Литмир - Электронная Библиотека

Zaraza - jak płomień polewany wodą – skwiercząc gasła i umykała… Wreszcie zanikła. Inkwizycja rozwinęła swe skrzydła szeroko i ojcowsko, a Regent mimo sędziwego wieku mógł w swoim ażurowym donżonie cieszyć się wszystkimi przyjemnościami doczesności. Nadal pławiono czarownice w proporcjach potrzebnych do podtrzymywania żaru ludzkich dusz. I średniowiecze trwało w najlepsze.

Atoli pewnego dnia na pokoje Jego Wysokości wpadł kuśtykający Inkwizytor (podagra uczyniła znaczne postępy). Twarz dominikanina przysłaniała chmura niepokoju. Opadł na ławę i dopiero po wypiciu płynu rzeźwiącego wykrztusił:

– Zaraza!

Regent popatrzył z niedowierzaniem, a w jego umyśle zrodziło się podejrzenie, że na starość Jego Eminencja zwariował.

– Ależ, drogi Ojcze, przecież dzięki twej roztropności od dawna nie boimy się żadnych zaraz.

– Niestety, musi to być jakaś odmiana poprzedniej. Znów na twarzach coraz liczniejszych poddanych pojawiają się wyrzuty.

Władca roześmiał się.

– I co z tego? Choćby się pojawiły u wszystkich, któż może je odczytać?

Inkwizytor przez moment bezdźwięcznie poruszał ustami, a gdy śmiech suwerena ucichł ostatecznie, rzekł:

– Tym razem jest to pismo obrazkowe, Wasza Regencka Mość.

11
{"b":"89178","o":1}