Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– A jak ma się do tego książę Sirius? I to, co zaproponował w imieniu Troy?

– Książę niczego nie zaproponował. Rozmawiałem z Zaanem.

– Z Zaanem? Tym ochroniarzem księcia?

– On ochroniarz?

– A kto?

– Szef Biura Handlowego Królestwa Troy.

Spojrzała na niego zdziwiona.

– I uwierzyłeś mu? Że ma być wspólna akcja?

– Nie będzie żadnej wspólnej akcji. To w ogóle nie ten etap rozmów. Zaan zasugerował tylko, że gdyby, przykładowo mówiąc, Arkach chciało wystawić armię ofensywną, której na razie nie ma, to Troy chętnie pokryłoby część wydatków.

– O nie! Już widzę, jak Troy płaci na cudzą armię! Już widzę! Chyba nie jesteś naiwny?

– Otóż jestem naiwny. Kalkuluję tak: będą pieniądze, będzie ofensywna armia, nie będzie pieniędzy, nie będzie i armii. To rzeczywiście straszna naiwność, prawda?

– Oni chcą Arkach w coś wpuścić! Chcą was wystawić!

– Po pierwsze: po co? Nic na tym nie zyskają. Po drugie: Troy ma nóż na gardle.

– Z powodu Luan? Śmieszne, walczymy z nimi od setek lat.

– Luan to teraz poboczny problem. Dla nich. A dla nas nie. My też mamy nóż na gardle, ale z zupełnie innych powodów. To nam upada handel. Przez nasz kraj nie wiedzie żaden ważniejszy szlak handlowy, nie mamy spławnych rzek, nie mamy dostępu do morza, nie mamy niczego do zaproponowania, czego nie mieliby inni. I nie mogąc obniżać cen, jeszcze żyjemy. Płacimy horrendalne sumy tylko za to, że ktoś nam spuszcza towar rzeką do portu. Jak to wliczyć w cenę? Jak sprawić, żeby ktoś jeszcze chciał kupować te nasze gówna? Handel umiera, Luan wygrywa, rok w rok posuwając się bardziej do przodu, i co dalej? Wiesz, co to jest Kupiecki Szlak? To jest droga, która była przez nas ostatnio używana jakieś osiemnaście lat temu. Nie wierz w te wszystkie bzdury, którymi karmi się wojsko. To już ostatnie pasmo gór, które nas dzieli od luańskiej armii. Jeśli posuną się jeszcze trochę, wylezą na pagórkowatą równinę wokół stolicy i po nas. Tam ich nie powstrzymamy. Czy wyobrażasz sobie tę twoją górską dywizję, jak staje w szczerym polu naprzeciw odpowiednika ciężkiej dywizji piechoty Luan? A do tego ich kawaleria? A do tego czterokrotna przewaga liczebna. To będzie rzeź! To będzie koniec Arkach w przeciągu roku!

– Biafra. Ja nie wiem, co ty chcesz zrobić, ale to jest piękny kraj. Tu jest wolność. Tu jest…

– Nie mamy pieniędzy na dalsze utrzymywanie wolności. Przykro mi.

– Toż ludzie staną w obronie swoich domów! Sądzisz, że nie będą chcieli walczyć za takie królestwo?

– Grabiami i widłami?

