Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– O! Już się nawet możesz zasłonić sama. Gratuluję.

– Już chodzę.

– Wiem, wiem. I nawet już cię tak często koszmary w nocy nie nachodzą. Świetnie.

Zagryzła wargi.

– Skąd o tym wiesz? Służące podsłuchują, co robię w nocy?

– Co? – Był szczerze zdziwiony. – Służące podsłuchują? Ja im dam, sukom! – Przysiadł na skraju łóżka. – Podsłuchują ci, którzy otrzymali takie zadanie. Nie służące. I pamiętaj, jakbyś zobaczyła, że służąca podsłuchuje… Wywalaj na zbity pysk!

Roześmiała się.

– Ty świnio. Kazałeś podsłuchiwać nawet, co majaczę po nocach?

– No widzisz? – On też się uśmiechnął. – Rozmawiamy drugi raz i dopiero nazwałaś mnie świnią. Kładę to na karb rekonwalescencji i osłabienia umysłu. Inni ludzie nazywają mnie świnią z reguły w pierwszej rozmowie.

Parsknęła śmiechem jeszcze głośniej.

– Czym ty się zajmujesz? O, kurde… – zreflektowała się – mogę ci mówić na ty?

– To dla mnie zaszczyt być na „ty” z księżniczką Achają, córką Wielkiego Księcia Archentara.

– Aż tyle o mnie wiesz?

Machnął lekceważąco ręką.

– O tym to już wie nawet Drugi Wydział Imperialnego Sztabu Generalnego Cesarstwa Luan, a to znaczy, że informacja jest niewiele warta. – Nie złapała fachowego dowcipu z jego branży, więc ciągnął dalej: – Ja wiem o tobie trochę więcej niż oni. A zajmuję się… – Machnął ręką. – Zacznijmy od początku. Wina?

Zaprzeczyła ruchem głowy.

– Kiedyś było tak, że zaopatrzenie armii było podporządkowane naczelnemu dowództwu. Zwiad natomiast poszczególnym jednostkom. I robił się problem. Jak dostarczyć paszę dla koni na zimę, sprzęt do ustawienia fortu w górzystym terenie drogą, która na mapie miała odpowiednią przepustowość, natomiast w rzeczywistości wozy grzęzły na niej już w drugim dniu. Kto za to odpowiada? Zwiad? A co te kilka osób w jakiejś zagubionej jednostce ma do zaopatrzenia całej armii? Więc zaopatrzenie winne? A co niby mają te służby do badania, jak naprawdę wygląda droga, którą kiedyś tam na mapie wyrysował im kto inny. Pogonić mocniej zwiadowców? A skąd oni mają się znać na przepustowości dróg i wytrzymałości mostów? Oni to tylko, żeby poczołgać się przez krzaki i zobaczyć, czy obce wojsko nadchodzi. Tyle ich wiedzy.

– I ty połączyłeś te formacje?

– Nie. Stworzyłem nową, dość słynne już dzisiaj „Rozpoznanie i Zaopatrzenie”. Nazywają nas Zwiadem, choć z klasycznym armijnym zwiadem mamy tyle wspólnego, co tygrys z kotem. My oczywiście sprawdzamy drogi, miejsca składowania zaopatrzenia, rysujemy plany, ale wiesz, jak to jest… Szybko się okazało, że potrzebujemy więcej informacji. – Uśmiechnął się kpiąco. – I więcej… i jeszcze więcej… a potem się okazało, że najlepsze informacje można zdobyć bezpośrednio u nieprzyjaciela. Nie tylko w Luan. Ale wszędzie tam, gdzie mamy jakieś interesy. I ten tryb postępowania zaczął się bardzo opłacać. Często wiemy wcześniej, co nas czeka. Dużo wcześniej.

– Wiecie wszystko o waszych wrogach?

– Achaja – zganił ją – nie bądź dzieckiem! Gdybym wiedział wszystko, to bym nie dopuścił do straszliwego niebezpieczeństwa utraty całej dywizji przy wizycie luańskiego posła. Nikt nie wie wszystkiego i prawdę powiedziawszy, to niepotrzebne, bo by za dużo kosztowało. Staramy się wiedzieć o rzeczach ważnych. Jesteśmy wywiadem.

– Czym? – Nie zrozumiała.

