– Nie określiłbym tego w ten sposób. – Czułem bolesne pulsowanie w czaszce i rwanie w mięśniach całego ciała.
– Wierz mi, gdyby nie chemia, czułbyś się znacznie gorzej – wtrącił Gart.
– Czym mnie właściwie nafaszerowaliście?
– Wyciągiem ze zmodyfikowanej żółtej gąby, fluopleśni i ...
– Dobra, nie kończ – przerwałem jej, ponieważ żołądek właśnie podjechał mi do gardła z zamiarem wywrócenia się na lewą stronę. – Jak bardzo jest źle?
Dziewczyna westchnęła ciężko i szybkimi ruchami wprowadziła ciąg komend na klawiaturze laptopa. Pokręciła głową, jakby nie zgadzała się z wypluwanymi przez urządzenie danymi.
– Kiepsko. Cyfral usmażył ci niestandardowy port, to z niego poszło spięcie – powiedziała, gdy wreszcie oderwała wzrok od ekranu. – Niestety, przy okazji oberwało się niektórym mikroimplantom, które są wspólne dla legalnego i nielegalnego złącza.
– Kabel przy instalacji zrobił naprawdę koronkową robotę. Tak połączyć dwa systemy, skuteczne, a do tego właściwie niewykrywalne. Musiało cię to sporo kosztować – Gart wyraził swoje uznanie. – Szkoda tylko, że to tak wrażliwy układ. Fakt, wtyczki muszą działać na ciebie lepiej, ale to rozwiązanie nie jest zbyt wytrzymałe na przeciążenia.
– Zaraz, zaraz... – Otumaniony mózg wolno przyswajał informacje. – Cyfral?
– Tak je nazywamy – wyjaśniła Nikthi. – Cyfrowe byty, nie udawaj, że nie wiesz, o co chodzi.
– Cyfraki.
– Cyfrale, cyfraki, wszystko jedno. – Chłopak machnął ręką.
– Które mikroimplanty? – wróciłem do głównego problemu.
– Przede wszystkim te w korze, do tego jeden w rdzeniu i dwa obwodowe – wyrzuciła z siebie jednym tchem.
– Kurwa. – Chyba znalazłem swoje ulubione słowo. – Kurwa, kurwa, kurwa.
Gart chrząknął znacząco, dziewczyna spuściła na chwilę wzrok. Wszystko, co powiedziała, oznaczało dla mnie spore problemy. Legalny port działał, ale instalacja w ciele była uszkodzona, więc nie miałem możliwości połączenia się z najprostszym terminalem. Właściwie połączyć się mogłem, ale o dwukierunkowej komunikacji czy sterowaniu nie mogło być mowy. Naprawa tego w centrum implantologii RepTeku wywoła lawinę pytań, no i oczywiście znajdą moje nielegalne złącze. Dodatkowo zrobią mi bardzo dokładne badania mózgu, a nie standardowe jak przy pierwszym wszczepie. Odkryją zmiany w przesyle impulsów, czy inne cholerstwo pozwalające mi na kontakt oraz walkę z cyfrakami, i oznaczą jako mutanta. Będę miał szczęście, jeśli zostawią mnie przy życiu, zamiast skierować do utylizacji ze względu na odchyłki od normy.
– To jeszcze nie wszystko. – Głos Nikthi był bardzo cichy. – Legalny port też oberwał, nie wiem, jak to się stało. Działa, ale sączy.
Zamknąłem oczy, żeby przetrawić tę informację. Cieknący port wpuszczał impulsy wprost do mojego systemu nerwowego, powoli go zatruwając. Nawet gdy nie był podłączony do żadnego urządzenia, przeciekał, siejąc szczątki danych i losowe błędy. To mogło spowodować naprawdę spore nieprzyjemności. Drgawki, utrata kontroli nad ciałem, szaleństwo, gwałtowne mutacje i śmierć. Parada atrakcji z jedynym możliwym finałem.
– Kim wy właściwie jesteście? – zapytałem po kilku minutach, żeby zmienić temat. – Gdzie jest Wiz.un?
– Obserwujemy cię od dłuższego czasu – zaczęła Nikthi. – Wiemy o twoich zdolnościach. Niektórzy z nas mają podobne.
– Nas?
– Jesteśmy członkami niedużej grupy ludzi, którzy patrzą na ręce RepTekowi – wyjaśniła, jakby nieco zmieszana. – Nazywamy się DTek.
– To coś znaczy?
– Nie, po prostu uznaliśmy, że nieźle brzmi – odparł chłopak.
– Świetnie, domorośli hakerzy – skwitowałem.
– Trochę grzeczniej, próbujemy uratować ci życie! – warknął Gart.
– Fakt, trochę hakujemy, ale nie tylko – powiedziała dziewczyna pojednawczym tonem. – Badamy cyfrale, staramy się je zrozumieć.
– Tak trafiliście do Wiz.una – domyśliłem się. – On ma tę samą szajbę.
