Литмир - Электронная Библиотека

Dopiero przy deserze – kwadratowych porcjach cytrynowej, zielonej galaretki – Chudy podniósł wreszcie głowę, jakby nagle zdał sobie sprawę z tego, gdzie jest. Obrócił się na krześle z wyrazem osłupienia i zaskoczenia na twarzy. Jego długie, siwe włosy, zazwyczaj opadające przetłuszczonymi lokami na ramiona, teraz wydawały się elektrycznie naładowane jak u postaci z kreskówki, która włożyła palec do gniazdka. Tyle że to nie był żart i nikt się nie śmiał. Chudy miał szeroko otwarte, oszalałe ze strachu oczy. Zaczął gwałtownie szukać czegoś na sali, potem utkwił wzrok w Krótkiej Blond, która niedaleko od stolika Chudego pomagała zjeść kolację starszej kobiecie. Siekała oślizłego kurczaka na małe kawałeczki i wkładała je chorej do ust jak niemowlakowi.

Chudy zerwał się gwałtownie z krzesła, które z łoskotem upadło na podłogę. Wyciągnął rękę i trupio chudym palcem wskazał młodą stażystkę.

– Ty! – wrzasnął z wściekłością.

Krótka Blond zaskoczona podniosła wzrok. Wskazała palcem siebie, a jej usta poruszyły się w bezgłośnym „ja?” Nie ruszyła się z miejsca. Pewnie dlatego, że miała małe doświadczenie. Każdy szpitalny weteran zareagowałby o wiele szybciej.

– Ty! – wrzasnął znów Chudy. – To musisz być ty!

Z drugiego końca sali Mały Czarny i jego brat rzucili się w ich kierunku. Ale przez rzędy stolików, krzeseł i tłum pacjentów był to bieg z przeszkodami. Krótka Blond wstała, wpatrzona w Chudego, który już szedł szybko w jej stronę, cały czas wskazując ją wyciągniętym palcem. Odsunęła się do ściany.

– To ty, wiem! – wrzeszczał Chudy. – Ty jesteś nowa! To ciebie nie sprawdzili! To ty, to musisz być ty! Zło! Zło! Wpuściliśmy ją do środka! Wynoś się! Wynoś! Uwaga! Nie wiadomo, co ona może zrobić!

Jego histeryczne ostrzeżenia jakby sugerowały innym pacjentom, że Krótka Blond ma jakąś zaraźliwą chorobę albo może wybuchnąć. Cała sala odsunęła się od dziewczyny w nagłym przypływie strachu.

Krótka Blond uciekła pod najbliższą ścianę i podniosła rękę. Francis widział zaczątki paniki w jej oczach, kiedy starzec zbliżał się coraz bardziej, wymachując rękami.

Zaczął odpędzać innych pacjentów; z wściekłości krzyczał coraz głośniej i piskliwiej.

– Nie martwcie się! Ja nas obronię!

Duży Czarny odpychał stoliki i krzesła, a Mały Czarny przesadził susem któregoś z pacjentów, który padł na kolana, zdjęty własnym, nieokreślonym przerażeniem. Nadbiegał też pan Zły. Siostra Błąd z inną pielęgniarką przeciskały się przez tłum pacjentów, którzy zbili się ciasno w kupę, nie wiedząc, czy patrzeć, czy uciekać.

– To ty! – powtórzył po raz setny Chudy, dochodząc do stażystki i nachylając się nad nią groźnie.

– Wcale nie! – zapiszczała Krótka Blond.

– Tak! – ryknął Chudy.

– Chudy! Przestań! – wrzasnął Mały Czarny.

Duży Czarny był coraz bliżej, jego twarz zastygła w obsydianową maskę determinacji.

– Wcale nie, wcale nie! – krzyczała altem Krótka Blond, osuwając się po ścianie.

I wtedy, kiedy Duży Czarny i pan Zły byli jeszcze o kilka metrów od nich, nastąpiła chwila ciszy. Chudy się wyprostował, wyciągając ręce w górę, jakby zamierzał się rzucić na stażystkę. Francis usłyszał krzyk Petera Strażaka, gdzieś blisko, ale nie wiedział, gdzie.

– Chudy, nie! Przestań!

I, ku jego zaskoczeniu, Chudy przestał.

Spojrzał na Krótką Blond i na jego twarzy pojawiło się zdumienie, zupełnie jakby oglądał wyniki eksperymentu, które nie wykazywały dokładnie tego, co według naukowca powinny. Skrzywił się z zaciekawieniem. Patrzył na Krótką Blond i o wiele ciszej, niemal uprzejmie, zapytał:

– To na pewno nie ty?

– Tak, tak, tak – wykrztusiła. – Na pewno!

Przyjrzał się dziewczynie uważnie.

– Nie rozumiem – powiedział ze smutkiem. Wyglądał, jakby w ułamku sekundy uszło z niego całe powietrze. W jednej chwili był mściwą potęgą, szykującą się do ataku, a w następnej małym dzieckiem, targanym burzą wątpliwości.

W tym momencie Duży Czarny wreszcie go dopadł i brutalnie wykręcił mu ramiona.

– Co ty, do cholery, wyprawiasz! – zawołał ze złością.

Mały Czarny, biegnący krok za bratem, skoczył między Chudego a stażystkę.

