– Ponieważ dosięgła mnie znacznie wcześniej – odparła głucho. – Czy to chcecie mi rzec, mateczko?
– Nie, dziecko – przeorysza delikatnie dotknęła jej ramienia.
– Odkąd pamiętam, opowiadano mi o przekleństwie Zird Zekruna, matko. Dorastałam w jego cieniu, świadoma, że kara została jedynie odroczona i pewnego dnia bóg Pomortu zażąda spłaty długu. Zaś w zwierciadłach Nur Nemruta zobaczyłam Szaloną Ptaszniczkę i jeśli istotą klątwy ma być szaleństwo, wolę zawczasu przeciąć sobie żyły.
– Dlaczego właśnie szaleństwo?
– Ponieważ Ptaszniczka spoglądała na mnie moją własną twarzą, matko, i znała moje wspomnienia! – urwała, bo wciąż nie potrafiła opanować strachu, gdy przed oczyma stawała jej chmara gołębi opadających na wezwanie Ptaszniczki. – Niewiasta, która zaprowadziła mnie do świątyni, powiedziała, że umysły bogów są inne niż nasze. Odmienne i potężniejsze, jednak mają dziwną skłonność. Do przywracania tego, co było. Naśladowania. Więc czasami dzieje się tak, że coś, co było już wcześniej, powtarza się znowu wedle starego wzorca i jeszcze raz, i bez końca. I… – głos Zarzyczki załamał się – to sięga dalej, niż potrafię zrozumieć.
– Szalona Ptaszniczka, Thornveiin – z wolna powtórzyła przeorysza. – Czy nie przyszło ci na myśl, że przywoływano przepowiednie, aby cię przerazić tak dalece, że na koniec sama zadbasz, aby się dopełniły? Widzisz, dziecko, Thornveiin nigdy nie przestała spisywać receptur i medykamentów, nawet wówczas, kiedy musiała rozumieć, że jej spadkobiercy będą próbowali je zniszczyć. I na koniec, kiedy była bardzo chora, powierzyła je naszemu klasztorowi… – urwała, marszcząc brwi. W jej twarzy pojawiło się coś bardzo dziwnego.
– Mateczko? – niespokojnie spytała księżniczka.
– Była chora – powtórzyła z wysiłkiem opatka. – Wycieńczona latami spędzonymi na wygnaniu, tak przywykłam myśleć. Nigdy się nad tym wcześniej nie zastanawiałam, księżniczko. Póki nie wspomniałaś imienia Szalonej Ptaszniczki. Nie spisujemy kronik, ale z tamtych czasów pozostał katalog zmarłych. Mamy obyczaj, księżniczko, wpisywać weń daty śmierci dobroczyńców opactwa, aby po kres czasów siostry modliły się w ów dzień o ich odpoczynek. Tak, teraz pamiętam wyraźnie – jeszcze bardziej zmarszczyła brwi. – Nie więcej niż jedna linijka pomiędzy imionami zmarłych sióstr. „Oto zmarła żalnicka księżniczka, dobrodziejka nasza miłościwa, srogo doświadczona boskim przekleństwem, która u kresu żywota wstąpiła na ścieżkę Ptaszniczki; oby po trudach spotkała zasłużony odpoczynek…”
– Była obłąkana – wyszeptała bezdźwięcznie Zarzyczka. – Przed śmiercią Thornveiin pochłonęło szaleństwo. I jeśli mnie przeznaczono to samo…
– Zbyt mało wiemy o przeznaczeniu – przerwała ostro przeorysza. – Ale mamy świadomość, że tak naprawdę jest tylko jeden grzech. Brak nadziei.