– To ważne – cicho powtórzyła wiedźma. – Ważne, żeby ta noc dobiegła końca tak, jak należy. Tak, jak wczoraj przykazała mi Zaraźnica. Bo w czas Żarów nie godzi się siedzieć pod kamiennym dachem. Bo to wielkie święto, największe. Trzeba więc, żebyśmy zeszły do książęcych ogrodów. Zatańczyły choćby jeden taniec wokół ogniska…
– Dzisiejszej nocy cała Spichrza jest ogniskiem. A żmijowie odeszli dawno temu.
– Ale tam, w wieży Śniącego, chciałaś, żeby wrócili? – wiedźma popatrzyła na nią badawczo.
– Tak – powiedziała z wolna księżniczka i nagle zrozumiała, że mimo płonącego miasta i potrzaskanych zwierciadeł wciąż trwa najświętsza z nocy w Krainach Wewnętrznego Morza. Noc, podczas której, jak mówiono, spełniają się życzenia – te wypowiedziane po trzykroć, ze szczerego serca. – Tak, chciałabym, żeby wrócili – rzekła, tym razem doskonale pamiętając, że powtarza własne słowa. Wiedźma skinęła głową, wciąż nie odrywając od niej spojrzenia. – Chciałabym, żeby wszystko było, jak kiedyś. Zwyczajnie. Jak należy.
– Ja też – wiedźma podniosła z zydla ciemną opończę Szarki, nasunęła kaptur głęboko na głowę. – Ja też.