Литмир - Электронная Библиотека

Może dlatego, że cała ich aparatura obserwacyjna była, jak się wydaje, umieszczona na dziobie. A może dlatego, że właśnie dziób jest zawsze dobrze opancerzony, nawet w małych statkach, przeciwko, jak sądzę, uderzeniom molekuł gazu i pyłu. Większe statki — niektóre Trójki i prawie wszystkie Piątki, są jednak całe opancerzone. Ale i one się nie odwracają.

Kiedy zatem migoce spirala i włącza się napęd wsteczny, wiadomo, że minęła jedna czwarta czasu samej podróży. Nie musi to być oczywiście ćwiartka czasu całej wyprawy. Natomiast długość pobytu w miejscu przeznaczenia to całkiem odrębna sprawa. Decyzję co do tego podejmuje się samemu. Wiadomo w każdym razie, że minęła ćwiartka podróży na automatycznych sterach.

Mnoży się więc wtedy przez cztery liczbę dni, które już minęły i jeśli wynik jest mniejszy niż liczba dni, na które starczy ci żywności, wiesz przynajmniej, że nie czeka cię głodowa śmierć. Różnica między tymi dwiema liczbami oznacza czas, jaki możesz spędzić w miejscu przeznaczenia.

Podstawowe zapasy żywności, wody i powietrza starczają na dwieście pięćdziesiąt dni. Można jednak bez większego trudu rozciągnąć je na trzysta — człowiek wraca wtedy po prostu chudszy i w nienajlepszym stanie. Kiedy mija więc sześćdziesiąt lub sześćdziesiąt pięć dni podróży bez odwrócenia ciągu, wiadomo, że mogą być kłopoty. Zaczyna się wtedy nieco mniej jeść. Kiedy mija tak osiemdziesiąt lub dziewięćdziesiąt dni, problem rozwiązuje się sam, bo nie ma już wyboru, wiadomo, że umrzesz, zanim dotrzesz z powrotem. Mógłbyś spróbować zmiany kursu. Ale to tylko inny rodzaj śmierci, sądząc przynajmniej z tego, co mówią ci, którzy przeżyli.

Przypuszczalnie Heechowie potrafili dowolnie zmieniać trasę lotu, ale jak to robili, pozostanie jednym z tych zasadniczych pytań bez odpowiedzi, jak na przykład, dlaczego wszystko tak skrzętnie uprzątali? Albo — jak wyglądali? Albo — dokąd się wynieśli?

Kiedy byłem mały, na jarmarkach sprzedawano dowcipną książeczkę zatytułowaną „Wszystko, co wiemy o Heechach”. Miała sto dwadzieścia osiem stron, a wszystkie puste.

Jeśli Sam, Dred i Mohamad byli pedałami, a nie miałem powodu w to wątpić, przez pierwsze dni nie obnosili się z tym. Zajmowali się tym, co ich interesowało: czytali, w słuchawkach na uszach słuchali muzyki, grali w szachy, a kiedy udało im się namówić Klarę i mnie — w chińskiego pokera. Nie graliśmy na pieniądze, ale o zwolnienie z wachty (po paru dniach Klara stwierdziła, że prawdziwie wygrany był ten, który przegrał, bo miał więcej zajęcia, które wypełniało czas). Traktowali nas życzliwie, choć stanowiliśmy heteroseksualną mniejszość pośród homoseksualnej większości dominującej na statku. Oddawali nam lądownik dokładnie na połowę czasu, mimo że stanowiliśmy zaledwie czterdzieści procent załogi.

Jakoś się dogadywaliśmy. Całe szczęście. Przez cały czas każde z nas nusiało żyć w cieniu i smrodzie pozostałych.

Wnętrze statku, nawet Piątki, jest niewiele większe od niedużej kuchni. Trochę dodatkowej przestrzeni znaleźć można w lądowniku wielkości sporej szafy, ale przynajmniej na początku jest on zwykle wyładowany zapasami i sprzętem. Od całej kubatury, wynoszącej około czterdzieści dwa — trzy metry sześcienne, należy jeszcze odjąć miejsce zajmowane przez to wszystko, co wchodzi do środka oprócz mnie, ciebie i innych poszukiwaczy.

W tau-przestrzeni przyspieszenie odbywa się powoli i stopniowo. W zasadzie nie jest to nawet przyspieszenie, lecz raczej opór atomów twego ciała, jaki stawiają przy przekraczaniu prędkości światła. Można je równie dobrze uznać za tarcie, jak za grawitację. Odczuwa się je trochę jak ciążenie. człowiek ma wrażenie, że waży ze dwa kilo.

Oznacza to, że odpocząć można jedynie na czymś, każdy członek załogi posiada więc składaną uprząż, która po otwarciu otula go do snu, lub może uformować coś w rodzaju krzesła. Oprócz tego każdy posiada swoją cząstkę przestrzeni przeznaczoną na szafki z taśmami, dyskami i ubraniem, którego potrzeba zresztą zbyt wiele, na przybory toaletowe, zdjęcia osób bliskich drogich (jeśli takie się ma) i na pozostałe rzeczy, które w ramach swojej normy ciężaru i masy (75 kilogramów, 0,3 m3) postanowił zabrać. Jak widać, już to chociażby zajmuje dosyć miejsca.

