Литмир - Электронная Библиотека

— Jimmy Chou też tak mówił — zauważyła dziewczyna — ale mój ojciec twierdzi, że przejrzał wszystkie rejestry lotów od czasu Pierwszej Orbity i że Jedynki nie są wcale takie złe.

— Twój ojciec może wziąć moją, jeśli tylko zechce — odpowiedziała Gelle — Klara Moyniin. — Tu nie tylko chodzi o statystykę, w Jedynkach daje się we znaki samotność. Poza tym jedna osoba nie może wszystkiemu podołać. Jeżeli się na coś natrafi, dobrze mieć kogoś w statku, w tym jednego na orbicie. Większość z nas tak robi, bo ma się w ten sposób poczucie bezpieczeństwa — przynajmniej jest ktoś, kto może ci pomóc, jeśli sprawy przybiorą zły obrót. Tak więc dwoje z was wsiądzie do lądownika i leci, by się rozejrzeć. Oczywiście, kiedy coś znajdziecie, musicie podzielić to na troje. Jeżeli jest tego dużo, starczy dla wszystkich. Jeżeli nie, to i tak jedna trzecia zera nie jest mniej niż zero.

— W takim razie, czy nie lepsza jest Piątka? — zapytałem. Klara popatrzyła na mnie i jakby mrugnęła okiem. Nie myślałem, że pamięta wczorajszy taniec. — Może tak, a może nie. Jeśli chodzi o Piątki, to odznaczają się one prawie nieograniczoną selektywnością celu.

— Czy możesz mówić bardziej po ludzku? — poprosiła słodko Sheri.

— Piątki wybierają cele, których nie mają Trójki i Jedynki. Moim zdaniem dlatego, że niektóre z tych miejsc są niebezpieczne. To Piątka powróciła z wyprawy w najgorszym stanie, jaki widziałam. Wszystko było pokiereszowane, osmalone, pogięte — nikt nie wie, jak w ogóle udało jej się wrócić. Ani gdzie była. Słyszałam, tylko, jak ktoś mówił, że mogła znaleźć się w fotosferze jakiejś gwiazdy. Załoga niewiele mogła nam już powiedzieć. Wszyscy zginęli.

Oczywiście — ciągnęła pogrążona w zadumie — opancerzona Trójka ma prawie tak dużą selektywność celu, jak Piątka, ale wszędzie jest ryzyko. A teraz bierzmy się do roboty, dobrze? Ty — wskazała na Sheri — usiądź tutaj.

Dziewczyna Forehandów i ja cofnęliśmy się pośród sprzętu wykonanego zarówno przez ludzi, jak i Heechów, żeby zrobić jej miejsce. Nie było tego zbyt wiele. Gdyby wyrzucić wszystko z Trójki, można by uzyskać przestrzeń o wymiarach cztery na trzy metry, ale oczywiście nigdzie się wtedy nie poleci.

Sheri siadła przed kolumną gałek z kołkami usiłując usadowić się wygodnie. — Co za tyłki mieli ci Heechowie? — poskarżyła się.

— Następne rozsądne pytanie — zauważyła nauczycielka — i znów brak równie rozsądnej odpowiedzi. Jeżeli ją znajdziesz, to powiedz. To Korporacja założyła tę siatkę na siedzenie. Pierwotnie jej tam nie było. No, dobra. Patrzysz teraz na selektor celu. Połóż rękę na jednej z gałek. Którejkolwiek. Tylko nie dotykaj innych. A teraz porusz ją. — Z niepokojem spoglądała, jak Sheri dotyka dolnej gałki, naciskają palcami, potem kładzie na niej całą dłoń, zapiera się całym ciałem o oparcie fotela w kształcie litery V i ciśnie. W końcu gałka poruszyła się i wzdłuż kolumny zaczęły migotać światełka.

— Musieli być bardzo silni — jęknęła Sheri.

Po kolei mocowaliśmy się z tą samą gałką — Klara nie pozwoliła nam tego dnia dotknąć innych — i kiedy przyszła kolej na mnie, byłem zaskoczony, że musiałem użyć całej siły, by ją poruszyć. Nie była chyba zaklinowana przez rdzę, wręcz przeciwnie, wyglądało na to, jakby z góry zaplanowano, że gałka ma się obracać z trudem. Prawdopodobnie tak było, jeśli weźmie się pod uwagę fakt, w jakie tarapaty można popaść zmieniając przypadkowo ustawienie w trakcie lotu.

Oczywiście teraz wiem o tym znacznie więcej, niż wiedziała wtedy moja instruktorka. Nie to, żebym był mądrzejszy, ale wciąż jeszcze zrozumienie tego, co dzieje się podczas ustawiania kursu na cel, zabiera wielu ludziom kupę czasu.

