Литмир - Электронная Библиотека
A
A

ROZDZIAŁ 6

Meredith szedł przed siebie, nie bardzo wiedząc, dokąd zdąża. Co kilkaset kroków popijał wino z bukłaka kupionego w gospodzie. Kiedy napotkał przydrożną studnię, czerpał wodę i polewał sobie głowę. Skwar był coraz większy, ale to nie on dokuczał czarownikowi. Drgnął, kiedy zza pobliskiego, spalonego przez słońce drzewa wyszedł młody chłopak z tobołkiem uwiązanym na kiju przerzuconym przez ramię.

– Witajcie!

– Wiem już, kim jesteś – mruknął Meredith. – Jesteś martwą istotą nielogiczną.

Chłopak roześmiał się nagle. Rozstawił nogi, schylił się tak, że głowa weszła mu pomiędzy kolana, a potem wygiął kręgosłup jeszcze bardziej w dół. Mógłby już patrzeć na swoje plecy, ale… on pochylał się jeszcze bardziej i… i nagle… przekręcił się jakoś tak, że choć to było niemożliwe, jego głowa znowu znalazła się na szczycie pleców, patrząc wprost, jakby się przenicował. Dalej wyglądał jak normalny człowiek.

– E tam. – Machnął ręką. – Jestem martwy. Jestem nielogiczny. Nie jestem jednak istotą.

– Ja wiem… – usiłował wtrącić czarownik.

– Źleście zapamiętali. Ja jestem samym słowem. Jak każde słowo, jestem martwy, jestem nielogiczny, wszak słowo samo w sobie logiki nie ma. Nie jestem jednak istotą. Naprawdę nie jestem. – Uśmiechnął się sympatycznie. – Taka ze mnie istota jak, nie przymierzając, wasz but, do którego tak chętnie mnie porównujecie.

– Jesteś martwy, jesteś nielogiczny – powtórzył jak echo czarownik. – Jesteś też niemoralny.

– Ano. Tak jak i wasz but. On też moralności nie ma.

– Ja nie w tym sensie. To, że jesteś Zły wiedziałem prawie od początku. Chodzi mi o to, że jesteś niemoralnym wybrykiem natury, czymś, co nie ma prawa istnieć.

Chłopak skrzywił się i tylko machnął ręką.

– Parę słów powiedzieliście i aż dwa błędy zrobiliście. Kiepsko.

Czarownik wzruszył ramionami.

– Niby jakie?

– Ano, jako rzecz martwa nie mogę być Zły, tak jako i wasz but na nodze. Po drugie, natura sama w sobie, razem ze wszystkimi swoimi wybrykami, też nie może być niemoralna. A właściwie powiem inaczej. Ty, jako człowiek, nie jesteś w stanie ocenić „moralności” natury, ponieważ jako jej część nie masz żadnej skali porównawczej. Jaką chcesz miarę stosować do natury? Ludzką? Toż nie ludzie stworzyli naturę. A może chcesz krytykować Bogów? A cóż im możesz przeciwstawić? Jaką masz skalę porównawczą dla boskich uczynków, znaszli innych Bogów, żeby zerknąć: lepsi oni czy gorsi? Masz jakąś hierarchię wartości, którą możesz przeciwstawić boskiej? Nie. Ponieważ jesteś czymś, co Bogowie stworzyli. Nie dla ciebie ich hierarchie i wartości, nie dla ciebie ich skala zdarzeń, ich ocena wypadków. Jesteś jak mrówka rozdeptana sandałem podróżnika, która „pośmiertnie” myśli: „To był dopiero gnój, zabił niewinne stworzenie, które przecież nie zrobiło mu nic złego, niczym mu nie zawiniło i było przecież dobre. To zły człowiek.”. A co pomyślisz ty, jako człowiek, który rozdeptał mrówkę? Jesteś naprawdę zły? Nie. Ty jej w ogóle nie zauważyłeś. Nie chciałeś jej zabić, więc wedle twojej, ludzkiej, skali wartości, nie jesteś złym człowiekiem. Nie spaliłeś specjalnie mrowiska tylko po to, żeby pokazać im swą władzę. Zresztą, nie zrozumiałyby tego. Zabiłeś parę czy paręset mrówek, bo nie wiedziałeś, że są pod twoim butem. I co z tego?

– Właśnie. Co z tego?

– Ano to, że usiłujesz przypisywać Bogom ludzkie przekonania. Skrzywdzili cię, więc są źli. Czy ty naprawdę uważasz, że Bogowie są tak samo inteligentni jak ty? A może nawet, że są głupsi? No tak… ty byś im dopiero pokazał, jak urządzić świat. A nie, to wziąłbyś pałę i porozpędzał to całe boskie tałatajstwo na cztery wiatry. Skoro nie potrafili urządzić świata bez cierpień, bez nienawiści, bez sukinsyństwa.

