Литмир - Электронная Библиотека

– Jakże tak? – wyszeptała z przestrachem Firlejka. – Powinniście mnie przekląć. Jestem splamiona, nieczysta. Złamałam przysięgę.

– Nigdy – Lelka uniosła się na poduszkach – nigdy więcej nie powtarzaj podobnych słów. Twoje dziecko nie jest klątwą, lecz błogosławieństwem na nadciągającą grozę.

– Jakże tak, matko? – powtórzyła dziewczyna, lecz w jej głosie była ulga – i pragnienie.

Jak tanio można kupić tych, których wszystko zawiodło, pomyślała Lelka.

– Zeszłej nocy Fea Flisyon usnęła w kryształowej grocie pośrodku Traganki – odparła świszczącym głosem – a po niej będą odchodzić jeszcze inni, będą odchodzić kolejno, póki nie wypełnią się przepowiednie.

– Annyonne – głos Firlejki był cichy jak westchnienie.

Lelka przymknęła powieki. Tak, jaskółeczko, pomyślała, po siedmiu latach w Dolinie Thornveiin, gdzie wciąż przeklinają morderczynie bogów, nie mogłaś zapomnieć imienia starszego niż kamienie w fundamentach opactwa. Ani imienia, ani przepowiedni. Tyle że czasami przepowiednie są fałszywe, zaś niektóre imiona nie mają żadnej mocy.

– Idzie zły czas, zły czas dla przedksiężycowych i śmiertelnych pospołu – podjęła, spoglądając dziewczynie prosto w oczy. – Zły czas, gdy stare grozy budzą się na nowo. Lecz obiecano mi, że ocali nas dziecko zrodzone z kniaziowskiej krwi, dziecko urodzone pod pękniętą kopułą przybytku. – Firlejka głęboko wciągnęła powietrze. – I ostrzeżono, że musimy uczynić wszystko, aby je ocalić.

Dziewczyna nic nie odpowiedziała, zacisnęła tylko mocniej splecione na podołku dłonie. Nawet po siedmiu latach wygnania na południowym krańcu żalnickiego władztwa bardzo dobrze pamiętała tamten dzień, kiedy w pokutnej szacie klęczała u progu opactwa. Ponadto – znała opowieści o synu burmistrza, niemowlęciu o oczach dziwnie podobnych do szarych źrenic kniazia Krobaka, które na jego rozkaz wyniesiono do lasu. A także służebnych, co zanadto spoufaliły się z dziedzicem tronu i nigdy nie odnalazły powrotnej drogi z piwnic pod kniaziowskim dworcem. Nawet jeśli Krobak dozwoli żyć synowemu bękartowi, z pewnością nie będzie mu dane chować się w kącinie Kei Kaella, gdzie już raz nadużyto kniaziowego zaufania.

– Mój ojciec… Kniaź – poprawiła się chropowatym głosem. – Powiedziano mi, że z woli bogini umrze przed nadejściem jesieni.

Firlejka pochyliła głowę i stara kapłanka nie widziała, co pojawiło się na jej twarzy – ulga, strach, czy nadzieja. Z woli bogini, powtórzyła w myślach cierpko. I z powodu skrzydlatych węży morza, które niegdyś wymordowano na brzegu jasnego źródła Ilv.

– Nim jednak to nastąpi – uśmiechnęła się niemal łagodnie – trzeba, byśmy uczyniły coś, czego nigdy wcześniej nie ośmielono się uczynić w Krainach Wewnętrznego Morza. Byśmy sięgnęły po znaki bogów, odnalezione i przepowiedziane w snach wołw. Po naszyjnik Nur Nemruta Od Zwierciadeł, po Fletnię Wichrów ze skalmierskiej wieży Sen Silvara i róg Morskiego Konia, ukryty na dnie Wewnętrznego Morza. I wiele innych. Po wszystko, co może być naszą osłoną, kiedy nadejdzie czas.

Kiedy skończyła mówić, przyniesiono jej wieczorny napar na uśmierzenie bólu. Poczuła go na języku, gorzki i metaliczny niczym napitek z czarnej ofiarnej krwi, który kazała lać w gardziele wołw, aby przemawiały głosami bogów. W kamiennej misie, pomiędzy motkami różnobarwnej przędzy połyskiwało wrzeciono bogini, znak jej łaski nad sinoborskim zakonem; na ostrym końcu dostrzegała rdzawy ślad krwi Firlejki. Kupiłam pół roku, ł roku, kiedy będzie służyć mojej przepowiedni wierniej ż łańcuchowa suka – z powodu nie narodzonego dziecka powodu imienia Annyonne. Zaś skoro wrzeciono bogini zaczęło tańczyć, niełatwo będzie spowolnić jego bieg. I tak naprawdę ważne są nie fałszywe przepowiednie, kniaziowskie nałożnice i ich bękarty, tylko trzech oślepionych kowali z Gór Żmijowych, których przykuto żelaznym łańcuchem w piwnicach przybytku.

Jednak przed oczyma wciąż miała postać Firlejki w jasnych świątynnych szatach. A krople w podziemnych korytarzach wciąż spadały niestrudzenie.

25
{"b":"89146","o":1}