On wiedział, że armię trzeba po staremu wyszkolić i wyposażyć w broń. Ale jeśli ona uważała, że chłopskie kupy z grabiami powstrzymają Luan, to nic nie stało na przeszkodzie, żeby pochodziła trochę od wsi do wsi i przekonywała kmiotów, że pod cesarską władzą będzie gorzej. Może ktoś jej uwierzy. Ale póki co, wolność. Arkach naprawdę nie stać było na utrzymanie większej armii. Arkach właściwie nie było stać nawet na tę, którą miało. Biafra sprzeniewierzył na wydatki swojej służby fundusze na odprawę przyszłych roczników żołnierzy. Za dwa lata, kiedy większy rocznik opuści szeregi wojska – dziewczyny będą zdychać z głodu, bez pracy i bez tej nawet odrobiny grosza, którą dostawali weterani. Jego pewnie wbiją na pal. Ale na szczęście dwa lata to już nie był problem. Luan po zajęciu Arkach na pewno go zatrudni, choćby po to, by wykorzystać jego agentów, na przykład tych ulokowanych w Troy. Będzie więc sobie żył w luksusowym więzieniu w Syrinx, jeśli przedtem nie wybierze innej przyszłości. A co będzie z koleżankami Achai z plutonu? Porucznik Lanni, praktycznie goła, z kneblem w ustach będzie podawać do stołu jakiemuś palantowi w Luan. Sierżant Shha przy budowie cesarskiej drogi. Po roku pozostanie z niej wspomnienie. Szeregowa Bei w burdelu. Szeregowa Chloe (bo ruda, a oni lubią rude) w haremie. Szeregowa Mayfed w kopalni, zacznie pluć krwią po jakichś czterdziestu dniach. Szeregowa Zarrakh przeznaczona na ofiarę w świątyni; najpierw przeleci ją ze trzydziestu żałobników, potem, łaskawie, rozetną jej brzuch i będą wróżyć z wnętrzności? No… Mogą mieć oczywiście szczęście i zginąć w bitwie. Mogą też mieć pecha i trafić jako zaprzęg do kieratów nawadniających luańskie pola, podobno tam można przeżyć i dwadzieścia lat, chodząc w kółko dzień po dniu. „Sierżancie, szybciej ciągnij, bo mi kark pęknie!” „Tak jest, pani porucznik.” Spojrzał na Achaję, ale ona, mimo że nie powiedział ani słowa, zdawała się myśleć o tym samym.

– Żeby daleko nie szukać. Pewnie jesteś ciekawa, jak poszło twojemu chłopcu w tej wiosce, gdzie mieszkałaś przez rok? Zgodnie z twoim poleceniem sakiewkę dostał, ożenił się z młodą, ładną dziewczyną, kupił ziemię. Teraz on gospodarz, kłaniają mu się we wsi. Raz na dziesięć dni idzie z żoną do świątyni, szmat drogi, oboje dziękują Bogom i proszą o łaskę oraz zachowanie życia dla ciebie, biednej Achajki, którą wojsko wzięło, ale która ich uczyniła ludźmi, z biedy podźwignęła. I zawsze, raz na dziesięć dni ofiarę składają za twoje szczęście. I żeby cię w bitwie nie ubili.

– Nawet o tym wiesz?

– Lubię wiedzieć dużo. A ten chłopak, teraz gospodarz, szesnaście listów już wysłał do sztabu w twojej sprawie. – Biafra wyjął spod kurtki zwitek papierów i rzucił na łóżko. – Płacić musiał sporo w gminie, bo przecież on sam pisać nie umie. – Podniósł jeden z nich, złożony w pół papier zatłuszczony czyimiś palcami. „Pani dowódco wojska… Ja siem wstawiać chcem, za Achaję, dziewczynę. Z naszej wsi wzienta. Pani Dowódco wojska… – O, nawet dużą literą – zakpił z pisarza gminnego – ona całkiem młoda jeszcze. I ona dobra. Nie trza jej na zmarnowanie. My z żonom ofiarujemy, że jak nam się curka – uuuu… ale byki – urodzona zostanie, to my jom do wojska przeznaczym, za tom Achaję. Moja żona zdrowa. Dużo curek porodzić zamiaruje. Jak byście jom, tom Achaję, chociaż do tyłu dali, nie na bitkę, to my curke damy, jak będzie duża, do wojska! Niech odsłuży za tamtom co się należy. Proszę bardzo za niom. Kiela”

– Nie czytaj tego więcej! – warknęła Achaja.

Coś jej się zaszkliło pod powiekami.

– Oczywiście, moja droga. Prośba księżniczki dla mnie rozkazem. – Uśmiechnął się tym swoim wystudiowanym skrzywieniem warg wyrafinowanego intelektualisty. Wyjął inne listy spod kurtki. – Te są od twojego gospodarza. „Wy psiekrwie i krwiopijcy – uuuuu… ten sam pisarz gminny płodził, widzę – Wy pany w – słowo nieczytelne – jebane. Ja was na sund pozwę!!! Ja dał dwie dziewki do wojska zeszłego lata i wy jeszcze mnie zabrali Achaję? To wam tamtych mało? Parobczyce mnie ście zabrali, psubraty? Ja was na sund pozwę. Jest prawo! Jest na was kara! Jest sprawiedliwość jeszcze! Do końca życia pozwy na was pisać bede! We gminie gadajo, że wam mus na sund sie stawić, pani Dowódco armii arkah – Biafra aż syknął, widząc ortografię – a jak nie będziecie chcieli to was sołtys odwiedzi i stawić sie nakaże! Bo sund to sund a nie jest pośmiewisko na odpuście! Parobczyce, Achaję, dziewczynę, żeście mi zabrali! A prawo po mojej stronie! O! I tak i pisarz powiedział! O!”

