Roześmiała się głośno, Zarrakh jej zawtórowała i uderzyła łokciem koleżankę w żebra.
– Tak, tak. Bo jak choć do trzech umie zliczyć… To już generał!
Obie zawyły z okrutnej uciechy. Reszta dziewczyn wokół może mniej znała Shhę, ale te, które znały, również chichotały w najlepsze.
– Brawo! Hurrraaaa! Za wzór sierżanta powinni ją wystawić! I miarę z niej brać dla innych – krzyczały. – Achajka, świetnie to załatwiłaś! Ty pewnie do dziesięciu umiesz policzyć, więc sierżant byłby z ciebie jak z filozofa generał!
– Co wy, kurde! – Shha zdenerwowała się nagle. – W szeregu mi zaraz stawać! Już ja wam pokażę!
– Aaaaaaaaaaaaaaaa… – Zbiorowy ryk ostudził trochę jej armijne zapędy. Dziewczyny tarzały się, wyjąc ze śmiechu. – Widzisz? Widzisz? Tak trzeba. Ty se spójrz na Lanni! Porucznik teraz, a się nie wymądrza!
– O, żesz wy dupy jedne! Zaraz… A gdzie Bei?
– Idę! – rozległo się z lasu.
Wszystkie odwróciły głowy. Mała Bei, szesnastolatka, tuż z poboru, przyniosła okrwawiony miecz i odciętą głowę jakiegoś piechociarza. Rzuciła obie rzeczy na ziemię.
– Jak… – zawahała się – jak to zrobiłam, to… strasznie wyłam – powiedziała cicho. – Wyłam i wyłam, myślałam, że gardło pęknie. Ale coś mi kazało. No, po prostu musiałam krzyczeć. – Otrząsnęła się nagle. – Dupa Bei melduje się na rozkaz! – wypaliła.
Shha podeszła do niej. Wokół zrobiło się cicho.
– Zapomnij o tej dupie. – Shha pokazała nagle, że może nie jest jakoś tam straszliwie mądra, ale na pewno jest człowiekiem. Uśmiechnęła się nagle. – Jesteś naszą koleżanką, teraz. Wilczycą, żołnierzu.
Pocałowała ją w okrwawione usta i wcale nie wydawało się to nie na miejscu.