– Cofnij się! – rozkazał, a jego polecenie zostało natychmiast wykonane, bo Duży szarpnął Chudego w tył.

Mogłem się pomylić – tłumaczył Chudy, potrząsając głową. – Na początku to było takie wyraźne. A potem się zmieniło. Ni z tego, ni z owego. Sam nie wiem. – Odwrócił głowę do Dużego Czarnego, wykręcając chudą szyję. Jego głos przepełniały wątpliwości i smutek. – Myślałem, że to musi być ona. Musi. Jest najnowsza. Nie była tu od początku. Jest nowa. A my musimy bardzo uważać, żeby nie wpuścić zła. Musimy być bez przerwy czujni. Przepraszam – zwrócił się do Krótkiej Blond, która wstała i próbowała wziąć się w garść. – Byłem taki pewny. – Znów popatrzył na nią surowo, mrużąc oczy. – Cały czas nie wiem – powiedział sztywno. – Mogła kłamać. Pomocnicy szatana to doskonali kłamcy. Zwodzą nas, udają niewiniątka.

W jego głosie nie było już ani furii, ani zwątpienia.

Krótka Blond odsunęła się, nie spuszczając z oka Chudego, trzymanego przez potężnego pielęgniarza. Evansowi w końcu udało się przedrzeć przez salę. Mówił bezpośrednio do Małego Czarnego.

– Ma dostać dziś wieczorem środek uspokajający. Pięćdziesiąt miligramów nembutalu w kroplówce, razem z innymi lekami. Może powinniśmy go też zamknąć na noc w izolatce.

Chudy cały czas przyglądał się badawczo Krótkiej Blond, ale kiedy usłyszał słowo „izolatka”, obrócił się gwałtownie do pana Złego i gorączkowo pokręcił głową.

– Nie, nie, nic mi nie jest, naprawdę. Po prostu robiłem, co do mnie należy. Nie będę sprawiał kłopotów, obiecuję…

Ucichł.

– Zobaczymy – mruknął Evans. – Sprawdźmy najpierw, jak zareaguje na środek uspokajający.

– Nic mi nie będzie – upierał się Chudy. – Naprawdę. Nie będę robił kłopotów. Ani trochę. Proszę, nie zamykajcie mnie w izolatce.

Evans odwrócił się do Krótkiej Blond.

– Niech pani sobie zrobi przerwę – powiedział.

Szczupła stażystka pokręciła głową.

– Nic mi nie jest – odparła, zbierając resztki odwagi, i wróciła do karmienia starszej kobiety na wózku.

Francis zauważył, że Chudy wciąż się wpatrywał w dziewczynę, a w jego stanowczym spojrzeniu widać było coś, co wziął za niepewność, a co – jak później zdał sobie sprawę – mogło być wieloma różnymi uczuciami.

Wieczorny tłum przepychał się i narzekał przy wydawaniu lekarstw. Krótka Blond stała za siatką dyżurki, pomagając rozdawać pigułki, ale to inne, starsze i bardziej doświadczone pielęgniarki kierowały wydzielaniem wieczornych dawek. Kilkoro pacjentów głośno narzekało, jeden zaczął płakać, kiedy inny wypchnął go z kolejki, ale Francis miał wrażenie, że wybuch przy kolacji przygnębił większość mieszkańców Amherst, jeśli nie sparaliżował. Pomyślał, że w szpitalu najważniejsza jest równowaga. Leki równoważyły obłęd; wiek i zamknięcie równoważyły energię i pomysły. Wszyscy tu zaakceptowali pewną regularność, w której przestrzeń i działanie ograniczano, określano i dyscyplinowano. Nawet okazjonalne przepychanki czy sprzeczki, jak te przy wieczornym wydawaniu leków, były częścią skomplikowanego, szalonego menueta.

Francis zobaczył Chudego, który przyszedł pod dyżurkę w towarzystwie Dużego Czarnego. Kościsty mężczyzna kręcił głową.

– Nic mi nie jest, nic mi nie jest – usłyszał Francis jego narzekania. – Nie musicie mi nic dawać na uspokojenie…

Ale twarz Dużego Czarnego straciła swój zwykły, dobrotliwy wyraz. Francis usłyszał jego słowa:

– Chudy, musisz to zrobić grzecznie i po dobroci, bo inaczej wsadzimy cię w kaftan bezpieczeństwa i zamkniemy na noc w izolatce, a wiem, że tego nie chcesz. Więc weź głęboki oddech, podwiń rękaw i nie walcz z czymś, z czym nie powinno się walczyć.

Chudy kiwał głową, w tej chwili akurat pokorny, choć nadal czujnie zerkał na Krótką Blond pracującą w głębi dyżurki. Jeśli miał jakieś wątpliwości co do tego, czy stażystka może być dzieckiem szatana, dla Francisa było jasne, że nie rozwiały ich ani leki, ani perswazja. Chudy drżał, wydawał się ciągle pobudzony, ale nie opierał się siostrze Ościstej, która podeszła do niego ze strzykawką ociekającą lekarstwem, przetarła mu ramię alkoholem i sztywno wbiła igłę w skórę. Francis pomyślał, że to musiało boleć, ale Chudy niczym nie okazał, że zastrzyk był dla niego przykry. Spojrzał jeszcze raz przeciągle na Krótką Blond, potem pozwolił się odprowadzić Dużemu Czarnemu do dormitorium.

18
{"b":"109922","o":1}