Jeżeli asteroid ma w ogóle jakiś centralny punkt, to będzie nim Miasto Heechów. Jest to wrzecionowata jaskinia w pobliżu jego geometrycznego centrum. Mówią, że kiedy Heechowie budowali Gateway, mieszkali w niej. Na początku my również tam mieszkaliśmy, lub w pobliżu — my, którzy przylecieliśmy z Ziemi (a także z innych planet. Przed nami, na przykład przybył statek z Wenus). Mieszczą się tu budynki Korporacji. Później, jeśli wzbogacimy się dzięki wyprawie, będziemy mogli przenieść się bliżej powierzchni, gdzie jest trochę wyższe ciążenie i mniejszy hałas. A co najważniejsze, mniej śmierdzi. Już parę tysięcy ludzi wydzielało smrody w atmosferę, oddychało powietrzem, którym teraz oddycham i oddawało mocz, który piję. Nie przebywali tu zbyt długo, przynajmniej większość z nich. Ale smród wciąż pozostawał.
Smród mi nie przeszkadzał. Inne rzeczy zresztą też nie. Gateway była biletem loteryjnym do wielkiej wygranej: do Pełnego Serwisu Medycznego, dziewięciopokojowego domu, dwojga dzieci i mnóstwa radości. Wygrałem już raz na loterii. Dawało mi to nadzieję na nową wygraną.
Wszystko wyglądało tu fascynująco, choć jednocześnie i obskurnie. Trudno mówić o jakimś luksusie. Za 238.575 dolarów dostawałeś podróż na Gateway, dziesięciodniowy pobyt z zapewnionym wyżywieniem, mieszkaniem i powietrzem, skrócony kurs obsługi statku oraz możliwość zgłoszenia się na najbliższy lot. Lub jakiś inny, który ci odpowiada. Nie zmuszają cię wprawdzie, byś zdecydował się na jakiś konkretny lot czy w ogóle na jakikolwiek.
Korporacja nie czerpie z tego żadnych zysków. Ceny kształtują się mniej więcej na poziomie kosztów. Nie znaczy to wcale, że są niskie, a z pewnością już nie znaczy, że to, co otrzymujesz, jest dobre. Jedzenie przypominało to, które sam wykopywałem i jadłem przez całe życie. Mieszkanie było mniej więcej wielkości dużego kotła parowego — jedno krzesło, kilka szafek, rozkładany stół i hamak, który do spania rozwieszało się między rogami pokoju.
Moimi sąsiadami była rodzina z Wenus. Udało mi się raz do nich zajrzeć przez uchylone drzwi. Wyobraźcie to sobie: czworo ludzi w takiej kabinie! Pewnie spali parami, zawieszając hamaki po przekątnych. Z drugiej strony był pokój Sheri. Zaskrobałem w jej drzwi, ale nikt nie odpowiedział. Pokój nie był zamknięty. Na Gateway zostawia się otwarte drzwi, ponieważ nie ma tu i tak nic wartościowego, co można by ukraść. Sheri gdzieś wyszła. Dookoła leżało rozrzucone ubranie, które nosiła na statku.
Domyśliłem się, że poszła się trochę rozejrzeć, i żałowałem, że nie przyszedłem nieco wcześniej. Z przyjemnością zwiedziłbym Gateway w czyimś towarzystwie. Oparłem się o bluszcz wyrastający z jednej ze ścian tunelu i wyciągnąłem mapę.
Mapa dała mi pewne pojęcie o tym, czego szukać. Były tam takie nazwy jak „Park Centralny” i „Jezioro Główne”. Co to mogło być? Zastanawiałem się nad „Muzeum Gateway”, co brzmiało interesująco, oraz „Szpitalem Końcowym”, co wyglądało już całkiem kiepsko; później odkryłem, że „końcowy” — tak jak w przypadku końca linii — znaczyło kres podróży. W Korporacji nie mogli nie wiedzieć o tym innym znaczeniu, ale nie zaprzątano sobie głowy odczuciami poszukiwaczy.
Tak naprawdę, to chciałem zobaczyć statek.
Gdy tylko sobie to uświadomiłem, zrozumiałem, jak bardzo mi na tym zależy. Głowiłem się, którędy dotrzeć do powłoki zewnętrznej, gdzie z pewnością znajdowały się doki statków. Chwyciwszy się poręczy jedną ręką, drugą próbowałem trzymać mapę otwartą. Szybko też zorientowałem się, gdzie jestem. Dotarłem do pięciotunelowego skrzyżowania, które na mapie było chyba oznaczone jako „Wschodnia Gwiazda Laleczka G”. Jeden z tuneli prowadził do zlotni, tyle że nie wiedziałem który.
Spróbowałem na chybił trafił i znalazłem się w ślepej uliczce. Wracając zaskrobałem w jakieś drzwi, żeby zapytać o drogę. Otworzyły się. — Przepraszam — powiedziałem… i urwałem.
