Литмир - Электронная Библиотека

“Na wszystko znajdą się racjonalne odpowiedzi. Zabraknie pytań, na które nie ma odpowiedzi”, stwierdził Adam z fascynacją, lecz niespokojna część jego umysłu znów zakłóciła mu podążanie za myślą naukowców:,Jeżeli każdemu pytaniu towarzyszyć będzie racjonalna odpowiedź, to gdzie pozostanie miejsce na tajemnicę?”

“Myszka to tajemnica”, uświadomił sobie i głośno powiedział: – Świat bez Myszki będzie doskonalszy. Świat bez tajemnic będzie… – i urwał. Jakim stanie się świat bez tajemnic? Czy taki jak bez Myszki? Z doskonałymi genetycznie ludźmi, których będzie tak wielu, że powoli przestanie się odróżniać jednych od drugich? Będą jak ożywione, precyzyjne klocki lego, z których stworzy się dowolną, przewidywalną konstrukcję? Bez żadnych niespodzianek i zaskoczeń?

W drzwi jego gabinetu nagle ktoś zaczął uderzać pięściami.

– Ty świnio! Ty potworze! Nasłałeś na nas obcych! Chcesz oddać Myszkę! Nie pozwolę! Nienawidzę cię!

Gwałtownie kliknął myszką i wyłączył się z Internetu. Drzwi, na szczęście, były zamknięte na klucz. Znieruchomiał, udając, że go nie ma. Głos Ewy zaczął się oddalać, a potem ucichł.

Tak, chciał oddać Myszkę. Chciał jej zapewnić bezpieczną egzystencję, z dala od nich obojga: minimum, którego ta dziewczynka potrzebowała, aby przeżyć – jedzenie, czyste ubranie, opiekę lekarską. I chciał też odzyskać żonę, jeśli było to jeszcze możliwe. Ale Ewa nie umiała tego zrozumieć ani docenić.

“A przecież, nawet gdyby jej geny były uszkodzone, moglibyśmy mieć dziecko z odpowiednio dobranego materiału. Stephen Hawking twierdzi, że to tylko kwestia czasu i że już niedługo na pewno będziemy poprawiać ludzi. Wtedy wszystkie Myszki znikną z powierzchni ziemi”, pomyślał.

Nagle sobie uświadomił: cóż to za paradoks! Przecież Stephen Hawking jest genialnym mózgiem w kalekim ciele! Jeździ na inwalidzkim wózku, karmią go przez rurkę, a głos ze sparaliżowanej krtani wydobywa jedynie za pomocą specjalnego aparatu!

“Gdyby poprawiono jego poczwarkowatą fizyczność, czy ten genialny mózg byłby równie bezbłędny, czy też poprawiony Stephen Hawking byłby, na przykład, zadowolonym ze swego życia przeciętnym zjadaczem chleba?”, zamyślił się Adam.

Nagle wyobraził sobie cały zastęp, ba, armię doskonałych ludzi, wyhodowanych według tego samego wzorca. Mogliby zaludnić naukowe laboratoria, instytuty, szpitale.

“A jeśli mimo użycia tego samego genetycznego materiału każdy z nich byłby całkowicie inny? Wbrew i emu, co mówi prezydent USA, język Boga musi być czymś więcej niż tylko zapisem kodu DNA…”

– Język Boga… – zaśmiał się szyderczo, ale zaraz się zasępił: “Czy jest możliwe, że te dzieci nazwano Darami Pana, bo lepiej rozumieją język Boga niż wszyscy uczeni świata razem wzięci?”

Cichutko otworzył drzwi gabinetu i na palcach przeszedł do kuchni, żeby zrobić sobie kawę. Ewa, na szczęście, była w salonie, a hol był pusty. W kącie leżał poszarpany pluszowy miś bez jednej nogi. Barbie i Ken zniknęli.

“Wreszcie zniszczyła lalki. Może kupić nowe?”, zastanowił się przelotnie, ale zaraz sobie uprzytomnił, że Myszka nie jest w stanie odróżnić tak pięknej lalki jak Barbie od zwykłego szmacianego potworka.

