pierwsze, skąd wiedzieli, że RepTek planował całkowite przejęcie kontroli nad ludźmi? Planowali coś na podstawie niesprawdzonych informacji. Po drugie, nawet jeśli korporacja miała jakiś diaboliczny plan, naprawianie świata nie było w moim stylu. Mogłem poczekać i zobaczyć, czy faktycznie firma coś knuje, przygotowując się jednocześnie do obrony. Trzecia sprawa to fakt, że nie bardzo wierzyłem, by grupka domorosłych hakerów i starszy technik byli w stanie powstrzymać konsorcjum władające całym Miastem. Postanowiłem zachować ostrożność w kontaktach z rodzeństwem, lecz jeśli będą mogli mi pomóc, zamierzałem to wykorzystać. A jeśli będzie trzeba, znajdę sposób, żeby ich do siebie zniechęcić.

Korzystając z przypływu energii, umyłem się i ogoliłem dokładnie, nadając sobie bardziej cywilizowany wygląd. Stałem jeszcze chwilę oparty o umywalkę i wpatrywałem się w swoje odbicie w lustrze. Wyjdę z tego, ta awantura mnie nie zabije, upewniałem sam siebie. Poradzę sobie.

Kiedy wyszedłem z łazienki, wolno podszedłem do stołu, po czym jednym szarpnięciem za koszulę postawiłem Wiz.una na nogi.

– Możesz mi teraz powiedzieć, w co ty mnie właściwie, kurwa, wpakowałeś?! – wywrzeszczałem mu w twarz, obryzgując go śliną. – Mówiłeś, że dyski są dla ciebie!

– Ssspokojnie, zaraz ci wszystko wytłumaczę, puść mnie – zająknął się. Gart zerwał się z krzesła, ale siostra powstrzymała go gestem. – Usiądź.

Gniew przygasł równie nagle, jak się pojawił. Działo się ze mną coś dziwnego.

– Reagujesz tak gwałtownie, bo cieknący port zatruwa ci system nerwowy. – Szaman zdawał się czytać w moich myślach. – Neuroprzekaźniki nie działają jak należy, te uszkodzone mikroimplanty też nie pomagają. Do tego dochodzą powikłania po spięciu synaptycznym, które...

– Nie rób mi tu technopsychoanalizy – warknąłem, ale posłusznie usiadłem. – Gadaj, co z dyskami.

Diler westchnął ciężko i przez chwilę patrzył na swoje dłonie.

– Nośniki zaniosłem Linkowi, taką mieliśmy umowę – mówił cichym głosem i nie patrzył mi w oczy.

– Powiedziałeś, że są dla ciebie – przypomniałem mu. – Oszukałeś mnie.

– To niezupełnie tak... Link zagroził, że jeśli nie będę pracował dla nich, zabiją mnie – tłumaczył gorączkowo. – Wcześniej oddawałem im część zysków, normalnie, za ochronę. Potem dowiedzieli się, nad czym pracują Chińczycy. Nowe linie biośrodków, alternatywne wtyczki... Podobno skośni byli już naprawdę zaawansowani, więc Link obawiał się utraty rynku. Zmusił mnie do współpracy. Miałem nadzorować przedsięwzięcie, stworzyć nowe receptury organicznych prochów, ulepszyć kody tych cyfrowych. Szło mi raczej opornie, nie był zadowolony z postępów. A kiedy dostał cynk, że Azjaci nie mogą wejść do swojej placówki, kazał mi to wykorzystać.

– A ty zleciłeś to mnie za marne półtora tysiąca czitów – dokończyłem sarkastycznie.

– Tak. Zrozum, nie wiedziałem, że tak przy tym oberwiesz.

Wiz.un nie powiedział mi całej prawdy, ale pretensje mogłem mieć tylko do siebie. Gdzieś na zewnątrz rozległo się zawodzenie syren obwieszczające zbliżający się cykl zraszania. Spojrzałem w okno, nad RepTek Polis powoli zapadał zmierzch. Wyglądało na to, że przeleżałem w malignie cały dzień. Teraz czułem się już lepiej, choć miałem świadomość, że to stan wywołany farmakologicznie. Znów poczułem wzbierający głęboko gniew, na szamana, na siebie i na te cholerne wyjące syreny.

– Nie martw się, nie zostawię cię tak – zapewnił mnie Wiz.un. – Rozmawiałem już z Kablem, pójdziemy do niego dziś w nocy.

Nie bardzo wierzyłem w jego altruizm, lecz nie miało to większego znaczenia. Tak czy inaczej, musiałem iść do rzeźnika.

– Co możemy zrobić? – do rozmowy włączyła się Nikthi.

– Ten ostatni wirus w multiterminalach to wasze dzieło?

– Tak, podobał ci się? – Po twarzy dziewczyny przemknął cień uśmiechu. – Sama go napisałam.

– Całkiem niezły – przyznałem. – Ciężko go było znaleźć, ale zdradziła cię metoda dystrybucji.

– To ty zwalczyłeś go jako pierwszy? – domyślił się Gart. – Napisałeś instrukcję dla innych techników?

Przytaknąłem, lekko się przy tym uśmiechając.

– Mówiłam ci! – nie wiadomo dlaczego podekscytowała się dziewczyna. – Jak wykryłeś mój kod?

– Użyłaś ciekawego sposobu rozesłania, ale miałaś zbyt mało danych. RepTek przeprowadza aktualizacje w określony sposób, konkretne daty i tak dalej – wyjaśniłem, nie wchodząc w szczegóły.

Hakerka spoważniała i pokiwała głową, jakby notując moje słowa w pamięci.

– Mogliście zwinąć znacznie więcej. Wystarczyło wprowadzić drobne zmiany w kodzie, ale zapewne to wiesz?

– Nie chodziło tylko o pieniądze. – Bezwiednie odgarnęła włosy za ucho. – Chcieliśmy poznać mechanizmy sieci, systemy obronne...

– Siatkę połączeń i szybkość reakcji RepTeku – dokończył za nią brat.

– Z czysto profesjonalnej strony gratuluję. Ten wirus to była koronkowa robota.

– Dzięki! – Nikthi rozpromieniła się.

Westchnąłem. Z tak beztroskim podejściem ktoś ich na pewno złapie, to tylko kwestia czasu. Muszę dopilnować, żeby nic mnie wtedy z nimi nie łączyło.

19
{"b":"933176","o":1}