Do tego trzeba jeszcze dodać pierwotne wyposażenie statku, z którego trzy czwarte i tak nie przyda się na nic. Choćbyś nawet potrzebował, nie wiedziałbyś, jak tego użyć. Dlatego urządzenia te należy zostawić w spokoju. Nie można jednak żadnego z nich usunąć, ponieważ aparatura Heechów stanowi integralną całość. Jeśli amputuje się jeden fragment — reszta obumiera. Gdybyśmy wiedzieli, jak goić takie rany, zapewne można by się było pozbyć częściowo tych rupieci, a statek i tak by działał. Jednak nie wiemy, wszystko więc pozostaje na swoim miejscu: romboidalna złota skrzynka, która wybucha przy próbie otwarcia, krucha spirala ze złotawej rurki, jarząca się od czasu do czasu, a jeszcze częściej nagrzewająca się nieznośnie (nikt nie wie, dlaczego) i tak dalej. Wszystko musi zostać na miejscu i człowiek co chwila się o to obija.

Do tego zaś trzeba jeszcze dodać wyposażenie ludzi: szczelnie dopasowane skafandry, po jednym dla każdego, sprzęt fotograficzny, urządzenia sanitarne, przybory kuchenne, pojemniki na odpadki. Poza tym zestawy analityczne, broń, wiertła, pudełka na próbki, czyli cały ekwipunek, który zabiera się na powierzchnię planety, jeśli człowiek szczęśliwie znajdzie taką, na której można wylądować.

W efekcie miejsca pozostaje niewiele. Przypomina to trochę życie przez wiele tygodni pod maską bardzo dużej ciężarówki, której silnik jest włączony, wraz z czterema pozostałymi ludźmi rywalizujesz o odrobinę przestrzeni.

Po dwóch dniach rozwinęło się we mnie nieuzasadnione uprzedzenie wobec Hana Tayeha. Był za duży — zajmował znacznie więcej miejsca, niż mu się należało.

Tak naprawdę, to Han był niższy ode mnie, choć więcej ważył. Mnie nie przeszkadzało oczywiście, ile przestrzeni sam zajmuję. Przeszkadzało mi natomiast, gdy ktoś mi zawadzał. Sam Kahane miał lepsze wymiary — nie więcej niż metr sześćdziesiąt — i czarną, sztywną brodę oraz szorstkie zmierzwione włosy, które pokrywały cały jego brzuch powyżej cache-sexe, pierś, a także całą powierzchnię pleców. Nie uważałem jednak, że Sam narusza moją przestrzeń życiową, dopóki w jedzeniu nie znalazłem długiego, czarnego włosa z jego brody. Han przynajmniej nie był prawie wcale owłosiony, miał miękką, złotawą skórę, dzięki której wyglądał jak eunuch z haremu króla Jordanii (czy jordańscy królowie trzymali eunuchów w haremach? I czy w ogóle mieli haremy? Ham chyba nie miał o tym zbyt wielkiego pojęcia — jego rodzice już od trzech pokoleń mieszkali w New Jersey).

Łapałem się czasem nawet na tym, że porównywałem Klarę z Sheri, która była co najmniej dwa numery mniejsza. Zaś Dred Frauenglass, trzeci z grupy Sama, był delikatnym, szczupłym, młodym mężczyną, niezbyt rozmownym i na oko zajmującym mniej miejsca niż ktokolwiek z pozostałych.

Byłem jedynym nieopierzeńcem i wszyscy po kolei tłumaczyli mi te nieliczne zadania, które musieliśmy wykonywać. Trzeba prowadzić regularne zapisy fotograficzne i spektrometryczne, oraz nagrywać odczyty z pulpitu kontrolnego, na którym stale następują minimalne zmiany w odcieniach i natężeniach barw ( Ciągle jeszcze się głowią nad tymi kolorami mając nadzieję kiedyś zrozumieć ich znaczenie). Trzeba też fotografować i analizować widma gwiazd w tau-przestrzeni. Wszytko to razem zajmuje może dwie roboczogodziny dziennie. Na pracę przy przygotowywaniu posiłków i sprzątaniu poświęca się następne dwie.

Tak zużywa się w pięć osób jakieś cztery roboczogodziny dziennie, czyli w sumie pozostaje do zagospodarowania około osiemdziesięciu. Nieprawda, nie to jest najważniejsze. W rzeczywistości wszyscy czekają na hamowanie.

Trzy dni, cztery, tydzień, zacząłem uświadamiać sobie wzrastające nacięcie, w którym nie uczestniczyłem. Po dwóch tygodniach wiedziałem już, jak to jest, bo i mnie się ono udzieliło. Wszyscy na to czekaliśmy. Przed pójściem spać zawsze spoglądaliśmy na spiralę, by sprawdzić, czy jakimś cudem się nie rozjarzyła. Pierwszą myślą po przebudzeniu było: czy sufit stał się już podłogą? W trzecim tygodniu zrobiliśmy się bardzo rozdrażnieni. Najwyraźniej objawiało się to u Hama, pulchnego, złotoskórego Hama o twarzy wesołka.

27
{"b":"303692","o":1}