Литмир - Электронная Библиотека

– Cierpisz teraz.

– Jakoś sobie z tym poradzę.

Jessie ubijała w kamiennym moździerzu dzikie wiśnie wraz z najróżniejszymi przyprawami. Następnie owoce suszono i mieszano z kawałkami bawolego mięsa oraz tłuszczu. Przyrządzony w ten sposób pemikan nadawał się do spożycia całymi miesiącami.

Biały Grzmot odsunął się od Jessie, pozostawiając ją na chwilę własnym myślom. Dziewczyna nie żałowała swoich zwierzeń; teraz Biały Grzmot może przynajmniej zrozumieć przyczynę nagłych zmian jej nastroju.

Jak na młodego mężczyznę – starszego od Jessie zaledwie o dwa lata – był mądrym, myślącym człowiekiem. Jessie darzyła swego przyjaciela gorącym uczuciem.

Popatrzyła na niego i uśmiechnęła się, gdy tylko podniósł na nią wzrok.

Wśród Indian zamieszkujących równiny Czejenowie należeli do najroślejszych, a Biały Grzmot osiągnął prawie dwa metry wzrostu. Odznaczał się również wyjątkową urodą; szczególne wrażenie robiły jednak jego niebieskie oczy, odziedziczone po ojcu. Skórę miał barwy miedzi, ale głównie od słońca. Ten młody wojownik udowodnił już wielokrotnie swoją sprawność fizyczną i niespotykaną silę. Jessie szczyciła się jego przyjaźnią.

W kilka chwil później do namiotu wszedł cicho Maty Jastrząb, wystrojony w koszulę ze skóry owcy górskiej, wkładaną przy szczególnych okazjach. Długie rękawy koszuli, podobnie jak nogawki spodni, przyozdobiono frędzlami i pięknymi koralikami. Gdzieniegdzie naszyto również kawałeczki metalu i muszelki. W warkoczach Małego Jastrzębia tkwiły strzępki białego futra, a także jedno jedyne niebieskie piórko, takie samo jak to, które zostawił przy ognisku Jessie.

Biały Grzmot, na którym Siuks wywarł niezwykle korzystne wrażenie, bardzo się zmartwił. Strój Małego Jastrzębia świadczy! bowiem o nietypowym celu wizyty. A tego celu nietrudno się było domyślić. Biały Grzmot nie miał powodu do zadowolenia.

Zgodnie z indiańskim protokołem Mały Jastrząb czekał na zaproszenie do zajęcia miejsca. Biały Grzmot zwlekał z tym przez chwilę, patrząc na Jessie, jakby zamierzał wyczytać z jej twarzy, czy rozumie cel tej wizyty. Wreszcie westchnął i przywitał swego gościa w języku Siuksów. Słuchając ich rozmowy, Jessie zaczęła się niecierpliwić, gdyż nie zrozumiała ani słowa. Ponadto sądziła, iż Mały Jastrząb przybył do obozu, aby pomówić z nią, a nie z Białym Grzmotem, toteż cała ta sytuacja zaczęła ją irytować.

W końcu Mały Jastrząb odwrócił się do niej.

– Prosi o pozwolenie na rozmowę – odezwał się Biały Grzmot.

– Przecież już się zgodziłam. Czyżby przybył upewnić się? – spytała Jessie.

– Teraz pyta oficjalnie.

Z trudem powstrzymała uśmiech,

– A ja się oficjalnie zgadzam.

– Prosił mnie również, abym tłumaczył – oznajmił Biały Grzmot z poważną miną.

– Po co? Zna angielski.

– Nie lubi go używać, kiedy nie jest to absolutnie konieczne – wyjaśnił Biały Grzmot.

– To po co się w ogóle uczył tego języka? – spytała Jessie ze złością.

– Chcesz, abym go zapytał?

– Sama potrafię to zrobić – odparła krótko.

– Nie rozmawiaj z nim bez pośredników – ostrzegł Biały Grzmot. – Nie patrz na niego tak śmiało, nie zdradzaj swoich myśli.

– Mówisz zupełnie tak samo jak twoja matka.

– Nie żartuj, kobieto. – Biały Grzmot zmarszczył brwi. – On zachowuje powagę. Pomijając nawet jego zamiary, Mały Jastrząb na ogół rozmawia przez osoby trzecie. – Uniósł pytająco brew. – Rozumiesz teraz?

Jessie zmarszczyła czoło. Co właściwie Biały Grzmot próbował jej powiedzieć? Nigdy nie zachowywał się równie tajemniczo.

– No to może zacznijmy – zaproponowała, patrząc z obawą na Siuksa.

Mężczyźni rozpoczęli dysputę; dziewczyna poczuła lęk, gdy stało się jasne, że to ostra wymiana zdań. Gdyby jeszcze wiedziała, o co chodzi…

Odetchnęła z ulgą, dopiero wtedy, gdy umilkli.

– No i co? – spytała, gdyż żaden z nich nawet nie próbował się znów odezwać.

– Jest właśnie tak, jak sądziłem – rzekł krótko Biały Grzmot. – On chce, abyś była jego kobietą.