*

Myszka znowu obserwowała zza drzewa mieszkańców Ogrodu. Teraz, gdy już mieli imiona, sprawiali inne wrażenie, niż gdy ujrzała ich po raz pierwszy. Byli jakby mniej plastikowi, choć wciąż im czegoś brakowało. I nie chodziło już o “Nic” pod figowym liściem. Dziewczynka przyglądała się nieruchomej, obojętnej twarzy Adama i idealnemu obliczu Ewy, zastygłemu w grymasie wydatnych warg.

– Wiem… – uprzytomniła sobie i ruszyła ku nim.

– Jesteś wreszcie – powiedziała oskarżycielsko Kobieta. – Znów stoisz za tym drzewem i nas obserwujesz, nie podchodzisz. Co ci się tym razem nie podoba?

– Skąd wiesz, że stałam za drzewem? – zdziwiła się Myszka.

– On mi powiedział – i Ewa wskazała na Węża. Wąż zachichotał. “Zdrajca”, pomyślała Myszka. “Lubi mnie, ale nie wolno mu ufać. A jednak ja też go lubię, bo wiem, czego się po nim spodziewać”.

– Nie wiesz, że jesteś nam potrzebna? – ciągnęła z irytacją Kobieta.

– Do czego? – zdziwiła się Myszka.

– On wprawdzie nas stworzył, ale poza zakazem zjadania jabłek z jakiegoś drzewa, o którym nie wiemy, gdzie rośnie, nie powiedział, co mamy robić. Więc tkwimy koło strumienia i nudzimy się – wyjaśnił Adam ponuro.

– I tak będzie wiecznie! – zawołała Ewa.

– Wiecznie? – zdziwiła się Myszka. Wąż znowu zachichotał i leniwie przeciągnął się na swoim drzewie.

– Oni sssą nieśmiertelni – wyjaśnił. – Mają Początek, ale nie będą mieli Końca.

Myszka zamyśliła się. Myśli krążyły tym razem z szybkością tak zawrotną, że aż jej się zawróciło w głowie.

– Mają Początek, nie będą mieć Końca, lecz mogą mieć Środek – oznajmiła. – Ale najpierw muszą nauczyć się uśmiechu. Posiadają nieśmiertelność i nie umieją się z niej cieszyć?

– Nie wiem, czy jessst z czego – mruknął Wąż, ale lak cicho, że usłyszała go tylko Myszka. Udała, że nie słyszy, i mówiła dalej: – Musicie się uśmiechać! Uśmiechnij się do Adama, Ewo…

– Uśmiechnij? – spytała z niezrozumieniem Kobieta.

– Ooo, tak, widzisz? – i Myszka rozchyliła usta,:i ponieważ rozbawił ją zdziwiony wyraz twarzy nowych znajomych, zaczęła się głośno śmiać. Ewa i Adam próbowali ją naśladować. Początkowo czynili to nieudolnie, ale po chwili zaczęli wydawać z siebie dźwięki, które przypominały śmiech. Im dłużej to trwało, tym śmiech stawał się prawdziwszy, jakby Kobieta i Mężczyzna zarażali się nim od Myszki i od siebie nawzajem.

– Prawie dobrze – orzekła Myszka z zadowoleniem.

– Do czego potrzebny jest śmiech? – spytała Ewa, wciąż chichocząc.

Myszka zamyśliła się. Mama nie uśmiechała się zbyt często, a jednak od jej uśmiechu robiło się jaśniej, i to zarówno w miejscu, gdzie przebywały, jak i we wnętrzu Myszki. Tata nigdy się nie uśmiechał – i gdy się pojawiał, zachmurzony, dziewczynka miała uczucie, że sufit w holu obniża się i zsuwa ku jej głowie, a ściany zbiegają się wokół i zamykają jak niebezpieczna pułapka.

– Śmiech oświetla życie. Jest jak lampa – odparła. – Bez niego jest ciemno, duszno i ciasno, nawet wówczas, gdy świeci słońce. Dlatego tam, na dole, tak często panuje mrok.

– Chciałabym zobaczyć mrok – powiedziała tęsknie Ewa i rozejrzała się po rozsłonecznionym Ogrodzie. Dopiero teraz Myszka zauważyła, że nie ma tu cienia. Nie dają go ani drzewa, ani ludzie. Nawet Wąż nie dawał cienia. “Słońce bez cienia jest mniej słoneczne”, uświadomiła sobie ze zdziwieniem.

Adam wskazał liść figowca i spytał:

– Czy tam, skąd przychodzisz, kobiety i mężczyźni mają coś pod nimi?

