Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Pomocnik gospodarza postawił na małym koślawym stoliku tacę z mięsem, owocami i mały garnek z gorzałką. Achaja rzuciła się na łóżko. Oparła jedną nogę o ścianę drugą podciągnęła pod siebie, by oprzeć na niej teczkę z papierami. Wypiła kubek wódki, zagryzła jabłkiem i zaczęła przeglądać zawartość teczki.

Pierwszy raport był po prostu zestawieniem dostępnych w piśmiennictwie opisów Wielkiego Lasu. Z reguły określano go jako niezmierzoną knieję położoną w nieprzebytej, ogromnej dolinie pomiędzy górami. W dolinie zawsze panowała mgła, było wilgotno i chłodno. Nikt nie wiedział, jak wielki jest Wielki Las. Wiedziano natomiast, że po drugiej stronie istniało królestwo Chorych Ludzi. Żadnej z kupieckich ekspedycji nie udało się przebyć kniei. Żadna nie wróciła. Chorzy Ludzie również usiłowali się przedostać od swojej strony, z równie niezadowalającym skutkiem. W lesie mieszkały potwory. Opisywano je jako wielkie smoki, olbrzymy, demony, karły z rogami i ogonami, wielkie owady, malutkie mrówki atakujące zewsząd odważnych podróżnych i zjadających całe ciało w czasie krótszym niż oddech… Autorzy nie mieli więc pojęcia o charakterze potworów z Lasu.

Drugi raport stanowił analizę ekonomiczną królestwa Chorych Ludzi. Był to kraj otoczony górami, pozbawiony dostępu do morza i, tak jak Arkach, bez dostępu do spławnych rzek. Chorzy Ludzie produkowali jednak wspaniałe wyroby, abstrahując nawet od ich broni, poznali sztukę wytwarzania niesamowicie odpornej stali, niezwykle dokładnych zegarów, maszyn do nawadniania pól, dźwigów i kołowrotów, których użycie wymagało tylko połowy normalnie potrzebnej siły, rozciągliwych lin, narzędzi. Achaja przebiegła wzrokiem całą listę. Imponujące osiągnięcia. Jednak ceny towarów były wprost niebotyczne. Główną przyczyną był transport. Kraina Chorych Ludzi była praktycznie niedostępna. Z tyłu Góry Bogów, z boku góry dużo mniejsze, ale również nie do przebycia dla ekspedycji handlowych, z przodu Wielki Las. Pozostawała droga do najbliższego morza, wiodąca najpierw przez (najniższe z opisanych dotąd) góry, potem (w miarę obniżania się terenu) przez coraz bardziej tropikalną puszczę zamieszkaną przez dzikie plemiona, aż do pierwszej spławnej rzeki. Koszty i straty ponoszone przy takiej drodze siłą rzeczy windowały ceny towarów do nieprawdopodobnych wręcz wartości. Chorzy Ludzie parokrotnie podejmowali agresywne wojny (choćby zajęcie Hem) ale na dłuższą metę kończyły się one fatalnie z braku jakiejkolwiek realnej łączności z własnym państwem, z braku porządnej floty – jedyne łodzie, którymi dysponowali, musieli każdorazowo sami zbudować po dotarciu do spławnych rzek. Utrzymanie faktorii w puszczy kończyło się źle z powodu zabójczego klimatu i ciągłych ataków piratów, którzy władali morzem i ujściami rzek w tym rejonie. Królestwo najprawdopodobniej dusiło się ekonomicznie i uzyskanie lądowego połączenia z partnerami handlowymi było dla nich priorytetem. Niestety, jedyna możliwa droga lądowa musiałaby biec przez Wielki Las.

Kolejny raport był rzeczową analizą możliwego wyglądu potworów z Wielkiego Lasu. Tym razem nie były to już fantazje autorów kronik. Poszczególne części zawierały opis składu i wyposażenia kolejnych wypraw, z których żadna nie powróciła. Analiza mało warta, ponieważ z powyższych przyczyn nie można było wyciągnąć racjonalnych wniosków co do skuteczności danych formacji. Trudno było się w ten sposób zorientować w taktyce zamieszkujących Las istot. Niemniej kolejne wypalania drzew, które prowadzono intensywnie, aczkolwiek z miernym skutkiem z powodu panującej tam wilgotnej mgły, doprowadziły do pewnego rodzaju konfrontacji. Potwory kilkakrotnie zaatakowały osiedla położone poza Lasem. Achaja przeglądała spisane zeznania nielicznych ocalałych świadków:

