Литмир - Электронная Библиотека

– Ale żyje? Na pewno żyje? – Ściskał ją za ramiona.

– Oczywiście. Mimo trudności udało mi się go odwiedzić.

– Czy on umiera?

– Nie wiem – westchnęła. – Tego nie powiedzieli, ale traktują go tak, jakby leżał na łożu śmierci. Nita już nosi żałobę. Ona jest zresztą twoją kuzynką, to ta dziewczyna, która otworzyła drzwi.

– Mów dalej.

– Don Carlos nie zrobił na mnie wrażenia umierającego. Mówi mocnym głosem, zachowuje przytomność umysłu. Choroba bardzo go osłabiła i, cóż, być może stracił po prostu chęć do życia.

– Tylko kobieta może postawić taką diagnozę – rzekł niechętnie Chase.

– Możliwe. Tak czy inaczej zamierzałam mu powiedzieć o tobie, ale Rodrigo…

– Rodrigo?

– Don Carlos miał dwie siostry. Matka Nity umarła, Rodrigo jest dzieckiem drugiej. Ta żyje, dużo podróżuje. Zeszłego wieczoru Rodrigo był u don Carlosa. Dał mi do zrozumienia, że tak szokujące nowiny, jakie zamierzam obwieścić, mogą choremu wyrządzić szkodę.

– Czyżby don Carlos spłodził tak wiele dzieci, że jedno więcej mogłoby dla niego stanowić za duże obciążenie?

– On nie ma dzieci. Dlatego uparłam się, by mu o tobie powiedzieć. Czułam, że wiadomość taka go ucieszy. Nie byłam jednak pewna, czy szok nie pogorszy jego stanu.

– Więc on nie wie? A ty mi mówisz, że przebyłem całą tę drogę na darmo, bo przecież i ja nie powinienem próbować się z nim zobaczyć!

– Gdyby cię ujrzał, od razu by wszystko zrozumiał. Jak sądzisz, dlaczego Nita zaniemówiła na twój widok? Jesteście przecież do siebie podobni jak dwie krople wody!

Obserwowała uważnie jego reakcję. Rzeczywiście wyglądał jak don Carlos, a zatem don Carlos musiał być naprawdę jego ojcem. Chase wpatrywał się w przestrzeń.

– Myślisz więc, że ledwo na mnie zerknie, to umrze z wrażenia?

Jessie doszła do wniosku, że nic się złego nie stanie, jeśli przedstawi Chase'owi swój pomysł.

– Właściwie… – zaczęła z wahaniem. – To znaczy… Nie mogę być pewna, ale…

– Nie potrafisz się wysłowić? Od kiedy?

– Przestań mnie denerwować! Jeśli nie chcesz mnie słuchać, będę milczała.

Przysiadł na łóżku.

– Przepraszam, Jessie. Musisz jednak zrozumieć…

– Rozumiem. Chciałam ci tylko powiedzieć, że być może twój ojciec sam domyślił się czegoś, czego nie mogłam mu wyjawić. Nie jestem jednak pewna.

– Jak to się mogło stać? – spytał z takim przerażeniem, że Jessie poczuła dziwny ucisk w sercu.

– Zaskoczyło mnie to niezwykłe podobieństwo między wami, a don Carlos dostrzegł moje zdumione spojrzenie. Wyznałam, że jest podobny do kogoś, kogo znam. Ale to nie koniec. W trakcie rozmowy on wspomniał o poszukiwaniach, jakie prowadził w Ameryce. Myślę, że próbował odnaleźć twoją matkę, lecz jego starania okazały się bezowocne. Wyrwało mi się nieopatrzne zdanie. Don Carlos bardzo się zdziwił, gdy spytałam, czy j ą odszukał. A potem, kiedy już miałam wychodzić, chciał się dowiedzieć, kto właściwie jest do niego podobny. Wyznałam prawdę… Nie widziałam w tym zresztą nic złego. Chyba mi wtedy podziękował, ale, oczywiście, mogłam się przesłyszeć. Stałam dość daleko, a on mówił bardzo cicho.

– A może on się wszystkiego domyślił, lecz wcale nie był zszokowany?

– Niewykluczone. Zapadła cisza.

– Chodźmy. Chodźmy się spotkać z moim ojcem – rzekł w końcu Chase.

Rozdział 45

Niepotrzebnie się spieszyli. Don Carlos spal. Ledwo stanęli w progu, zastąpił im drogę stary służący. Trzeba było jeszcze trochę zaczekać.

Lunch jedli w towarzystwie swoich młodych gospodarzy. Dokonano prezentacji. Choć panowie mogli poprosić Jessie o tłumaczenie, woleli milczeć. Nita z kolei nie chciała zostawić Chase'a w spokoju. Łasiła się do niego, a to, czego nie mogły wyrazić słowa, mówiły jej oczy. Jessie patrzyła na to z niesmakiem.

Zapewne nic by sobie z tego nie robiła, gdyby Chase jedynie tolerował umizgi Hiszpanki; on jednak był wyraźnie zadowolony. Sądził zapewne, że dokonał kolejnego podboju. I to pod nosem żony.

