I to wszystko, profesorze HSP. Nie muszę dodawać, że wraz z kotem spokojnie wylądowałem w szafie. Nie spadł mi nawet włos z głowy, jedynie Alinka narzekała, że nie pomagam jej w porządkach, tylko bawię się w chowanego. Książkę pozostawiłem w takim stanie, w jakim była. Więcej pomysłów nie mam.
Czasami mam ochotę znów zajrzeć do szafy. Może dzięki przedśmiertnemu impulsowi Andrzeja świat Amirandy nie przepadł całkowicie. Może w jakimś stopniu żyje we mnie. I odradza się już po kataklizmie. Brak mi jednak odwagi, żeby sprawdzić. Może kiedyś, później…
Ale do rzeczy. Jeśli mogę mieć do pana profesora jeszcze jedną prośbę, to proszę o list albo nawet telefon do mojej żony. Wspomniałem panu o kotku, małym, czarnym kotku uratowanym z ginącego świata. Zwierzątko świetnie się u nas zadomowiło. Było miłe i wierne, godzinami potrafiło towarzyszyć mi w pracy. Aż któregoś wieczora, gdy czochrało swym łebkiem moją brodę, przyszła mi chętka i ucałowałem zimny nosek i różowy pyszczek. A potem… może się pan domyślić. W parę sekund kotek zmienił się w tę czarownicę Miriam. Była naga. Oplotła mnie namiętnym uściskiem i zaczęła całować. A potem nadeszła z kuchni żona. I sam pan rozumie…
Drogi HSP, błagam, niech pan wytłumaczy, że nie ma w tym żadnej mojej winy, a cała historia jest absolutnie możliwa i prawdziwa.
Z dozgonnymi wyrazami szacunku
Autor