„…słyszałem, jak Hene usiłuje skrzesać ogień. Krzesiwo, choć dobre przecie, nie dawało iskier. Słychać było okrzyki i wrzaski mordowanych ludzi. Ktoś strzelił z łuku, ale w kompletnych ciemnościach nie mógł trafić. Wyjrzałem przez okno. Nigdzie, w całej wsi, nie widać było żadnych świateł, nie widziałem nawet światła gwiazd, myślałem, że oślepłem, tak czarno było wokół. Słyszałem, jak Hene wysypywał węgle z pieca, ale te, mimo że chwilę przedtem przecie się paliły, teraz nie miały już żaru. Dusiłem się. Nie mogłem prawie oddychać, czułem jednak jakiś dziwny zapach. Wyskoczyłem z chałupy i zacząłem biec na oślep… Hene też. Biegł, płacząc głośno, potem usłyszałem, że w coś uderzył. Może w ścianę innego domu. Sam też płakałem ze strachu. Wpadłem do strumienia i porwał mnie nurt. Dlatego pewnie żyję. Ocalałem jako jedyny.”

Achaja odłożyła na chwilę papiery. Wypiła trochę wódki i nadgryzła kolejne jabłko. Potem wróciła do lektury.

„…wedle rozkazu strażnica była cały czas zamknięta. Pani porucznik właśnie miała zmienić warty, kiedy poczułyśmy jakiś dziwny zapach. Pochodnie zaczęły gasnąć. Trudno było zaczerpnąć oddech. Ktoś kaszlał, jedna z koleżanek zaczęła się nawet dusić. Nie udało się na powrót rozpalić ognia. Krzesiwa nie dawały iskier. Zajęłyśmy stanowiska przy strzelnicach, ale na zewnątrz było tak ciemno, że nie widziałam nawet światła gwiazd. Koleżanki zaczęły ginąć. Słyszałam, jak ktoś zabija je, wsuwając coś przez otwory strzelnic. Zaczęłyśmy strzelać z kusz na oślep, ale nie wiem, czy w coś trafiłyśmy. Słyszałam, jak pani porucznik wyrzuca węgle z pieca, ale one… przecież się paliły chwilę przedtem… ale teraz były zupełnie bez ognia. Dusiłam się. Ktoś chyba nie mógł wytrzymać. Po omacku otworzył drzwi strażnicy. Coś wpadło do środka. Zapadnia z kolczastą kratą nie zadziałała, a tam były przecież trzy liny, nie sposób przejść po ciemku jak się nie wiedziało, gdzie są. Uruchomiłam kratę ręcznie. Kolce w coś trafiły, słyszałam wyraźnie. Potem ktoś na mnie wpadł. Strzeliłam z kuszy. Nie wiem, czy zabiłam potwora, czy koleżankę. Pani porucznik krzyczała, żeby atakować. Wyjęłam miecz i ciachnęłam na oślep. Trafiłam, ale tym razem na pewno była to koleżanka, bo usłyszałam jej krzyk. Zaczęłam płakać. Kiedy coś zabiło panią porucznik, odrzuciłam miecz. Po omacku odnalazłam sznur od alarmowego dzwonu i wspięłam się po nim na dach – jego dźwięk był przy tym dziwnie zduszony, zupełnie jakbym słyszała go z dużej odległości. Potknęłam się i spadłam z dachu, wprost do zagrody, pomiędzy konie. Mało mnie nie stratowały, ale dzięki temu zamieszaniu potwory mnie nie dopadły. Zdołałam przeskoczyć płot i pobiegłam przed siebie na oślep. Miałam szczęście, bo złamałam nogę dopiero po kilkuset krokach. Żywa doczekałam ranka w krzakach.”

Achaja, patrząc w sufit, dokończyła jabłko. Potem podniosła do oczu kolejny dokument, zatytułowany „Analiza”.