Zanim podano kolejne danie, Jessie odeszła od stołu, mamrocząc przeprosiny. Chase dogonił ją na podeście. Na jego twarzy malowało się rozbawienie.

– Już nie jesteś głodna?

– Mam dość.

– Wiedziałem, że zwrócisz uwagę na tę komedyjkę.

– Kłamca! – syknęła Jessie. – Mam uwierzyć, że to nędzne przedstawienie odegrałeś dla mnie?

– Oczywiście. Muszą nakarmić don Carlosa. Nie będzie już spał.

– No jasne. I nie cieszyłeś się wcale z zalotów Nity? Postanowiła odbić mi ciebie, bo wie, kim jesteś. Liczyła na majątek twego ojca, i stanowisz dla niej zagrożenie.

– Jesteś zazdrosna, kochanie?

– O tę… hiszpańską latawicę? Nie schlebiaj sobie. To było po prostu obrzydliwe.

– Przestań, Jessie. Nita jest moją kuzynką.

– Zupełnie o tym zapomniała, ale ostrzegam, cię, Chase…

– Wiem, wiem – przerwał z kpiącym uśmieszkiem. -Jeśli kiedykolwiek zerknę na inną kobietę, odstrzelisz pewną część mojego ciała. Tę szczególnie mi drogą. Tak?

– Możesz sobie kpić – odparła sztywno. – Ale właśnie dlatego nie chciałam za ciebie wyjść. Nie wierzę, że potrafisz być wierny.

– Postaraj się obdarzyć mnie trochę większym zaufaniem – powiedział poważnie. – Nigdy przedtem nie miałem powodu, by dochowywać komukolwiek wierności. Ale poślubiłem ciebie i traktuję małżeństwo poważnie, nawet jeśli ty podchodzisz do niego inaczej. Nie ja wpadłem na pomysł, abyśmy mieszkali osobno. Byłem gotów się ustatkować już w chwili, gdy wychodziliśmy z kościoła. Jak sądzisz, dlaczego nie wyjechałem, mimo iż czułem się przecież znacznie lepiej?

– Senora Summers, don Carlos pyta o panią.

Oboje podnieśli głowy. Ze szczytu schodów patrzył na nich surowo stary służący.

Don Carlos siedział w łożu, wsparty o górę poduszek. Obok stała do połowy opróżniona taca z jedzeniem. Służący wszedł do pokoju, by ją zabrać. Ku wielkiemu zadowoleniu Jessie, kotary rozsunięto i pokój zalewało światło. Jessie cieszyła się bardzo, że Chase czeka w hallu. Gdyby don Carlos ujrzał go bez uprzedzenia, mógłby doznać szoku.

Jessie stanęła w nogach łóżka, ale don Carlos przywołał ją do siebie.

– Bałam się, że rozmowa ze mną zmęczyła pana – zaczęła.

– Nonsens. – Gdy się uśmiechnął, Jessie odzyskała spokój. – Nie czułem się tak dobrze od miesięcy.

– Bardzo się cieszę.

– Przyjechał pani mąż?

– Już panu powiedzieli?

– Nikt mi niczego nie mówił, ale pani promienieje.

Wprawił ją w zakłopotanie. Rumieńce na jej policzkach pojawiły się zapewne w trakcie kłótni. Nie mogła jednak wspomnieć o tym don Carlosowi.

– Bardzo się cieszę z jego przyjazdu – powiedziała niepewnie.

– Nie musisz się mnie wstydzić. To dobrze, że kochasz męża. Tak być powinno. Jaki to człowiek? Pewnie nie powinienem pytać. Czy… – Umilkł i Jessie dostrzegła, że bardzo jest przejęty.

– A więc pan wie – rzekła.

– Szukałem mego dziecka przez wiele lat, Jessico. Niestety, bez powodzenia. Mogłem się tylko łudzić, że ono również zapragnie mnie odnaleźć i dopisze mu szczęście. W twoich słowach znalazłem to, co tak bardzo pragnąłem usłyszeć. Najpierw podejrzewałem, że jesteś moją córką, aż do chwili, gdy stwierdziłaś, iż kogoś ci przypominam. W naszej rodzinie podobieństwo w linii męskiej jest naprawdę ogromne. Wyglądam jak mój ojciec, dziadek, i tak jest od wieków. Zmienia się kolor włosów i oczu, lecz rysy Silvelów uwydatniają się w każdym pokoleniu.

– Odnalazł się pański syn, a wkrótce zostanie pan dziadkiem.

Otwarł szeroko oczy i dotknął jej ręki.

– Dziękuję, moja droga. Wlała pani we mnie życie.

– Musi pan wyzdrowieć! Ja nie znałam swych dziadków, a chcę, by moje dziecko miało dużą rodzinę. Ale Chase na pewno już się niecierpliwi.

– Wydaje mi się, że na to spotkanie czekałem całe życie. Przyprowadź go tutaj.

Jessie uśmiechnęła się do męża, a on już wiedział, że wszystko jest w porządku. Do pokoju wchodził jednak niepewnym krokiem. Bał się. Dotarł właśnie do kresu bardzo długiej podróży.

50
{"b":"108549","o":1}