– Już to kiedyś mówiłeś.

– Owszem. Ale pamiętaj. Bogowie byli o całe niebo bardziej inteligentni od ciebie. Od każdego człowieka na świecie. To byli Bogowie, a nie ludzie.

– I ty mnie o tym przekonujesz? Sługa Zła?

– Owszem. Jesteś dla Bogów tym, czym mrówka dla ciebie. Czy potrafisz wytłumaczyć mrówce, dlaczego ją zabiłeś? Nie. Tak jak i oni nie wytłumaczą tobie, dlaczego cierpisz. Nie wytłumaczysz mrówce zasad gry w karty, a Bogowie nie wytłumaczą tobie, w jaką grę grają ze sobą. Nie poznasz nigdy ani stawki, ani zasad, ani nawet w jaki sposób można kantować. Ponieważ… nie jesteś Bogiem! Jako człowiek możesz jedynie użalać się nad swym losem. Ale nigdy nie sądź, że oni, że Bogowie, to źle urządzili, że ty zrobiłbyś to lepiej. To nie głupcy oszukani przez Sepha. Oni byli miliardy razy bardziej mądrzy niż ty razem z całą wiedzą swojego świata.

Meredith potrząsnął głową. Znowu miał to samo wrażenie… że śni. Oto sługa Zła po raz kolejny przekonywał go, że dobrzy Bogowie mają rację! Że się nie mylą, że nie są głupi.

– Słuchaj – przystanął. – O co ci chodzi? Może byś mi to wreszcie wyjaśnił, co?

– Ano… jak mówiłem. – Chłopak uśmiechnął się perfidnie. – Co powiesz o mrówce, która uzbrojona w potężny miecz zasłoni się przed twoim sandałem, która, walcząc, uniknie śmierci. Czy ona czyni źle? Toż nie zagrozi ani tobie, ani twym braciom. Za mała na to. Ale jeśli będzie walczyć i nie zginie rozdeptana? Czy to jest złe? Nawet jeśli ona nie dysponuje ludzką skalą wartości i nie wie, że ty nie chciałbyś jej zabić, ginie pod butem jeno przez przypadek.

– Nie ja stworzyłem mrówki. Nie mnie oceniać ich dokonania.

– Słusznie! – krzyknął chłopak.

– Dobrze. A jak to się ma do Bogów? I reguł gry, których nigdy nie poznam? Oni stworzyli i mnie, i mrówkę. Chcesz, żebym oceniał mrówkę? Wedle jakich zasad, pytam.

– Oj, mądrzyście. Wiele już zrozumieliście. – Chłopak roześmiał się i był naprawdę sympatyczny. To była rzecz, to była ułuda, to było nic. Ale… odzwierciedlało myśli czegoś znacznie bardziej inteligentnego niż wszyscy ludzie znani Meredithowi. – Ani ludzkich, ani boskich, oczywiście. Ale według waszego ludzkiego rozumu, boście przecież mądrzejsi od mrówki, czy ona, broniąc się przed wami, postępuje źle?

– Nie.

– Właśnie. A nie zna przecież waszej gry ni reguł, ni wreszcie waszej ludzkiej kondycji, która pozwala na zadeptanie przypadkowe mrówki i nikt przez to piętnem zła obarczony nie zostanie. Gdyby jednak mrówka miała odpowiednio wielki miecz i potrafiła nim władać, a przy tym nie stanowiła dla was zagrożenia, to… Bylibyście w stanie przyznać jej fundamentalne prawo do samoobrony przed zadeptaniem, co?

– Owszem. Jeśli wyłoży własne racje.

– Własne racje? Mrówka??? I cóż ona by rzekła człowiekowi? Że nie chce być zadeptana? Toż to i bez niej wiecie. Żadnych racji nie musi mrówka przedkładać, chce żyć, to wiecie i bez niej. A nie przeszkadza wam ta wiedza w zadeptaniu stu mrówek na drodze. Nawet nie zerkniecie na dół.

– I tak właśnie Bogowie czynią z ludźmi?

– Nie, nie, nie, nie… Bogów w to, na razie, nie mieszajmy. Bo byśmy musieli zacząć mówić ich językiem, którego nie zrozumiecie. Bo byśmy byli jak dwaj mędrcy, co swą mądrość chcą przedłożyć mrówce. To się nie uda. Nie zrozumiecie Bogów, a ja jeno jestem w stanie wam pokazać tylko cień, tylko ułudną mgłę ich przemyśleń. Zupełnie tak, jakbym chciał oponować się za racją człowieka wobec mrówki. Tego się nie da zrobić.