– Wywiadem. Wywiad to takie nowe określenie używane przez paru fachowców, którzy się tym zajmują w różnych państwach. Oznacza grupę ludzi, która zbiera informacje, nie przebierając w środkach: szantaż, przekupstwo, podsyłanie agentów, skrytobójstwo, podpuszczanie, podkładanie świń, wykorzystywanie nienawiści i ambicji, szkalowanie… Mam wymieniać dalej? – Uśmiechnął się. – To gnój! To kloaka! Robimy straszne świństwa, ale w jakiejś mierze dzięki nam jeszcze istnieje nasze maleńkie królestwo. Po ostatnich wyczynach naszej armii, śmiałbym twierdzić, że chyba wyłącznie dzięki nam, ale to oczywiście przesada. Ktoś jednak musi sprzątać to gówno, jakiego narobi wojsko, nie mogąc odnieść żadnego sukcesu strategicznego. Po prostu cofamy się, cofamy i cofamy. Ale to nie jest do końca wina armii. Nie ma pieniędzy na wojsko, politycy nie są w stanie zrozumieć, że Luan napiera coraz silniej, nikt nie chce walczyć, armia nie ma żadnego strategicznego celu. Jak można wypuścić wojsko w pole, nie dając im celu walki?

– A obrona?

– Obrona to nie cel, to tylko przejściowa forma działań, wymuszona przez przeciwnika. Żołnierze to nie filozofowie. Im trzeba powiedzieć: „W przeciągu dwóch lat zająć prowincję Negger Bank!” Proszę, zaczną planować, myśleć, robić cokolwiek… A tak? Wojna o Kupiecki Szlak, który już dawno nie jest kupieckim szlakiem tylko areną mniejszych i większych rzezi. I w imię czego?

– Obrony królestwa – powtórzyła.

– Obrona to atak. Wyobraź sobie, że masz w tej chwili nóż i chcesz mnie zabić. Ja mam kij, na przykład. I co? Mam stać w kącie tego pokoju i machać kijem, opędzając się przed tobą, licząc się z tym, że mogę się pośliznąć, że do pokoju może ktoś wejść znienacka i wykończycie mnie od tyłu, że wreszcie może tu wybuchnąć pożar i wszyscy się spalimy? Póki co jesteś chora i słaba. Mam więc czekać z kijem w kącie, opędzając się niemrawo, aż ty wyzdrowiejesz? Toż wtedy załatwisz mnie jednym palcem. Po co więc? Czy nie rozsądniej będzie rozwalić ci głowę kijem dopóki jeszcze leżysz w łóżku?

– A Luan leży w łóżku?

– Nie. Luan jest zdrowe jak młody dzik w lesie. Pojedynczy pies nie może się z nim mierzyć. Ale tych psów jest więcej. A czy sfora psów boi się dzika? – Uśmiechnął się zimno. – Odpowiedź brzmi: Zupełnie się nie boi.

– Gdzie znajdziesz tę sforę? Królestwa Północy? Każde z nich mniejsze niż Syrinx sama w sobie. A może liczysz na Troy? Przeliczysz się.

– A jeżeli się nie przeliczę?

– Coś ci poselstwo nagadało? O wspólnej akcji, tak? Nie ufałabym żadnemu słowu księcia Siriusa! Po pierwsze Sirius jest nikim! Ale nawet jeśli mówił w imieniu Rady Królewskiej, to wspólna akcja będzie wyglądała tak: uderza Arkach, uderzają Królestwa Północy, uderza Troy. Szybki marsz z trzech stron i efekt będzie następujący: Arkach zatrzymane w prowincji Negger Bank, Królestwa Północy zatrzymane na ich własnej granicy, Troy zdobywa ze cztery nowe porty. Wojna na wyczerpanie. Troy się cofa, oddając dwa porty. Z Luan walczą Królestwa Północy i Arkach, ale zapewniam cię, że nie będzie to długa walka, bo Troy ograniczy się wyłącznie do dłubania we własnych zębach.

– No i niby po co im to? Jeśli Luan nas zwycięży, będzie jeszcze większe i silniejsze. Troy wtedy stanie samotnie naprzeciw najpotężniejszego przeciwnika na świecie. Nie drażni się dzika kijkiem. Można się na niego rzucić, ale tylko po to, by zabić.

– I Troy się rzuci… Już widzę. Już widzę, jak się rzuca. Żeby tylko sandałów nie pogubili w biegu. Słuchaj, nie wierz Siriusowi!