Jessie straciła mowę. Tłumaczyła sobie w duchu, że nie powinna się dziwić, a jednak była bardzo zaskoczona.

Spojrzała na Małego Jastrzębia; ich oczy spotkały się, a potem Jessie odwróciła wzrok. Tak, on jej pragnął. Nagle zaczęło jej to pochlebiać; propozycja podziałała jak balsam po tym, jak potraktował ją Chase.

– Kobietą czy żoną? – spytała pospiesznie.

– Żoną.

– Rozumiem. – Spojrzała z zadumą w górę. Biały Grzmot bardzo się zdziwił.

– Zastanawiasz się, czy przyjąć ofertę?

– Co za mnie zaproponował?

– Siedem koni.

– Siedem? – Jessie była wyraźnie pod wrażeniem. -Dlaczego tak dużo? Jest bogaty?

– Po prostu zdecydowany. Jednego konia przeznaczył dla mnie, gdyż wyraziłem zgodę na tę rozmowę, a on nie ma tu żadnych przyjaciół. Dwa chce oddać Biegającemu z Wilkami, ponieważ to jego wigwam zajmujemy. Pozostałe cztery są dla ciebie i tak ma już pozostać. Zachowasz również, oczywiście, własny dobytek.

– Oraz otrzymam namiot – dodała, wiedząc iż wigwamy stanowią własność żon.

– Nie, namiot nie. – Biały Grzmot wyprowadził ją z błędu. – Dlatego właśnie mu powiedziałem, że nie widzę szans. Mały Jastrząb ma już jedną żonę.

– Naprawdę?

– Tak.

– Rozumiem – odparła sztywno Jessie.

Nie wiedziała, dlaczego wpadła nagle w taką złość. Może dlatego, że było miło czuć się potrzebną, zapomnieć o wszystkich kłopotach na ranczo. A okazało się to mrzonką.

– Powiedz Małemu Jastrzębiowi, że czuję się zaszczycona, ale nie mogę przyjąć jego propozycji. Powiedz mu, że białe kobiety nie dzielą się z nikim mężami. Nie będę drugą żoną.

Już za chwilę przekonała się z ulgą, że Mały Jastrząb przyjął tę rekuzę z godnością. Zamienił jeszcze kilka słów z Białym Grzmotem i wyszedł z namiotu.

– Spodziewał się odmowy – odparł ponuro Biały Grzmot. – Chyba jednak mu się zdaje, że oswoisz się z tą perspektywą i zmienisz zdanie.

– Ach tak? – Jessie zaczęła się martwić. – Zapewne będzie się kręcił w pobliżu? I wywierał na mnie presję?

– Na pewno się jeszcze spotkacie – odparł wymijająco Biały Grzmot.

Jessie pokręciła głową. Jeszcze kilka dni temu nie miała żadnych problemów z mężczyznami i czuła się wolna jak ptak. Teraz nie potrafiła sobie z nową sytuacją poradzić.

Rozdział 15

Mijało właśnie popołudnie czwartego dnia poszukiwań. Chase nigdy by nie przypuszczał, że zajedzie tak daleko. Zatrzymał się w Forcie Laramie, gdzie spędził noc, a później skierowano go do wioski Białego Grzmota. Wiedział, że trafi wreszcie tam, gdzie powinien. Nigdzie w pobliżu nie znajdowała się już bowiem żadna inna osada.

W popołudniowym słońcu wioska wyglądała spokojnie. Dzieci bawiły się przed namiotami, kobiety pracowały, mężczyźni zbili się w grupki. Konie, przywiązane do pali, stały nieopodal wigwamów, mięso suszyło się na słońcu, rozłożone skóry czekały na garbowanie. Wioska wydawała się bogata. Chase przykucnął nad strumieniem i patrzył. Czy Jessie naprawdę mogła się gdzieś tu ukryć?

Odpowiedź na to pytanie uzyskał niemal natychmiast, gdy zjechał w dół strumienia, tam gdzie rozrośnięte krzewy i drzewa zasłaniały wioskę przed oczyma ciekawskich. Chase zamierzał się tam ukryć, lecz na widok kobiety kąpiącej się w strumieniu stanął jak wryty. Kobieta była naga do pasa, a na biodrach nosiła indiańską przepaskę. Prowadząc ostrożnie konia, Chase podjechał bliżej brzegu. Trzymał się w takiej odległości od wody, by dziewczyna nie mogła go dostrzec.

Patrząc na nią, zapomniał o wiosce i o Indianach. W strumieniu kąpała się Jessie. Nie miał co do tego wątpliwości. Jej rozpuszczone mokre włosy przylegały do ciała. Jakże pięknie wyglądała ta bogini muśnięta pocałunkiem słońca. Jej piersi wydawały mu się większe niż wtedy, gdy przysłaniała je koszula. Sterczały wysoko i dumnie nad cieniutką talią i lekko zaokrąglonymi biodrami. Chase uległ czarowi dziewczyny. Dlaczego była tak wyjątkowa, tak piękna?

19
{"b":"108549","o":1}