Selektor celu to po prostu pionowy rząd generatorów cyfrowych. Światełka, które się zapalają, oznaczają liczby — nie jest to jednak takie oczywiste, ponieważ nie wyglądają jak liczby. Nie są ani pozycyjne ani dziesiętne (Najwyraźniej Heechowie wyrażali liczby jako sumy liczb pierwszych i wykładników potęgowych — ale to za mądre na moją głowę). Tak naprawdę, cyfry odczytywać muszą jedynie piloci kontrolni i programiści lotów pracujący dla Korporacji, i tak zresztą nie robią tego sami, lecz za pomocą komputerowego translatora.

STATKI GATEWAY

Statki dostępne na Gateway mogą odbywać międzygwiezdne podróże z szybkością większą od prędkości światła. Nie ustalono dotychczas zasady systemu napędowego (zob. podręcznik pilota). Statek wyposażony jest również w dość konwencjonalny silnik rakietowy na ciekły wodór i tlen, stosowany do korekcji lotu i do napędu lądownika wchodzącego w skład każdego pojazdu międzygwiezdnego.

W zależności od liczby osób na pokładzie statki dzielimy na Jedynki, Trójki i Piątki. Niektóre pojazdy są szczególnie ciężkiej konstrukcji i te określamy jako „opancerzone”. Większość opancerzonych statków to Piątki.

Każdy statek zaprogramowany został do automatycznego lotu w kierunku miejsc przeznaczenia. Powrót jest samoczynny i w praktyce o dużej niezawodności. Kurs pilotażu ręcznego przygotowuje do wszelkich koniecznych zadań związanych z bezpieczeństwem lotu (por. przepisy bezpieczeństwa w podręczniku pilota).

Pierwszych pięć cyfr — odczytując z dołu do góry — oznaczać ma pozycję celu w przestrzeni (według Dane Miecznikowa nie jest to z dołu do góry, lecz od przodu do tyłu, co mówi nam coś o samych Heechach. Byli ukierunkowani trójwymiarowo jak prymitywny człowiek, a nie, jak my, dwuwymiarowo.

Wydawałoby się, że trzy liczby wystarczą, by opisać każde położenie we Wszechświecie. Jeśli tworzy się trójwymiarowe wyobrażenie Galaktyki, to można za pomocą trzech wymiarów wyznaczyć liczbowo dowolny punkt. Ale Heechowie potrzebowali na to pięciu. Czy znaczy to, iż przestrzeń była dla nich pięciowymiarowa? Mieczników twierdzi, że nie…

W każdym bądź razie, kiedy zablokuje się pierwszych pięć liczb, pozostałym siedmiu można nadać całkiem dowolne położenie, a statek i tak poleci, jeśli tylko pociągnie się dźwignię startu.

No więc wybierasz, a właściwie robią to programiści kursu z Korporacji, cztery liczby na chybił trafił. Potem obracasz piątą gałkę, aż zaczyna się jarzyć jakby różowe światełko ostrzegawcze. Czasami ledwie migoce, czasami pali się jaskrawo. Jeżeli zatrzyma się gałkę w tym położeniu i naciśnie płaską owalną część pod dźwignią startu, wtedy pozostałe pokrętła obracają się same o kilka milimetrów w lewo lub w prawo, a różowe światełko jaśnieje jeszcze silniej. Kiedy się zatrzymują, światełko jest już przeraźliwie różowe i przeraźliwie jaskrawe. Mieczników mówi, że to automatyczny dostrajacz. Urządzenie to uwzględnia błąd człowieka — przepraszam, mam na myśli błąd Heechów — kiedy więc ustawienie zbliża się do jakiegoś porządnego celu, końcowe dostrojenie odbywa się automatycznie. Być może Mieczników ma rację.

(Oczywiście odkrycie każdej z tych rzeczy kosztowało mnóstwo czasu i pieniędzy, a przede wszystkim istnień ludzkich. Zawód poszukiwacza nie należy do bezpiecznych. W kilku pierwszych przypadkach wyprawy były prawie samobójstwem.)

Czasami wykona się cały obrót piątą gałką i nic z tego nie wyjdzie. Klniesz wtedy, na czym świat stoi. Potem przestawiasz jedną z czterech pozostałych i próbujesz raz jeszcze. Cały obrót trwa tylko kilka sekund, ale piloci kontrolni spędzili dziesiątki godzin, by uzyskać właściwy kolor.

Oczywiście do czasu mojej wyprawy, zanim wyruszyłem, programiści kursu i piloci kontrolni znaleźli już kilkaset możliwych ustawień, których kolor uznano za odpowiedni — ale jeszcze ich nie wykorzystano — jak również tych wszystkich, które okazały się niewarte powtórzenia. A także takie, z których załogi nie powróciły.

W tym czasie nie miałem jednak o tym jeszcze zielonego pojęcia i kiedy usiadłem w zmodyfikowanym fotelu Heechów, wszystko to dla mnie było zupełnie nowe. Nie wiem, czy uda się wam zrozumieć to uczucie?

12
{"b":"303692","o":1}