Mężczyzna, który otworzył drzwi, zdawał się być tego samego wzrostu co ja; było to jednak tylko złudzenie. Nasze oczy znajdowały się na tym samym poziomie, ale jego ciało kończyło się na talii. Nie miał nóg. Coś powiedział, lecz nie po angielsku. Nie zrozumiałem więc, co i tak nie miało żadnego znaczenia. Cała moja uwaga koncentrowała się na nim. Miał na sobie przejrzystą jaskrawą tkaninę przywiązaną do nadgarstków i talii łagodnie trzepotał powstałymi w ten sposób skrzydłami, by utrzymać się w powietrzu. Nie było to takie trudne w niskiej grawitacji Gateway. Ale wyglądało osobliwie. — Przepraszam — powtórzyłem. — Chciałem się tylko dowiedzieć, jak mógłbym się dostać do Poziomu Tani. — Starałem się nie patrzeć na niego, ale mi się to nie udawało.
Uśmiechnął się.
W starej, nie pokrytej zmarszczkami twarzy zabielały zęby. Czarne oczy osadzone były pod grzywą krótkich białych włosów. Wysunął się obok mnie na korytarz i doskonałą angielszczyzną powiedział: — Oczywiście. Niech pan skręci w pierwszy tunel na prawo, potem prosto do następnego skrzyżowania i w drugi na lewo. Będą znaki. — Brodą wskazał mi kierunek.
WITAMY NA GATEWAY!
Gratulujemy!
Należysz do nielicznych osób, które każdego roku zostaję uczestnikami z ograniczoną odpowiedzialnością Przedsiębiorstwa Gateway. Twoim pierwszym obowiązkiem jest podpisanie załączonej umowy. Nie musisz tego jednak robić od razu. Radzimy, byś ją dokładnie przestudiował i skorzystał z porady prawnej, jeśli takowa jest dostępna.
Przed podpisaniem umowy nie przysługuje ci jednakże prawo zamieszkiwania w pomieszczeniach Korporacji, stołowania się w kantynie czy też uczestnictwa w kursach instruktażowych.
Osoby, które przybywają tu jako turyści lub nie chcą na razie podpisywać umowy, mogą zamieszkać w Hotelu Gateway oraz jadać posiłki w Restauracji.
Podziękowałem mu i zostawiłem unoszącego się w powietrzu. Chciałem się obrócić, ale nie byłoby to w dobrym tonie. Wszystko to było dziwne. Nie przyszło mi do głowy, że na Gateway zobaczę kalekę.
Byłem wtedy jeszcze bardzo naiwny.
UTRZYMANIE GATEWAY
Celem pokrycia kosztów utrzymania Gateway wszyscy zobowiązani są do wnoszenia opłat dziennych za powietrze, regulację temperatury, administrację i inne usługi.
Gościom powyższe opłaty wlicza się do rachunku hotelowego.
Opłaty obowiązujące inne osoby są umieszczone w cenniku. Istnieje możliwość uiszczenia podatku na rok z góry. Uchylanie się od wnoszenia dziennych opłat powoduje natychmiastowe wydalenie z Gateway.
Uwaga: Nie gwarantujemy miejsca na statku dla osób wydalonych.
Ujrzawszy go poznałem Gateway tak, jak nie poznałbym jej ze statystyk. Statystyki są wystarczająco przejrzyste i wszyscy dobrze je znają, ci, którzy przybyli tu jako poszukiwacze, a także o wiele większa liczba tych, którzy pragnęli nimi zostać. Około osiemdziesięciu procent wypraw wraca z niczym. Około piętnastu nie wraca w ogóle. A więc jeden na dwudziestu, średnio biorąc, wraca z lotu z czymś, z czego Gateway — a ogólnie ludzkość — może mieć jakiś pożytek. Gdy ktoś zarobi choć na pokrycie kosztów przyjazdu tutaj i pobytu, to już dużo.
A jeśli przytrafi ci się coś złego podczas podróży… hm, to pech. Szpital Końcowy jest równie dobrze wyposażony jak wszystkie inne. Trzeba się jednak tam dostać, żeby ci to coś dało, a możesz być w podróży wiele miesięcy. Jeśli przytrafi ci się to po dotarciu do celu — co zdarza się najczęściej — niewiele będzie ci można pomóc, dopóki nie wrócisz na Gateway. Ale wtedy może być już za późno, by cię poskładać, a może i za późno, by utrzymać przy życiu.
Aha: nie pobiera się opłat za podróż powrotną do miejsca, skąd się przybyło. Rakiety zawsze przylatują pełniejsze niż wracają. Nazywa się to kosztami własnymi.
Podróż powrotna jest za darmo… ale do czego wracać? Zjechałem po linie do Poziomu Tani, skręciłem w tunel i wpadłem prosto na mężczyznę w czapce z opaską na ramieniu. Policjant Korporacji. Nie mówił po angielsku, ale wskazał mi drogę powrotną, a jego postura była już wystarczająco przekonywająca. Chwyciłem linę, wzniosłem się jeden poziom, przeszedłem do innej zlotni i spróbowałem jeszcze raz.