– Ooo, tak. I chyba coś ważnego. Dlatego przykrywają to ubraniami – odparła dziewczynka.

– Skoro to takie ważne, to czemu przykrywają? – zdziwił się Adam.

Myszkę zaskoczyła jego uwaga. Przykrywanie zajmowało ludziom na dole bardzo wiele czasu. A zarazem to, co przykryte, budziło większą ciekawość. Nagość Adama i Ewy była monotonna.

– To co przykryte, wydaje się ciekawsze niż to, co na wierzchu – odparła. – Ale tam, na dole, oni już zapomnieli, po co się przykrywają, i teraz ważniejsze jest dla nich, czym to robią. Każdy chce mieć lepszy liść figowy niż inni. Większy i ładniejszy. Taki, żeby inni zazdrościli – dodała po chwili, przypominając sobie kolorowe żurnale mamy i pełną ubrań szafę Barbie.

– W Ogrodzie wszystkie liście figowe są jednakowe – zwrócił uwagę Adam.

– Ja też chcę mieć ładniejszy liść niż ten! – zawołała Ewa. – I chcę mieć to samo pod liściem, co mają ludzie na dole!

Wąż opuścił się ze swego drzewa i szturchnął ją gniewnie:

– On dał ci tak wiele, jesssteś nieśmiertelna, nie czeka cię Koniec, dossstałaś imię, otrzymałaś w darze uśmiech i wciąż jesssteś niezadowolona!

Ewa wzruszyła ramionami:

– Wolałabym być na dole i mieć Środek i Koniec. Czas chyba płynie szybciej, gdy czeka się na Koniec? Nie widzisz, że stoimy z Adamem w miejscu? I straszliwie się nudzimy?

– Ale na dole nie zawsze jest dobrze – odparła ostrożnie Myszka. – Ciało jest cięższe niż tu. Czasem aż boli.

– Tam ciało trwa krótko, a tutaj wiecznie. Tam bywa chore, a tu jest dosssskonałe – zasyczał Wąż.

– Ale tutaj jest nudno! – tupnęła nogą Ewa.

– Spróbujcie się pobawić, wtedy nie będzie wam nudno – zaproponowała Myszka.

– Czym? – spytała gniewnie Ewa. – Czym mamy się bawić?

Dziewczynka znowu się zamyśliła. Zastanawiała się, co ona, Myszka, robi wtedy, gdy się nudzi – jeśli w ogóle się nudzi (stwierdziła, że prawie nigdy) – i wreszcie sobie przypomniała:

– Zróbcie sobie lalkę – powiedziała z ożywieniem.

– Co to jest lalka? – spytała Ewa.

– Lalka… lalka jest malutkim, nieprawdziwym dzieckiem – orzekła po namyśle. – Zaraz wam pokażę…

Zrobienie lalki w Ogrodzie, bez pomocy mamy, bez szmatek czy plasteliny, nie było łatwe. A jednak udało się. Lalka miała tułów z grubego patyka, głowę z jabłka, oczy z pestek, nos z kwiatowej łodyżki i usta z rozgniecionych malin. Pęk trawy zastąpił włosy. Kolejne patyki stały się rękami i nogami, a liście ubraniem. A gdy Myszka zanuciła kołysankę i pohuśtała lalkę na rękach, Ewa wydała okrzyk radości i wyrwała ją z jej rąk.

– Moja lalka – powiedziała stanowczo.

– Twoja – przytaknęła Myszka.

– Nasza – poprawił Adam.

– Wasza – zgodziła się dziewczynka. – Szkoda, że to nie jest prawdziwe dziecko, wtedy już nigdy byście się nie nudzili. Ale żywe dzieci są tylko na dole.

– Jak bardzo są żywe? Takie jak ty? – spytał Adam.

– Trochę lepsze – odparła szczerze Myszka. Zdawała sobie sprawę ze swojej inności.

– Chciałabym mieć żywe dziecko – westchnęła Ewa.

– Nie możecie mieć dziecka, póki jesteście w Ogrodzie – powiedziała Myszka. – Wszystko tutaj jest od razu duże. Ptaki, zające, krowy i kangury… Jakby nigdy nie były dziećmi. A zarazem nie są tak duże, aby mogły mieć własne dzieci.

45
{"b":"87879","o":1}