– Zostawmy na chwilę Siriusa na boku i powróćmy do rozmowy o wywiadzie. Szpiegowano od zarania ludzkości i pewnie do jej końca będzie się to robić. Ale pierwszą zorganizowaną służbę powołał Luan. To Drugi Wydział Imperialnego Sztabu. Kolosalne pieniądze, straszliwa tradycja donosicielstwa, jedna skoncentrowana wojskowa służba wywiadowcza – ta sama do spraw wewnętrznych i zewnętrznych. Majstersztyk. Drugiej takiej nie ma na świecie, no może poza Zakonem, ale to zupełnie co innego. Troy z kolei nigdy nie dowierzała swoim wojskowym i armia nie ma żadnego wywiadu. Jest za to parę służb cywilnych.

– Myślisz o Królewskich Donosicielach?

– Nie. Oni się zajmują samym Troy, tylko wewnątrz. To po prostu oko, ucho, a także ręka ze sztyletem Rady Królewskiej. To nie jest wywiad; jeśli już można wymyślić jakieś słowo na ich określenie, to raczej… kontrwywiad. Cha, cha… ale mi się ładne słowo stworzyło. Muszę zapisać.

– Dyplomacja? – podsunęła.

– Owszem. Twój ojciec, Wielki Książę Archentar, odpowiedzialny za dyplomację Troy, powiedziałby ci wiele na temat metod zdobywania informacji i ludzi, którzy to robią.

– Trochę wiem – uśmiechnęła się.

– Trochę wiesz, więcej nie wiesz, wybacz. Ale Archentar, znowu wybacz, za bardzo dba o siebie i swój honor, żeby to była dobra służba. No, niemniej trzeba się z nią liczyć. Trochę lepsza jest Służba Skarbu.

– Co?

– Ludzie, którzy mają u was pieczę nad skarbem królestwa, też zbierają informacje. – Uśmiechnął się. – Nie wiesz? I tak to wygląda. Król z radą nie ufają wielkim rodom, wielkie rody nie ufają sobie wzajemnie, nikt nie ufa armii. Służby są więc rozproszone, niedofinansowane, żrące się wzajemnie. Były koncepcje, żeby to wszystko połączyć, uzbroić w dużo złota i oddać jednej osobie pod komendę, ale upadły, bo niby komu? Komu można dać taki bicz boży do ręki, nie tracąc w perspektywie własnej głowy? Dlatego Troy…

– Jest słabsze od innych w tym względzie?

– Wprost przeciwnie. Nie udało się scalić tamtych? Nie ma sprawy. Powstała nowa cywilna służba, zapewniam cię, wzorowo finansowana i kierowana, tworzona przez lata w ukryciu, a ostatnio ktoś nagle tchnął w nią życie. I to jakie.

– Co to jest? – Była autentycznie zdziwiona.

– Biuro Handlowe.

– Bogowie! Co za nazwy? Zaopatrzenie i Rozpoznanie, Drugi Wydział, Służba Skarbu, Dyplomacja i Biuro Handlowe. Czy nikt z was nie mógłby się nazwać wprost: „Szajka szpiegów”, „Mordercy i Sukinsyny”, „Wielkie gówno i spółka”, czy coś w tym stylu? Po co wam eufemizmy?

– Królewscy Donosiciele nie używają eufemizmów i budzą strach samą swoją nazwą. A wywiadu nie może się nikt bać. Wywiad jest straszny, owszem, ale nie może budzić strachu, a to zasadnicza różnica. Nazwy zresztą, to tylko jeden ze sposobów, żeby ukryć wydatki przed tymi, którzy chcieliby w nie zerkać. Ot i cała tajemnica. Ukryć forsę i nie pokazać nikomu, na co się ją wydaje. Dlatego my określamy przejezdność dróg i zajmujemy się zaopatrzeniem – naprawdę spore pieniądze można przy okazji poupychać po różnych sakiewkach różnych osób, w różnych krajach – a Biuro Handlowe prowadzi jakieś durnowate interesy kupieckie na całym świecie. I żaden Drugi Wydział Imperialnego Sztabu nie sprawdzi, gdzie wędruje większość sum, tak jak my nie sprawdzimy ich, bo przez ten wydział przepływają pieniądze na wyposażenie armii Luan – ile i na co odprowadzają bokiem? Nikt nie stwierdzi.

45
{"b":"89149","o":1}