Zwycięzca pościgu rzucił zdechłego krogulca obok ciała Servenedyjki. Było w tym geście coś potwornie obelżywego.
Przypomniała sobie. Wołali go Rutewka i kiedyś zasiadał w radzie miejskiej obok jej ojca. Potem książę skazał go na wygnanie, ale Nawojka nie wiedziała dokładnie, dlaczego. To były sprawy mężczyzn, ściszali głos, kiedy wchodziła do izby z nowym dzbanem miodu, zaś Nawojka nie miała we zwyczaju podsłuchiwać pod drzwiami. Nie myślała wiele o Rutewce, nawet wtedy, kiedy służebna podrzuciła jej ukradkiem wierszowany pamflet, w którym gromił rozpustę księcia pana. Nawojka cnotliwie rozkazała wrzucić nie przeczytany pergamin do ognia i nie wspominała o nim więcej. To właśnie z powodu takich ludzi jak Rutewka jej ojciec przesiadywał całymi dniami w ratuszu miejskim. Nawojka była dobrą córką i nie chciała mieć z nimi nic wspólnego.
Gdy kiedyś spytała, Kudłacz pogłaskał ją po włosach i przykazał, żeby nie zaprzątała sobie głowy podobnymi bredniami. To podły człowiek, powiedział, nie przystoi, żebyś o nim myślała.
Jednak dzisiaj stała z koroną Króla Żarów w zaciśniętych wilgotnych palcach na szczycie wysokich schodów, ponad placem, na którym tłuszcza rzucała głowami pomordowanych wojowniczek. I nie było przy niej ojca. Ani żadnego z braci. Ani nawet czarnowłosego syna kupca korzennego. Wszyscy zostali w ratuszu, gdzie przygotowywano wielką świąteczną zabawę.
Za plecami Nawojki pani Radlina krzyknęła ostro. Dziecko, którego oczekiwała z końcem lata, nigdy nie miało się urodzić.
Zaufani Rutewki wywlekli na środek placu kilku związanych ludzi. Było wśród nich trochę mieszczan, dwóch rajców, którzy mieli wygłosić mowę do Króla Żarów, i inni, których Nawojka nie rozpoznawała. Rutewka coś mówił, tłuszcza wrzeszczała i ciskała w więźniów kamieniami. Potem poprowadzili ich do mosiężnych pierścieni przy bramie, gdzie zwykle wiązano konie. Kazali im opuścić spodnie, a trzech nożownickich czeladników zaczęło flegmatycznie wymierzać baty.
– Nie, proszę, nie! – krzyknęła jedna z kobiet, kiedy jej mąż przewrócił się pod nawałem uderzeń, ale nikt nie zamierzał słuchać. Przeciwnie, oprawca tym zajadlej smagnął leżącego.
To nie powinno tak być, pomyślała nagle bardzo wyraźnie Nawojka. Nie powinno się robić tych wszystkich rzeczy z trupami Servenedyjek i nie powinno się paradować z obciętymi głowami książęcych pachołków. Nie powinno się straszyć brzemiennych kobiet ani smagać rajców u świątynnej bramy. Nie powinno się nazywać Królem Żarów kogoś, kto każe takie rzeczy robić.
– A teraz – powiedział Rutewka, kiedy skończyli biczowanie. – Teraz pójdziemy do ratusza poprosić wielmożnych rajców o miejskie klucze. Ale pierwej zabawimy się z rajcowymi ladacznicami. Dla mnie będzie – rozejrzał się bacznie po struchlałych niewiastach i jego wzrok spoczął na Nawojce – ta smarkata.
Zaczął powoli wchodzić na podium. Nawojka wciąż stała na szczycie schodów, spokojna, z głową lekko przychyloną na ramię i ściągniętymi brwiami. Przyłożyła do piersi lewą rękę, kurczowo zaciśniętą na koronie Króla Żarów. Nie zasłużyłam sobie na to, pomyślała jeszcze. Nigdy nie zrobiłam nic, czym bym sobie na to zasłużyła.
A kiedy Rutewka był już całkiem blisko, tak blisko, że mogła zobaczyć dwa włosy wyrastające z brodawki u nasady jego nosa, dobra, łagodna Nawojka, której nic w jej całym życiu nie przygotowało na podobne wybory, zmacała prawą ręką lampion wypełniony gorącą oliwą i cisnęła go Rutewce prosto w twarz.