– Przestań to czytać!

– Oczywiście. – Biafra rzucił nowe listy na kołdrę. – A tak nawiasem mówiąc… W przyszłym roku musimy skrócić front. Ta twoja wioska znajdzie się pod panowaniem Luan.

– Co?!

– Naprawdę musimy skrócić front. Nie stać nas na utrzymanie aż tak długiego odcinka. Obóz, w którym byłaś, wioska, to już Luan właściwie. Najpierw pofiglują sobie z nimi żołnierze. Na przykład z żoną tego twojego chłopaka. A potem przyjdą nadzorcy. Ciekawe, gdzie wtedy będą pisać listy ci dwaj, nadzwyczaj wymowni, panowie?

– Ty świnio!

– Wszyscy mówią, że jestem świnia. Ale to akurat, o skróceniu frontu to decyzja Twojej Starszej Siostry, Królowej. O rok zresztą spóźniona, ale mniejsza – westchnął. – Ten Kiela, czy jak mu, będzie miał pecha, jeśli zostanie w wiosce i dowie się, o czym ty już wiesz. Jak będzie miał szczęście, to ucieknie. Żeby zostać żebrakiem w którymś z miast. On, jego młoda żona, jego dziecko, które się dopiero urodzi. Żebracy, ale tylko przez jakiś rok, dwa, bo nasze miasta też padną niedługo. Potem niewolnicy. A tak nawiasem mówiąc, gdzie Luan kieruje dzieci niewolników? Wiesz coś o tym?

Achaja popatrzyła mu w oczy.

– Dopiero teraz wiem, co to jest wywiad – mruknęła. – Dziękuję za wyjaśnienie terminu!

– Proszę. – Znowu olśniewający uśmiech. Podrapał się w brodę tą swoją wypielęgnowaną ręką. – Ty jesteś wykształcona, doświadczona. Zawsze jakoś tam dasz sobie radę. Zwiewać do Dery? Czy przyjmą taką masę wysoko urodzonych? Przyjmą, przyjmą, każda z was bogata, inteligentna, zawsze się przyda. A chłopi ze wsi? A na szczęście nikt nie pytał o chłopów. Najpierw drogą na Syrinx, a potem… to już, co nadzorca rozkaże.

Achaja zagryzła wargi.

– Co chcesz, żebym zrobiła?

– Chcę, żebyś ze mną pracowała.

– W tym gównie? To znaczy… w tym Zaopatrzeniu i Rozpoznaniu?

– Mhm.

– Żeby cię szlag trafił!

– Powtarzano mi to wielokrotnie – uśmiechnął się. – Zawsze jednak z kiepskim skutkiem.

– A konkretnie?

– Konkretnie co? Jako księżniczka masz nade mną władzę administracyjną w służbach. Jako major podlegasz mi w szarży. Trzymamy się za łby oboje. Królowa dała mi ciebie w prezencie. Dziwiąc się zresztą niepomiernie. Bo co to za prezent: księżniczka, która nade mną władzę częściowo mieć będzie. A ja jej powiedziałem, że sobie poradzę. Bo wiesz. Ja bardzo lubię rozmawiać z ludźmi inteligentnymi. Takiemu to raz coś wyklarować wystarczy, raz listy pokazać, raz sprawę naświetlić… i już twój. I już robi, co się mu powie. – Kpił okrutnie, ale miał rację. – Bo najgorzej to z chamem rozmawiać. Takiemu to można i dziesięć razy powtórzyć, a potem i tak do roboty trzeba batem pędzić. A z tobą? Nawet się wina napić nie zdążyłem. Mądra jesteś dziewczynka. Tobie raz powiedzieć w zupełności wystarczy.

– I na co ci ten sarkazm? – wściekła się nagle. – Powiesz wreszcie, kogo mam zabić, czy będziesz czekał, aż wyzdrowieję?

46
{"b":"89149","o":1}