– Szaman nie jest z nami, ale czasem pomaga, ma sporo kontaktów. Niektórzy z nas widzą cyfrowe byty, ale nikt nie umie z nimi walczyć tak jak ty – Nikthi odezwała się, zanim jej brat zdążył mi odpyskować. – Zresztą nie chcemy ich zabijać, uważamy, że są nieszkodliwe. Gromadzą dane i to wszystko.
– Nie widziałaś tego, co ja – mruknąłem, wspominając rogatego cyfraka i personel laboratorium Chińczyków rozstrzelany przez sprzęt, którym stwór zawładnął.
Gdzieś obok łóżka rozległ się cichy brzęczyk. Hakerka uciszyła go i sięgnęła do kieszeni spodni.
– Wiz.un kazał ci to podać o konkretnej godzinie – powiedziała, kładąc mi na dłoni niedużą szarawą pigułkę w foliowym woreczku.
– Co to jest? – Nie zamierzałem w ciemno łykać jakiegoś świństwa.
– Biośrodek. Objawy, które odczuwasz, będą się nasilać. Uwierz mi, widziałam już kiedyś coś bardzo podobnego – oznajmiła z poważną miną. – Ta tabletka ci pomoże. Tymczasowo.
Podniosłem torebkę do oczu i przyjrzałem się pastylce. Dotarła do mnie absurdalność całej sytuacji. Leżę w swoim mieszkaniu i właśnie dowiedziałem się, że wkrótce mogę umrzeć. Jestem tak chory, że nie daję rady się ruszyć. Rozmawiam z dwójką obcych ludzi (którzy podobno mnie śledzili) na temat ich przestępczej działalności. Mój diler, zleceniodawca i autor całego tego bałaganu, wpuścił ich tutaj, po czym gdzieś przepadł, zostawiając mi tylko bliżej niezidentyfikowany medykament, zrobiony zapewne z jakiegoś świństwa.
– Holortęć, wyciąg z fluopleśni... – zaczął Gart, widząc, że przyglądam się biośrodkowi, ale zamilkł, gdy uniosłem rękę.
Wolałem nie wiedzieć, co w tym jest. Stwierdziłem, że nie mam innego wyjścia, i łyknąłem gorzkawą tabletkę. Chłopak domyślnie przyniósł mi wodę do popicia.
– Wiz.un poszedł spotkać się z Linkiem – powiedziała Nikthi. – Wziął dyski, które przyniosłeś z laboratorium.
– Co?! – Sekundę później przypomniałem sobie fragment dialogu usłyszany w delirycznym śnie. – Kojarzę, zrobiliście kopie.
– Tak.
– A to dwulicowy sukinsyn... – Pokręciłem głową z niedowierzaniem. – Mówił, że chce te dyski dla siebie.
Moi nowi znajomi popatrzyli na siebie zmieszani. Widać im szaman powiedział całkiem co innego. Trzeba go będzie przycisnąć, jak tylko się zjawi. Pytanie tylko jak, skoro w tej chwili mogłem pokonać najwyżej grawitację, unosząc nieco głowę.
– Miał też skontaktować się z Kablem – odezwała się dziewczyna po chwili niezręcznej ciszy. – Trzeba cię jakoś połatać.
– Jasne, dobry diler martwi się o klienta – mruknąłem z przekąsem. – A jaki wy macie w tym interes? – zadałem pytanie, które nurtowało mnie już od jakiegoś czasu. – Dlaczego mi pomagacie?
– Masz dostęp do firmy. Możesz uzyskać utajnione informacje. Zamierzaliśmy skontaktować się z tobą, nie przewidzieliśmy tylko twojego... wypadku.
Domyśliłem się, dokąd zmierza ta dyskusja. Już od pierwszych dni w RepTeku powtarzali nam, jak niebezpieczne jest szpiegostwo przemysłowe. Koncern ostrzegał przed zdradzaniem szczegółów dotyczących pracy, obiecywał też wysokie nagrody dla tych, którzy zgłoszą realną próbę wyłudzenia ich. Nie dziwiło mnie to. Szczypta paranoi jeszcze nigdy nie zaszkodziła wielkim korporacjom.
– Czyli chcieliście, żebym dla was szpiegował? – zapytałem wprost. – Czyli właściwie dla kogo? Kto wam płaci?
– To nie tak – odparła Nikthi szybko. – Właściwie to zależy nam na danych, ale nikt nam nie płaci.
– Czyli na pewno macie jakiś wspaniały, szczytny cel – zakpiłem.
Tabletka, którą wziąłem, chyba zaczynała działać. Wszystko wydawało mi się lekko nierealne i trochę zabawne. Dwójka domorosłych hakerów, kolorowe włosy dziewczyny, poważna mina jej brata. Miałem wrażenie, że łóżko faluje delikatnie pode mną, i było to całkiem przyjemne uczucie. Zabawę psuła nieco świadomość, że mój osobisty port sączy we mnie truciznę, uszkodzone implanty nie działają i jeśli szybko czegoś z tym nie zrobię, czeka mnie śmierć.
– Mówiłem ci, szkoda na niego czasu – prychnął Gart.
– Powiedziałam ci wcześniej, że patrzymy RepTekowi na ręce. – Moja ironia najwyraźniej nie zraziła jego siostry. – Jesteśmy pewni, że knują coś niedobrego.