Литмир - Электронная Библиотека

– Nie sssspóźniaj się. Wkrótce ssskończy się dzień siódmy… Nie mamy czasssu.

Myszka rozejrzała się: w Ogrodzie nic nie wskazywało na to, aby jeden dzień miał przemienić się w drugi. Do tego potrzebna była noc. A wcześniej zmierzch. I wiele odmian mroku. Ale i tak od rozmowy o porach dnia ważniejsze było coś innego:

– Czy wiesz, że On dał mi drzewo? – spytała Węża.

– Wiem – odparł Wąż.

– Ale to nie jest czarodziejska jabłoń. Zjadłam z niej jabłko i nadal byłam ciężka. Nie umiałam oderwać się od ziemi – pożaliła się.

– Bo to nie jessst jabłoń dla ciebie, ale dla twojej mamy – wyjaśnił Wąż.

– Dlaczego? – zdziwiła się.

– Żebyś mogła ussssłyszeć jej śmiech.

– Słyszałam! – zawołała.

– Żebyś mogła odczuć jej radość z twojego issstnienia – ciągnął smukły przyjaciel.

– Czułam! – uświadomiła sobie Myszka.

– I żebyś zrozumiała, że wkrótce zosssstanie po tobie tylko to drzewo. Myszka zamilkła.

– Ale gdy odejdziesz, twoja mama, jeśli potrafi, ussssłyszy w nim twój głosss. Jeśli nie potrafi, usssłyszy tylko szelessst liści – zasyczał Wąż.

– Więc mama i tato nigdy nie zobaczą, jak tańczę? – spytała ze smutkiem.

– Nigdy. Ale w śpiewie drzewa ussssłyszą twój prawdziwy głosss i domyśla się, że nie tylko byłaś piękna, lecz pięknie tańczyłaś – powiedział Wąż.

– Naprawdę? – ucieszyła się Myszka.

– Naprawdę – wyjaśnił z powagą Wąż.

– Więc to nie jest drzewo dla mnie, ale dla nich – zrozumiała dziewczynka.

– Twoje drzewa rosssną tutaj – powiedział Wąż. – Rozejrzyj się.

Myszka rozejrzała się i ze zdumieniem stwierdziła, ze Ogród wygląda inaczej. Nie miał już nic wspólnego z, plastikową kurtyną z wesołego miasteczka. Nie przypominał niczego, co znała, choć wciąż pozostawał Ogrodem. Był równocześnie światłem i mrokiem, harmonią i chaosem, muzyką i ciszą, zielonością i błękitem, nieruchomością i wiatrem. Był jednością. Był wielością. Był wszystkim. Był niczym. Był.

Oszołomiona zamrugała oczami, i znów pojawiły się swojskie, dobrze jej znane jabłonie, strumyk płynący pomiędzy nimi, poruszające się w oddali sylwetki Adama i Ewy i smukłe ciało Węża zwieszające się z gałęzi nad jej głową. “Coś mi się zdawało”, pomyślała.

– Mówiłeś, że jedno z drzew jest zakazane i nie wolno jeść z niego owoców – przypomniała sobie.

– Tak, to drzewo bowiem rodzi najzwyklejsze owoce, które nie dają przemiany. Ten kto je zje, będzie po prostu zwykłym śmiertelnikiem. Gdy ty je zjesz, znajdziesz się z powrotem na dole. I już nie wrócisz. Będziesz na zawsze przynależeć do ziemi. Gdyby zjedli je Adam i Ewa, musieliby odejść z Ogrodu. Ale to drzewo jest dobrze ukryte, gdyż On nie chce, abyście je znaleźli – powiedział Wąż.

“On, On i On”, pomyślała Myszka. “Rozmawiamy o Nim, nasze myśli krążą wokół Niego, czujemy Jego oddech i nigdy Go nie widzimy”.

– Czy nie chciałbyś… – zaczęta i urwała. “O co właściwie mam pytać?”