„Mieszkańcy Wielkiego Lasu przeprowadzili trzydzieści siedem ataków na nasze osady, zabijając w sumie pięćset trzydzieści dwie osoby, w tym sześćdziesięciu trzech żołnierzy. Dwie osoby przeżyły: pisarz gminny Fane i chorąży Thenna (ich zeznania w załączeniu). Na podstawie ich słów atak obcych można podzielić na następujące fazy:

1. Pojawia się nienaturalny dym lub mgła o intensywnym, trudnym do określenia zapachu.

2. Nie można skrzesać ognia, gasną pochodnie, wypalają się lub gasną nawet węgle w piecu.

3. Pojawia się silne uczucie duszności, na zewnątrz pomieszczeń nie widać już nawet światła gwiazd.

4. Następuje atak właściwy. Ofiary zabijane są przy użyciu długich, dość tępych narzędzi (najprawdopodobniej mieczy) oraz strzał z utwardzonego drewna z ostrzami niemetalowymi (albo nieznany rodzaj drewna, albo nieznany rodzaj żywicy).

5. Następuje szybka degradacja dowodzenia w atakowanych oddziałach, wybucha panika, nikt nie podejmuje jakichkolwiek skoordynowanych działań obronnych. Przypominamy, że oddział atakowany w strażnicy nie był zwykłą piechotą, ale elitarną jednostką zwiadu. Daje się jednak mimo to wyróżnić:

a) brak jakichkolwiek rozsądnych rozkazów wydawanych przez dowódców (porucznik nie podjęła żadnej próby skupienia ludzi wokół siebie, przecież żołnierze nawet po ciemku mogliby kierować się jej głosem, wydała natomiast bezsensowny rozkaz ataku. Podobnie chorąży Thenna nie podjęła takiej próby, podczas całej akcji nie wydała żadnego rozkazu).

b) brak jakichkolwiek rozsądnych prób wyprowadzenia choć części ludzi spod ostrza ataku.

6. Agresorzy dobijają ostatnie ofiary i podejmują poszukiwania uciekinierów w promieniu jakichś pięćdziesięciu kroków od atakowanych (tam znajdowano ciała ofiar). Jeśli uda się pozostać niezauważonym, to przebiegnięcie kilkuset kroków (Thenna) lub przepłynięcie niecałych stu kroków (Fane) wystarczy, żeby zapewnić sobie bezpieczeństwo, pod warunkiem, że pewien czas leży się nieruchomo w jakiejś kryjówce (krzaki lub zagłębienie koryta potoku).

7. Atakujący przeszukują bardzo pobieżnie zabudowania. Nie zabierają niczego cennego, nie zabierają żadnych przedmiotów, nie zabierają żywności (choć pewne ślady zdają się sugerować, że kuchnie i spiżarnie są dokładnie badane i znika z nich sól).

8. Następuje szybkie wycofanie oddziału biorącego udział w ataku, poprzedzone zatarciem śladów. Zbierają nawet własne strzały – we wszystkich miejscach ataku znaleziono jedynie pięć obcych strzał, wszystkie pięć złamanych.

Wnioski:

– Dym (przypominający mgłę) jest wywoływany sztucznie. Jego podstawowym zadaniem jest zmniejszenie widoczności (aż do zupełnego zaniku) i dezorientacja przeciwnika. Dym najprawdopodobniej ma jakieś działanie odurzające lub oszałamiające. Jednak działanie oszałamiające mija bardzo szybko. Thenna nie była w stanie wydać żadnego rozkazu, jej działanie w pierwszej fazie ataku przypominało działanie dziecka, potem jednak podjęła bardzo rozsądną i udaną próbę ucieczki – warto zwrócić uwagę, że nawet po szoku walki, po upadku z dachu zdołała przedsięwziąć racjonalne i skuteczne działania dla zmylenia pogoni, wywołując panikę wśród koni w zagrodzie.

– Dym nie jest powodem gaśnięcia pochodni, niemożności skrzesania ognia, ani wygasania węgli w piecach. Przeprowadzono doświadczenia, które pozwalają jasno stwierdzić, że można co prawda osiągnąć takie natężenie dymu, które zgasi pochodnie, ale znacznie wcześniej ludzie uduszą się na śmierć. Żaden dym nie powstrzyma iskier z krzesiwa. Żaden też dym nie sprawi, że węgle natychmiast stracą żar (zgasną, owszem, ale nie staną się zimne). Komisji badającej opisywane wypadki udało się tylko w przybliżeniu odtworzyć taki efekt – zrobił to wynajęty czarownik. Jednak nasuwają się w związku z tym następujące uwagi:

52
{"b":"89149","o":1}