– A co się da powiedzieć?

– Właściwie nic. Żeby zrozumieć, musielibyście być Bogiem. – Chłopak zafrasował się nagle. – Pokazywaliście kiedyś cienie na ścianie?

– Co?

– No, wiecie… czasem chłopcy zapalają wieczorem świeczkę i składają dłonie tak, żeby na ścianie ukazały się cienie a to żyrafy, a to słonia, a to królika. Robiliście coś takiego?

– Owszem.

– Więc sami widzicie. Wy wiecie, że to jeno cień dłoni. A co powie mrówka? Toż ona zobaczy tylko cień żyrafy, słonia i królika, jeśli w ogóle zna te pojęcia. Tako i ja mogę wam rzec. Mogę powiedzieć wszystko. Ale dla was to będzie cień na ścianie. Nigdy nie zrozumiecie, że to jeno złożone dłonie przy świeczce.

Meredith podziwiał jego uczciwość. Bogowie mówili, ale nie wyjaśniali. Sługa Zła był uczciwy, wyjaśniał, przyznawał, że pokaże jeno ułudę.

– Mów.

– Ano… Bogowie stworzyli cały świat. Bez nienawiści, jak już mówiłem. Bogowie chcieli dobra. Seph jednak był bardziej inteligentny. Myślał i wymyślił Ziemców. Istoty, które miały to samo dążenie co Bogowie. Tyle że… Ziemcy to zwierzęta. Niezwykle konsekwentne we wszystkim, co czynią. Bogowie chcieli, żeby wszystko, co żyje we wszechświecie, dążyło do dobra. I Seph stworzył takie istoty! Ziemcy mogą dążyć jednie do dobra. Ziemcy, konsekwentnie, z makabryczną zwierzęcą dokładnością dążą do Dobra ostatecznego. I… okazali się najgorszymi potworami, jakie widział wszechświat. Ziemców stworzyłem ja. Martwy przedmiot nielogiczny. Stworzyłem ich jako istoty doskonałe, nie znając jednak ani ludzkich, ani boskich ograniczeń. Zrobiłem to tak dokładnie, jak to tylko rzecz potrafi zrobić. Każdy człowiek, każdy Bóg zawahałby się na moim miejscu. Ja nie! Ja jestem rzeczą. Przedmiotem. Ja to doprowadziłem do końca. To są monstra, które do jednego tylko mogą dążyć: do dobra! Ale nie tak, jak Bogowie. Oni to zrobią naprawdę. Oni to zrobią do samego końca, do samej zatraty, do zera, do ostatecznej zagłady. Czymże bowiem jest dobro? Dobro to szczęście wiekuiste. I oni do niego będą dążyć. Konsekwentnie. Po trupach. Do końca. Bez żadnych hamulców. Bez kompromisów.

– Wiem. To płaczący wojownicy. Wiecznie nieszczęśliwi zdobywcy.

– A tak. To są wiecznie nieszczęśliwi, płaczący zdobywcy… Taka właśnie okazała się recepta Bogów na istoty doskonałe. To są najstraszniejsze potwory, jakie świat widział, to zwierzęta obdarzone rozumem, to… to jest ostateczna zagłada na polu łez. To są perfekcyjne w zabijaniu, żrące wszystko, co popadnie, nawet samych siebie, anioły śmierci, które nie cofną się przed żadnym świństwem, byleby tylko dojść do swego celu: dobra ostatecznego. To są Ziemcy. To są agresorzy bez złudzeń, bez iluzji, bez kłamstwa. Oni dobrze wiedzą, że tylko łzy, tylko cierpienie jest w stanie zbliżyć ich do ostatecznego ideału wymyślonego przez Bogów. Nigdy go nie osiągną. Ale… Oni zdają sobie z tego sprawę. Oni wiedzą, że jedyne dobro, jakie osiągną, to smutek. To czarna rozpacz na polu bitwy usłanym trupami. Oni to zrobią porządnie. Nie jak Bogowie. Oni to zrobią konsekwentnie. Tak jak tylko istoty doskonałe potrafią. Nie bojąc się własnej zagłady. Nie bojąc się zaprzeczenia wszystkim ideałom. Oni to zrobią do końca, wykonają swoją robotę aż do ostateczności. Oni będą totalnie dobrzy, ale… – Chłopak zachichotał nagle. – Bogom naszym to by się nie spodobało. Bo Bogowie, w swoim dążeniu do dobra, byli niekonsekwentni. Ziemcy będą konsekwentni! Do samego końca.

26
{"b":"89149","o":1}