– Chciałbym – odparł Wąż. – Pragniesz wiedzieć, jak On wygląda. No cóż… – poruszył płaskim łbem, jakby się namyślał: – On w ogóle nie wygląda. Nie ma wyglądu. Można Go ssssobie wyobrażać na różne sssposssoby. Można w Niego wierzyć i nie wierzyć. Można Go czuć i nie wyczuwać. Można Go sssłuchać i nie sssłyszeć. Można widzieć w nim kobietę, mężczyznę, a nawet dziecko. On jessst wszyssstkim i niczym. I o to chodzi. Dzięki temu może zająć się tym, co lubi najbardziej: ssstwarzaniem, albowiem ludzie, nie znajdując Go, nie mogą Go nachodzić, męczyć, prześladować. I dlatego On jesst poza czasssem i ssstwarza. Ssstwarza i ssstwarza bez końca, ale i bez początku, i jessst wciąż niezadowolony, dlatego próbuje na nowo. Już nie wierzy w to, że ssstworzy coś dossskonałego, ale nadal próbuje, gdyż musi zapełnić ogromną pussstkę w sssobie i wokół siebie. Co jeszcze chcesz wiedzieć? I po co? Wiara nie potrzebuje wiedzy – stwierdził w zadumie Wąż.

Myszka poczuła, że nie powinna dalej pytać, bo przecież wie. On czasami jest Panem, a niekiedy Głosem, lub też migocząc, przeobraża swe kształty i przypomina Ewę lub Adama, lecz tylko po to, by zaspokoić ich próżność. A naprawdę jest niepodobny do niczego. W te dni, gdy jest kobiecy, Głos ma śpiewny, łagodny i przypomina matkę. Niekiedy mknie z wiatrem i z piorunami, i wtedy jest ojcem. A czasem w ogóle Go nie ma, choć jest. I wtedy najbardziej jest sobą.

– Wy, ludzie, wyobrażacie sssobie na Jego temat różne rzeczy, mniej lub bardziej prawdziwe, ale raczej mniej niż bardziej. I o to chodzi – uśmiechnął się Wąż.

Myszka przyjrzała mu się nieufnie.

– Nie wiesz, że nie trzeba, a nawet nie należy wszysssstkiego wyjaśniać? – spytał z uśmiechem.

– Nie wiem – przyznała, czując, że naprawdę nie chce wiedzieć, jak On wygląda. I nie chce, aby w ogóle miał wygląd.

Przez Ogród przemknął wiatr. Pan głęboko westchnął i zapadł się w światłocień, a Wąż podążył Jego śladem. Miał zwyczaj pojawiać się nagle i znikać równie niespodziewanie, lecz odnajdywał się zawsze wtedy, gdy był dziewczynce potrzebny.

Myszka ruszyła szukać Adama i Ewy. Nie było ich nad strumykiem i długo krążyła po Ogrodzie, zanim natrafiła na ich ślad koło jednej z jabłoni. W przeciwieństwie do innych, ta wydawała się mniejsza. Sprawiała wrażenie karłowatej i ułomnej. Myszka zrozumiała, że o tym drzewie mówiła jej kiedyś Ewa. To ono było cherlawe, słabe i należało o nie dbać, by nie uschło.

Ewa obrywała chore gałązki i spryskiwała wodą te, którym udało się zachować życie. Jej lalka, porzucona niedbale, leżała koło pnia. Jabłkowa głowa zaczęła gnić. Pęki trawy, udające włosy, pożółkły od słońca. Patyki, imitujące nogi i ręce, połamały się. “Trzeba zrobić nową”, pomyślała Myszka, ale Ewa na jej widok ożywiła się i powiedziała:

– Dobrze, że przyszłaś, bo moglibyśmy się nie spotkać. Chcemy stąd odejść.

– Opuszczacie Ogród? – zdziwiła się Myszka. – Przecież tutaj jest ślicznie.

– Tak, tutaj cały czas jest ślicznie – potwierdził Adam. – Ani przez chwilkę nic nie jest brzydkie…

– …więc my także wciąż jesteśmy tacy sami – dorzuciła Ewa. – Podobno bezgrzeszni, jak mówi Wąż, ale dlatego zamiast prawdziwego dziecka mamy lalkę. I spójrz, jak ona wygląda…! Nawet nie można jej przytulić.

– Ale macie tu wieczne życie, wieczną młodość, wieczny dzień. Nie wiecie, co to ciężar, choroba i noc – zaprotestowała Myszka.

– Chcemy iść tam, gdzie będziemy mężczyzną i kobietą – oświadczył Adam.

– Przecież jesteście Mężczyzną i Kobietą! – zdziwiła się Myszka.

– Nie – odparła Ewa. – Sama mówiłaś, że nie mamy tam “Nic”, oprócz figowego liścia. Spójrz na Ogród… Wszystkie tutejsze zwierzęta nie mają dzieci. Także rośliny ich nie mają. Nawet jabłka cały czas są takie same. Chcę wiedzieć, jak wygląda noc. Wolę znać Koniec, niż tkwić zawsze na Początku.

– I zostawicie Go samego? – spytała ze smutkiem Myszka.

– Myślę, że tutaj jesteśmy tylko Jego lalkami – powiedziała Ewa, a Myszka pomyślała, że Kobieta nawet nie wie, jak bliska jest prawdy.

– Chcemy być prawdziwi. Z krwi i kości – oświadczył Adam.

– Z brudu i błota, z pyłu i sssssadzy, ze śliny i flegmy – zasyczał Wąż za ich plecami, ale tego nie usłyszeli. Nie chcieli słyszeć.

– Z ciała – dorzucił Adam.

– Z ciała, które choruje, ssstarzeje się i rozsssypuje w proch – dopowiedział bezlitośnie Wąż.

– Co On na to, że chcecie odejść? – spytała niespokojnie Myszka.

– Powiedział nam, przez Węża, że możemy zjeść wszystkie jabłka w Jego Ogrodzie, bylebyśmy zostali. Ale ile można zjeść jabłek, nawet jeśli są zaczarowane? – pożaliła się Ewa.

– Zaczarowane powinny zdarzać się wyjątkowo, a nie być na co dzień – dodał po namyśle Adam.

Myszka namyślała się. Już wiedziała, że jedno, jedyne drzewo w Ogrodzie było inne. Nie miało cudownych, rajskich owoców; było zwykłym drzewem najzwyklejszych wiadomości złego i dobrego. Takich samych jak te w telewizyjnych “Wiadomościach”. Nie miało mocy czarodziejskiej przemiany, nie dawało uczucia odlotu; przeciwnie: bezlitośnie sprowadzało na ziemię. Koło tego drzewa stała teraz Ewa. To nim opiekowała się, aby nie uschło. To ono żyło dzięki jej pomocy. Wymykało się rajskim pojęciom urody i było kluczem do opuszczenia Ogrodu. Wąż mówił, że to drzewo było dobrze ukryte. To prawda. Stało w samym środku, pośród innych drzew, i było najbrzydsze, i to było najlepszym ukryciem, jakie można było wymyślić..

– Jeśli chcecie opuścić Ogród, musicie zerwać jabłko z zakazanego drzewa i je zjeść – powiedziała, pełna smutku, że pomaga w zburzeniu czegoś, co mogłoby trwać przez wieki. Piękne, nieskalane, nieśmiertelne, choć mało prawdziwe.

– Jak mamy znaleźć zakazane drzewo? – spytał Adam. – On ukrył je przed nami.

– Zassstanów się, Myszko – syknął ostrzegawczo Wąż. – Czy wiesz, co robisz?

Myszka jednak nie słuchała Węża. Już przemyślała wszystko.

– Stoicie przy tym drzewie – stwierdziła rzeczowo.

– Niemożliwe! – zawołała Ewa. – Przecież to ja uratowałam je od śmierci! To moje drzewo, a nie Jego!

Myszka nie chciała odbierać jej złudzeń. Już przeczuwała, że istnieje nieskończona liczba Ogrodów, z nieskończoną liczbą Adamów i Ew, którzy pewnego dnia – nie wbrew Niemu, lecz z Jego pomocą – opuszczają to miejsce i idą na dół, do ludzi. Już wiedziała, że On wciąż stwarza i stwarza kolejne Ogrody, kolejnych Adamów i Ewy, wierząc, że pewnego dnia stworzy istotę, z której naprawdę będzie zadowolony. Na razie wciąż Mu się nie udawało. I dlatego w każdym Ogrodzie rosło zakazane drzewo – tylko po to, aby jego mieszkańcy mogli złamać Jego zakaz i odejść, gdy znowu Go rozczarują.

– Musicie zjeść jabłko z tego drzewa. To ono jest kluczem do wszystkiego, właśnie dlatego, że wydaje się chore i kalekie – powiedziała Myszka.

– One nie nadają się do jedzenia! – zawołała Ewa. – Przyjrzyj się im, są brzydkie, a więc na pewno kwaśne i niesmaczne!

Myszka przyglądała się owocom cherlawej jabłonki.

48
{"b":"87879","o":1}